Jutro nie mam czasu, więc w tym tygodniu wyjątkowo mój felieton w Interii w czwartek, a nie piątek. Zwłaszcza, że jest dodatkowy powód. Dziś niezależni i niezawiśli polscy dziennikarze, z których część z oddaniem walczyła z dyktaturą PiS i osobiście wystawała albo przynajmniej relacjonowała jak inni wystawali w kolejkach do urn wyborczych w ubiegłym roku, żeby tę dyktaturę obalić, odkryli, że obrońcy praworządności z PO ich przehandlowali big-techom.
/123RF/PICSEL
Ot i taka przykrość. Nie ukrywam, że jako symetrysta mam pewną satysfakcję, ale teraz zupełnie niesymetrycznie stanę po ich stronie.
Korporacje są uprzywilejowane od lat. Rząd płaci im łapówki (nazywane dotacjami lub ulgami) za inwestowanie w Polsce. Tymi inwestycjami rząd się chwali przed wyborcami nie wspominając, że na te dotacje musi zabrać podatki wyborcom. Bo przecież korporacje podatków nie płacą nie tylko jak zostały z nich zwolnione. Z zasady nie płacą przecież podatku dochodowego, bo nie osiągają dochodów. Ciągle inwestują i mają straty. A potem te straty pokrywają. No i mają koszty duże. Muszą tak zwane „royalties” płacić swoim właścicielom.
Reklama
Podatku 1,5 proc. od przychodów uzyskiwanych w Polsce – co postuluję od 25 lat – płacić nie mogą. Bo przez te „royalties” mają przecież niskie marże. A poza tym doradcy podatkowi (tak się akurat składa, że specjalizujący się w cenach transferowych), pracujący dla tych korporacji, by go im łatwo pomogli uniknąć. Proponowałem challange: jak wprowadzicie podatek przychodowy to ja mogę zostać ministrem finansów – i zobaczymy czy się go da unikać. Jakoś bez odzewu.
Korporacje są uprzywilejowane od lat. Nie tylko podatkowo
Z kolejnego uprzywilejowania big-techów powinni się cieszyć wszyscy badacze nierówności i analitycy krytykujący różnych polskich „Januszy”. Nieefektywnych, oszukujących na podatkach, narzekających na zbyt wysokie składki ZUS, zatrudniających ludzi na czarno, którzy powinni pozamykać swe kulawe biznesiki (skoro ich nie stać – jak mówił Prezes Wszystkich Prezesów) i się pozatrudniać w… korpo. One co prawda nie płacą podatków, ale za to całkiem „legitnie” – zgodnie z przepisami, a nie jak jakiś „Janusz”.
Z takim „Januszem” żaden minister czy ministra się nie spotka, bo to przecież obciach i może jeszcze powstać podejrzenia o korupcję – że pęczek marchewek przyniosą w łapówce. Ale za to można się pochwalić, że w Palo Alto się było. Z możnymi tego świata rozmawiało. Jak uczynił właśnie jeden minister. Przecież taki ktoś pęczka marchewek nie przyniesie. Nieprawdaż?
Pomyślałem sobie, że może jak wezmę teraz w obronę dziennikarzy i polskie media, to w rewanżu one wezmą w obronę tych „Januszy” i ich obrońców?
Bo to przecież oczywiste, że politycy wolą mieć do czynienia z paroma korpo niż z czeredą „Januszy”. Bez względu na to, czy uprawiają marchewkę, czy zajmują dziennikarstwem. A korpo potrafią się przecież odwdzięczyć. Manipulują zasięgami, ograniczają oglądalność i promują co chcą. W imię dobra inkluzywnego społeczeństwa. To i mogą promować to co chcą politycy i ograniczać to, czego oni nie chcą. Nadal w imię dobra tego społeczeństwa.
Najzabawniejsze w tym wszystkim, że korpo – patentowe trolle, próbujące na nowo opatentować koło i walczące o prawo własności intelektualnej – kradną własność intelektualną różnych twórców. Bo skoro nie płacą za korzystanie z ich treści, a ewidentnie z nich korzystają, to znaczy, że kradną.
Z wolnością gospodarczą nie ma to nic wspólnego
Owszem – internet pomógł złamać monopol tradycyjnych mediów na zakłamanie, szerzenie nieprawdy, kreowania swojej jedynie słusznej racji. Sam tego kiedyś doświadczyłem, nie mówiąc już o niektórych kolegach czy klientach obsmarowanych przez różne autorytety medialne. Ale pomni tamtej wygranej nie powinniśmy zamienić siekierki na kijek – a dokładniej kijka na siekierę. Bo z tamtymi tradycyjnymi mediami to jakoś do sądu można było pójść i choć w sądach niezależni i niezawiśli sędziowie potrafili wydawać zdumiewające wyroki, to czasami udawało się wygrać i po 10 latach procesu o jakiś artykuł na całej szpalcie na pierwszej stronie udawało się wyprocesować przeprosiny na 10 stronie w dziale ogłoszenie drobne, to jednak się czasami udawało. Jak już zostaną same korpo, to będziemy mogli pisać pozwy na „Berdyczów”.
A tak się nieuchronnie stanie z powodu… pieniędzy. Pieniądze płacą reklamodawcy. Reklamę zdominowały korpo. W sumie brutalne prawo rynku. Problem jednak w tym, że wyświetlają one reklamy, za które reklamodawcy im płacą, umieszczane przy materiałach, za które one nie płacą. Reklamodawcy płacą bowiem za to, że potencjalny klienci zobaczą ich reklamę i się dadzą na nią nabrać, przy okazji czytania lub oglądania czegoś, co ich interesuje, co powstało w innych mediach. I to absolutnie z wolnością gospodarczą nie ma nic wspólnego.
I jako, że procesy z tradycyjnymi mediami przeżyłem, a jestem człowiekiem empatyzującym, to nie życzę mediom, żeby się musiały za każdym razem z korpo procesować jak moi klienci kiedyś z nimi.
I tak, jak rząd wprowadza regulacje, że trzeba płacić w sklepie, powinien wprowadzić regulacje, że trzeba płacić w internecie. Aczkolwiek obawiam się, że rządowi łatwiej będzie „przywracać” praworządność w państwie, jak najpierw „przywróci” taką samą praworządność w mediach.
Robert Gwiazdowski
Autor prezentuje własne poglądy i opinie
Śródtytuły pochodzą od redakcji
Odtwarzacz wideo wymaga uruchomienia obsługi JavaScript w przeglądarce. INTERIA.PL