Kolejka Polaków chcących wrócić do ojczyzny może być rozładowywana przez 21 lat, jeśli państwo nadal nie będzie traktowało priorytetowo repatriacji. „Rzeczpospolita” dotarła do raportu, który uderza w rządy PiS.
Zdaniem NIK państwo nie radzi sobie z powrotem do ojczyzny Polaków ze Wschodu. Na zdjęciu z 2019 roku Lubow i Andriej Iwanowie, jedna z rodzin przybyłych z Kazachstanu sprowadzonych z Kazachstanu
Marek Kozubal
Najwyższa Izba Kontroli wzięła pod lupę repatriację, skontrolowała w tym zakresie działania MSZ, MSWiA, Ambasadę RP w Kazachstanie oraz dwa ośrodki adopcyjne dla powracających do Polski. Wnioski pokontrolne są porażające, najogólniej sprowadzają się do przekonania, że państwo polskie w czasach PiS zupełnie nie poradziło sobie z organizacją ściągnięcia do Polski osób, które przed wielu laty zostały przymusowo wywiezione na Wschód. „Odpowiedzialne za repatriację organy państwa nie zapewniły sprawnego i skutecznego przeprowadzenia procesu repatriacji Polaków ze Wschodu” – napisali kontrolerzy NIK i stwierdzili, że system odpowiedzialny za repatriację stał się niewydolny.
O tym, że jest źle, świadczy fakt, że w październiku i grudniu 2022 r. przed Ambasadą RP w Astanie (Kazachstan) odbywały się pikiety środowisk polonijnych domagających się usprawnienia repatriacji. Z szacunków ambasady RP w stolicy Kazachstanu wynika, że w jej okręgu konsularnym chętnych do repatriacji było 10 tys. osób, a na wyjazd oczekiwało 1200 osób wpisanych na listę jeszcze w 2016 r.
Rosjanie łowią Polaków z Kazachstanu
Poważną barierą okazują się działania biurokratyczne prowadzone przez polskie urzędy. Skutkiem tego jest to – na co zwraca uwagę NIK – że część osób polskiego pochodzenia wyjeżdża z Kazachstanu do Rosji, i tam otrzymują rosyjskie obywatelstwo. To nasiliło się po wybuchu wojny w Ukrainie, Polacy są głównie rosyjskojęzyczni, a na ich decyzje wpływają – wskazują nasi dyplomaci – wszechobecne w Kazachstanie rosyjskie media, których przekaz wskazuje na to, że wojna może się przenieść na terytorium Polski.
NIK przypomina, że rząd RFN w ciągu pięciu lat przesiedlił z Kazachstanu do Niemiec wszystkich oczekujących. Na przykład ze wsi Jasna Polana do RFN przeniesiono 300 osób pochodzenia niemieckiego, a 220 Polaków dalej tam mieszka.
Długi czas oczekiwania na repatriację
W okresie objętym kontrolą (objęła ona lata 2017-23) do Polski sprowadzono jedynie od 9 do 25 proc. oczekujących, czyli łącznie 4787 osób, głównie z Kazachstanu i Syberii. Na lata 2024–2026 zaplanowano na repatriację 137 mln zł, co pozwoli na powrót do Polski niespełna ok. 1600 osób (19,5 proc. oczekujących). Na repatriację czeka teraz 15 200 osób. Zakładając, że w poprzednich latach średnio rocznie wracały 684 osoby, proces ich ściągnięcia do kraju będzie trwał 21 lat.
Szczególnie duże zainteresowanie repatriacją występowało od 2017 r. Wynikało to m.in. z nasilenia w Kazachstanie procesów tzw. kazachizacji, czyli ograniczenia znaczenia języka rosyjskiego, przy silnej promocji języka kazachskiego. Ale polskie urzędy nie były na to przygotowane pod względem kadrowym i organizacyjnym (problemem był np. przestarzały i awaryjny sprzęt komputerowy). Wobec kilku tysięcy chętnych placówka dyplomatyczna w Astanie ustalała tygodniowy limit przyjęć wnioskodawców na pięć osób.
Poczta dyplomatyczna zbyt powolna
Problemy nasilały się z powodu nieprzystającej do potrzeb organizacji poczty dyplomatycznej MSZ. Dokumenty składane przez repatriowanych z dużym opóźnieniem trafiały do Polski. Przykład? W latach 2018–2023 zrealizowano na trasie Warszawa–Astana–Warszawa 17 tras kurierskich, czyli średnio trzy rocznie, a na trasie Warszawa–Irkuck–Warszawa sześć tras kurierskich, czyli jedną rocznie. Dlatego z danych NIK wynika, że ponad 20 proc. repatriantów z terenu astańskiego czekało na wyjazd do Polski ponad pięć lat, a 32 proc. – ponad trzy lata. Izba ujawniła też kilka przypadków, gdy wizy krajowe w celu repatriacji otrzymali oni po 14 latach od złożenia wniosków.
NIK pozytywnie ocenił działalność dwóch ośrodków adaptacyjnych dla repatriantów, ale zwracał uwagę, że za mało było w nich miejsc – w sumie dla 250 osób. Pobyt w nich trwał dłużej niż trzy miesiące, co powodowało, że blokowane były miejsca dla innych repatriantów. Jednocześnie występowały długie okresy, gdy stały one puste, bo nie było pieniędzy z puli MSWiA na sfinansowanie ich pobytu. Na przykład od 2018 do 2023 r. ośrodek adaptacyjny w Pułtusku był nieczynny przez 313 dni, a ośrodek w Środzie Wielkopolskiej – 370 dni. W drugich połowach 2022 i 2023 r. do tego drugiego ośrodka nie skierowano żadnych repatriantów. Pod koniec listopada aż 4802 osoby czekały na miejsce w takim ośrodku, w tym 1339 ponad trzy lata od wydania wizy krajowej w celu repatriacji (wiele z tych osób wyprzedało swój majątek). Jednocześnie w okresie 2019–2023 pełnomocnik rządu ds. repatriacji nie ogłaszał konkursów na prowadzenie kolejnych ośrodków dla repatriantów.
Zbyt mało pieniędzy na repatriację
Izba wskazuje, że limity wydatków na zadania związane z repatriacją, określone w ustawach budżetowych, wynosiły w latach 2017–2023 od 25 mln zł do 63 mln zł i były zbyt małe w stosunku do potrzeb. W ocenie NIK działania MSWiA w tym zakresie charakteryzowały się bezczynnością, nie podejmowało ono interwencji na poziomie rządowym lub parlamentarnym, aby zabiegać o zwiększenie środków budżetowych na ten cel. Jednocześnie NIK ujawnił, że resort ten nie był w stanie zapewnić terminowej pomocy finansowej dla repatriantów. I tak pod koniec 2023 r. zaległości w wypłatach dla tych osób sięgnęły 0,5 mln zł.
Z szacunków MSZ wynika, że liczba osób polskiego pochodzenia na Wschodzie może wynosić m.in. 60–100 tys. w Kazachstanie, 85 tys. w Rosji, 2 tys. w Uzbekistanie, do 1 tys. osób w Gruzji. W latach 2023–2028 liczba osób potencjalnie zainteresowanych repatriacją może wynieść ok. 7 tys. (najwięcej z Kazachstanu). „W interesie państwa polskiego jest usprawnienie organizacji procesów repatriacyjnych i przyspieszenie powrotów do kraju osób, które przez wiele lat czekają na repatriację. Repatrianci mogą pozytywnie wpływać na przeżywający problemy polski rynek pracy, co przyczyni się do rozwoju ekonomicznego kraju” – uważają kontrolerzy NIK.