Nazwanie Kornela Morawieckiego ruskim agentem to podłość. A nazywanie jego syna, Mateusza Morawieckiego, agentem niemieckim czy ruskim i niemieckim to cyniczna gra. Co pcha Marcina Romanowskiego do takich oskarżeń? Zadufanie, poczucie wyższości, jakiś szczególny tytuł do pogardy?
Marcin Romanowski
Nie wiem co musi mieć w głowie urodzony w 1976 roku były wiceminister sprawiedliwości Marcin Romanowski, że mógł sobie pozwolić, nawet w prywatnej (jak sądził) rozmowie, na nazwanie legendy antykomunistycznego podziemia Kornela Morawieckiego ruskim agentem. Cóż, zakładam że komunizmu dobrze nie pamięta.
Co Marcin Romanowski może wiedzieć o Kornelu Morawieckim
Rodził się w czasach, kiedy Morawiecki senior był już opozycyjnym weteranem. Miał cztery lata, kiedy przyszły lider Solidarności Walczącej organizował strajki we Wrocławiu. Spodziewam się, że również nie śledził jakoś nadzwyczajnie uważnie działalności Morawieckiego w SW w latach stanu wojennego. Z prostej przyczyny; nawet gdyby był przedwcześnie politycznie dojrzałym siedmiolatkiem, w początkach lat 80. do wioski Skrwilno gdzieś pod Rypinem, w której się urodził, bibuła Solidarności Walczącej pewnie licznie nie docierała.
Historię Kornela Morawieckiego może więc znać tylko z książek. Albo z legendy, jaką wokół jego postaci budowała partia prezesa Jarosława Kaczyńskiego. Czy brał udział w pogrzebie byłego marszałka seniora w 2019 roku? Pewnie tak, bo było to wtedy dobrze widziane.
Kim jest Marcin Romanowski
Dlatego podłość, którą wypada mu zarzucić, ma tło podwójne. Romanowski nie tylko pluje na historyczną, choć bez wątpienia kontrowersyjną postać polskiej opozycji, ale też opluwa jeden z ważniejszych autorytetów własnej formacji. Co za tym stoi? Czy tylko niechęć do konkurenta na prawicy, któremu zarzuca zresztą również zarówno ruską, jak i niemiecką agenturalność? Rewelacje Tomasza Piątka, w które na prawicy nie wypada wierzyć? A może jest za tym coś więcej? Zadufanie, poczucie wyższości, jakiś szczególny tytuł do pogardy?
Prywatnie Marcin Romanowski jest numerariuszem Opus Dei
Tu z pomocą przychodzi jego biografia. Otóż Marcin Romanowski to bez wątpienia człowiek wykształcony. Doktor nauk prawnych. Absolwent UMK oraz podyplomowych studiów prawniczych i stypendysta na Uniwersytecie w Ratyzbonie, a także na uniwersytetach w Greifswaldzie i w Berlinie. Te liczne związki z Niemcami predestynują go oczywiście do typowej na prawicy nienawiści do ojczyzny Wagnera, ale czy zarazem do pogardy wobec Morawieckich? Nie wiem.
W wolnej Polsce pan Romanowski, mimo że wyszedł spod skrzydeł Julii Pitery, robił już karierę jako zadeklarowany zwolennik prawicy. Najpierw jako dyrektor Instytutu Wymiaru Sprawiedliwości, potem jako przewodniczący Rady KSAP, na koniec jako wiceminister u Zbigniewa Ziobry i nadzorca Funduszu Sprawiedliwości. W istocie kariera, że aż może zakręcić się w głowie. Więc się zakręciło.
Komu naprawdę służy Marcin Romanowski
Ale prędkości temu kręceniu dodaje jeszcze jedna, nie całkiem znana publicznie rola pana ministra. Otóż prywatnie Marcin Romanowski jest numerariuszem Opus Dei. To pokrótce: żyjący dobrowolnie w celibacie ludzie związani z prałaturą specjalną umową, którzy działają na rzecz promowanych przez Opus Dei wartości i wspierają ją (prałaturę) finansowo. Innymi słowy: elita świeckich w Kościele.
Sumienny chrześcijanin powiedziałby, że idą za tym jakieś zobowiązania moralne. Jakie – daje (albo nie daje) temu świadectwo Romanowski. Zamiast szacunku dla bliźniego – opluwanie pamięci bohatera walki z komunizmem. Zamiast lojalności w polityce – brudne zagrywki wobec najbliższego koalicjanta.
Ktoś powie: polityka. Brudna z natury. Nic dziwnego. A jednak. Nie tylko można, ale trzeba się dziwić takiej postawie, jaką zaprezentował Romanowski. Poczuć ten specyficzny klej, jaki wiąże koalicjantów na prawicy. Zapytać, kto jeszcze w Solidarnej Polsce ma takie poglądy? Kto je upowszechniał, kto tolerował? I wejść w buty sympatyków obu Morawieckich, którzy muszą udawać, że pada deszcz, kiedy pluje im się w twarz.
Cóż, do wyborów trzeba udawać. Ale rozliczenia z Romanowskimi pewnie się zaczną kilka dni później.