Z punktu widzenia wizerunkowego błędem byłoby nawet zastąpienie amerykańskich Patriotów baterią europejską – np. francuskich czy włoskich systemów SAMP/T – mówi w rozmowie z „Rzeczpospolitą” Mariusz Cielma, redaktor naczelny „Nowej Techniki Wojskowej”, pytany o doniesienia „New York Times”, z których wynika, że Joe Biden miał podjąć decyzję o przeniesieniu baterii Patriotów stacjonującej w Polsce na Ukrainę.
Czy Amerykanie zabiorą z Polski baterię Patriotów broniącą hubu w Rzeszowie
Czy zaskoczyła pana informacja „New York Times” o tym, że w ciągu zaledwie kilku dni amerykańska bateria Patriot ma zostać przeniesiona z Polski na Ukrainę?
Mariusz Cielma, redaktor naczelny „Nowej Techniki Wojskowej”: To, że Amerykanie przekażą kolejną baterię systemu Patriot nie wydaje się jakimś zaskoczeniem. Niemcy oprócz dwóch przekazanych obiecali jeszcze dostarczenie na Ukrainę dwóch swoich baterii. Pewnym zaskoczeniem może być to, w jak natychmiastowym – przynajmniej według mediów – trybie ma być to zrealizowane. Zwykle te procesy trwają tygodnie, jeśli nie miesiące. Ukraińcy dysponują dzisiaj formalnie trzema bateriami Patriot, dwoma niemieckimi, jedną z USA. Widać, że poskutkowała i presja Ukraińców, i świadomość Amerykanów, że te ataki rakietowe, lotnicze, dronami, stanowią jednak pewne zagrożenie choćby dla systemu elektroenergetycznego. Za zaskoczenie można więc uznać, że miałoby się to odbyć w iście ekspresowym tempie – a jeśli ma być ekspresowo, to najbliżej Ukrainy amerykańskie baterie są w Polsce.
Amerykanie podobno nie byli skłonni przekazać Ukrainie baterii, które znajdują się w USA, a także na Bliskim Wschodzie czy Półwyspie Koreańskim. Czy fakt, że przekazują baterię z Polski oznacza, że uważają, iż w przewidywalnej perspektywie zagrożenie dla hubu logistycznego w Rzeszowie jest mniejsze niż np. zagrożenie ze strony Korei Północnej?
To jest często decyzja polityczna. Politycy mogą wyznaczyć decyzje kierunkowe i one wcale nie muszą iść zgodnie z kalkulacjami wojskowych. Wydaje mi się, że hub w Rzeszowie z perspektywy wsparcia Ukrainy, szczególnie w ostatnim czasie, gdy w końcu uruchomiono ponownie dostawy amerykańskie, powinien mieć osłonę powietrzną, nawet jeżeli prawdopodobieństwo nieprzewidzianych zdarzeń czy ataków jest niewielkie. Kto z nas mógłby jakiś czas temu powiedzieć, że rakieta spadnie na terytorium Polski – tymczasem jedna spadła pod Bydgoszczą, a druga zabiła polskich obywateli (w Przewodowie – red.). Takie zdarzenia mają miejsce, nawet wskutek usterki technicznej rosyjskich rakiet manewrujących. A jeśli spojrzymy, że w ostatnich miesiącach celem cyklicznych ataków są np. magazyny gazowe w rejonie Stryja, kilkadziesiąt kilometrów od granic Polski, to naprawdę nietrudno sobie wyobrazić, że nawet w sposób niecelowy, ale przypadkowy lub „przypadkowy”, bo nikt później tego nie zweryfikuje, do jakiegoś incydentu może dojść. Taki parasol w tym rejonie jest potrzebny. To jest kwestia bezpieczeństwa lotniska, na którym jest duży ruch, ale też bezpieczeństwa hubu logistycznego, przez który idzie większa część pomocy dla Ukrainy. Musi tam być osłona powietrzna, a Polska nie jest w stanie zapewnić takiej osłony, pozostają więc Amerykanie. Byłby to zły sygnał dla nas i zachęcający dla Rosji, gdyby zrezygnowali z Patriotów w Polce, argumentując to tym, że bardziej muszą utrzymać baterię np. w Korei Południowej.
A może osłonę taką mógłby zapewnić jakiś inny zestaw? Np. bateria europejskiego systemu SAMP/T?
Ja powiem inaczej. O co mają pretensje Ukraińcy do Amerykanów? O to, że Amerykanie mając ok. 80-90 baterii Patriotów przekazali im dotychczas ledwie jedną. Teraz zapowiadają przekazanie drugiej. Niemcy, którzy mieli około ośmiu takich baterii przekazali i zapowiedzieli przekazanie w sumie czterech. To pokazuje jednak pewną skalę zachowawczości ze strony Amerykanów. Ja mam świadomość tego, że Amerykanie mają wiele interesów globalnych, wiele punktów zapalnych, natomiast inwestują w utrzymanie Ukrainy dziesiątki miliardów dolarów. Wydaje mi się, że spośród tych 80-90 baterii są w stanie wyłuskać 1-2 do osłony operacji, w którą zainwestowali bardzo dużo pieniędzy i w znacznej mierze swój wizerunek.
Innymi słowy uważa pan, że jeśli bateria Patriotów miałaby zniknąć z południowo-wschodniej Polski na trwałe byłoby to błędem?
Byłby to błąd. Z punktu widzenia wizerunkowego błędem byłoby nawet zastąpienie amerykańskich Patriotów baterią europejską – np. francuskich czy włoskich systemów SAMP/T. Byłoby to źle postrzegane, także z punktu widzenia rosyjskiej presji. Nikt nie chce pokazać, także stronie rosyjskiej, że jest mniejsze zainteresowanie konfliktem w Ukrainie ze strony Stanów Zjednoczonch. A tak można odebrać ten sygnał, gdyby zabrano z Polski amerykańską baterię Patriot, jedną z wielu, którymi Amerykanie dysponują. Dla mnie jest to bardzo mało prawdopodobne. Jestem w stanie sobie wyobrazić, że w sposób postępujący, etapowy, część tego sprzętu, który jest teraz na Podkarpaciu może być przekazana Ukrainie, a w dalszej kolejności pozostała część tej baterii. Jednak nie wydaje mi się, aby Amerykanie zrezygnowali z dyżuru operacyjnego parasola swoich Patriotów w rejonie hubu w Rzeszowie choćby na jeden dzień. Może część tego sprzętu dotrze szybciej na Ukrainę niż nowa partia w zastępstwie do Polski. Natomiast jest dla mnie mało prawdopodobne, by Amerykanie nawet na jeden dzień zrezygnowali z osłony hubu w Polsce przez własne zestawy Patriot.
O co mają pretensje Ukraińcy do Amerykanów? O to, że Amerykanie mając ok. 80-90 baterii Patriotów przekazali im dotychczas ledwie jedną
Mariusz Cielma, redaktor naczelny „Nowej Techniki Wojskowej”
Dlaczego Ukraińcom tak bardzo zależy na zestawach Patriot?
Są w stanie zwalczać cele, które się szybko poruszają. A takimi celami są rakiety przeciwlotnicze np. z zestawów S-300 używanych jako pociski ziemia-ziemia, czy Kindżały. Dzisiaj w nocy do ataku na Kijów został wykorzystany jeden pocisk Kindżał – i został on zestrzelony. Niewątpliwie wykorzystano do tego celu nowoczesny system – albo Patriot, albo SAMP/T. One są na tyle nowoczesne, że są zdolne zestrzelić pocisk bardzo szybko poruszający się. Nie jest dla Ukraińców problemem zwalczanie pocisków manewrujących, bo one poruszają się z prędkością samolotu pasażerskiego. Natomiast wyzwaniem są pociski, które rozwijają prędkości kilku tysięcy kilometrów na godzinę – a takie są pociski Kindżał, balistyczne Iskandery-M, rakiety Ch-22, ale też pociski przeciwlotnicze, nawet ze starszych systemów, które powstawały przecież z założeniem, że muszą dogonić samolot myśliwski.