Dwóch obywateli Ukrainy, którzy wtargnęli na strzeżony obszar krakowskich wodociągów, zostało przez policję uznanych za zagubionych turystów i wypuszczonych. Okazało się, że przebywają w Polsce nielegalnie – ustaliła „Rzeczpospolita”. Inne kontrowersyjne sprawy związane z cudzoziemcami w obszarze infrastruktury krytycznej również budzą wątpliwości.
O niepokojącym zdarzeniu w Krakowie pod koniec sierpnia br. kilka dni temu poinformował w TVN24 gen. Marian Janicki, dyrektor ds. bezpieczeństwa w Wodociągach Miasta Krakowa.
Izabela Kacprzak, Grażyna Zawadka
Reklama
Z tego artykułu się dowiesz:
- Jakie były reakcje polskich służb w związku z incydentem z udziałem dwóch Ukraińców w krakowskich wodociągach?
- Kim tak naprawdę byli zatrzymani Ukraińcy?
- W jaki sposób zagrożenie dla bezpieczeństwa krytycznej infrastruktury w Polsce może być związane z działaniami cudzoziemców?
- Jakie możliwe działania wywiadowcze mogą być realizowane przez obce służby w Polsce?
Na temat niepokojącego wydarzenia w Krakowie pod koniec sierpnia br. poinformował kilka dni temu w TVN24 gen. Marian Janicki, dyrektor ds. bezpieczeństwa w Wodociągach Miasta Krakowa (w latach 2007–2013 szef Biura Ochrony Rządu). 30 sierpnia personel ochrony i monitoringu zakładu odpowiedzialnego za dostarczanie wody do 1,2 mln mieszkańców dostrzegł dwóch młodych mężczyzn, którzy weszli na strzeżony teren, przeskakując przez ogrodzenie. Mobilny zespół interwencyjny nie zdołał ich zatrzymać. Lecz godzinę później kamery ponownie ich uchwyciły w innym miejscu – próbowali otworzyć bramkę, szczegółowo oglądali ogrodzenie, używali telefonu w sposób, który – według ochrony – sugerował robienie zdjęć lub nagrywanie filmów.
Reklama Reklama
Intruzów po pościgu ujęto – byli to obywatele Ukrainy. Policja uwierzyła, że są zagubionymi turystami, nieświadomymi swojego przestępczego działania. – Tłumaczyli, że weszli na teren wodociągów, aby w w ten sposób najszybciej dotrzeć na Kopiec Kościuszki. Zostali wylegitymowani, nie byli poszukiwani. Nie stwierdzono, aby robili zdjęcia obiektu – mówi „Rz” kom. Piotr Szpiech, rzecznik Komendy Miejskiej Policji w Krakowie. Nie przeszukano nawet plecaka, który miał jeden z mężczyzn.
Kiedy ABW zainteresowała się „zagubionymi turystami” z Ukrainy?
Dopiero publiczne ujawnienie sprawy przez gen. Janickiego 16 sierpnia spowodowało, że ABW podjęła działania. Dwa dni później dwóch Ukraińców zatrzymano za „posiadanie narkotyków”. Ostatecznie jednak postawiono im zarzuty z art. 193 kodeksu karnego, dotyczące naruszenia miru domowego – wtargnięcie na teren wodociągów.
Reklama Reklama Reklama
Jak ustaliła „Rzeczpospolita”, dopiero wtedy ujawniono, że przebywają w Polsce nielegalnie. Jeden – od lipca 2024, drugi – od czerwca tego roku. – Pochodzą z Donbasu, obecnie mieszkają w Krakowie, gdzie nielegalnie pracują na budowie – potwierdza „Rz” prok. Oliwia Bożek-Michalec, rzeczniczka krakowskiej prokuratury.
Grozi im deportacja, lecz nie zostali aresztowani – opuścili miejsce zatrzymania, mają dozór policji. Czy ich przeszłość i kontakty zostały dokładniej zbadane – nie wiadomo. – Sprawa została źle poprowadzona przez służby. A brak sprawdzenia statusu pobytowego cudzoziemców to kompromitacja – ocenia jeden z byłych funkcjonariuszy.
Infrastruktura krytyczna w Polsce na celowniku Rosji. Celem szpitale i wodociągi
W tym roku także inni cudzoziemcy kręcili się w pobliżu newralgicznych obiektów. Zagrażające bezpieczeństwu sytuacje są realne, co pokazuje incydent z lipca tego roku na Pomorzu, gdzie 36-letni Ukrainiec, Ihor H. włamał się do studni głębinowej i zniszczył całą infrastrukturę – elementy sieci wodociągowej, w tym aparaturę energetyczną i systemy kontrolne przyłączone do sieci i studni głębinowych, zaopatrujących mieszkańców Sopotu w wodę. Jak ujawniono w „Rz”, Ihor H. tydzień wcześniej włamał się do innego zbiornika wodnego (spłoszony przez spacerowicza), zniszczył również skrzynki elektryczne na działkach.
Jego wyjaśnienia były nielogiczne. Chciał – jak twierdził – w tak ekscentryczny sposób zwrócić uwagę na nadmierne spędzanie czasu przez ludzi przed urządzeniami elektronicznymi, czego efektem jest ignorowanie siebie nawzajem. Został aresztowany, jego stan zdrowia zostały zbadane przez biegłego.
– Uzyskano opinię sądowo-psychiatryczną, która wskazuje, że Ihor H. nie ma problemów psychicznych ani nie jest upośledzony umysłowo – odnośnie do zarzucanych mu czynów miał w pełni zachowaną zdolność rozumienia ich znaczenia oraz kierowania swoim postępowaniem – informuje „Rz” Michał Łukasiewicz, szef sopockiej prokuratury.
Reklama Reklama Reklama Służby Rosyjskie stoją za serią prób podpaleń w Polsce
Restauracja w Gdyni, magazyn palet pod Warszawą, fabryka farb we Wrocławiu i centrum budowlane w…
Dotychczas domeną rosyjskich służb były zlecenia podpaleń w Polsce. Teraz – jak ogłosił kilka dni temu minister cyfryzacji – celem np. zmasowanych cyberataków z Rosji, zwłaszcza w dużych miastach, stał się sektor wodno-kanalizacyjny. Ofiarą padły m.in. stacja uzdatniania wody w Szczytnie i oczyszczalnia wody w Kuźnicy.
Deportacja w przypadku 21-latka z dronem nad Belwederem była błędem?
Niejasny jest motyw użycia drona przez 21-letniego Ukraińca, który kilka dni temu tak kierował urządzeniem, aby operowało w Warszawie nad Belwederem i budynkami rządowymi (w rejonie ulicy Parkowej). Towarzyszyła mu 17-letnia Białorusinka, która przyjechała do Polski kilka dni wcześniej.
Policja ich zatrzymała. Mężczyzna usłyszał zarzuty z ustawy prawo lotnicze, dotyczące naruszenia zakazu lotów w danym obszarze (za co grozi do pięciu lat więzienia). Jak się tłumaczył? Podobno chciał pokazać dziewczynie, jak z góry prezentuje się Warszawa. Dobrowolnie poddał się karze, uiścił 4 tys. zł grzywny i został deportowany – odstawiony do granicy w Dorohusku, gdzie odbierała go ukraińska służba graniczna (wniosek o jego wydalenie skierowała do Straży Granicznej stołeczna policja). Zakazano mu wjazdu do Polski oraz pozostałych krajów strefy Schengen na pięć lat.
Deportowano go na podstawie przepisu mówiącego, że cudzoziemca wydala się, kiedy „wymagają tego względy obronności lub bezpieczeństwa państwa lub ochrony bezpieczeństwa i porządku publicznego lub interes Rzeczypospolitej Polskiej”. Sprawa budzi jednak wątpliwości, a właściwa polityka deportacyjna osób łamiących prawo może utrudnić ustalenie, czy było to jedynie niedopatrzenie.
Rządowy kompleks budynków „Parkowa” znajduje się na wprost Ambasady Rosji, blisko Belwederu, siedziby prezydenta. – Dlaczego Ukrainiec pilotował drona akurat nad tą strefą? I to zaledwie kilka dni po niezwykłym zdarzeniu – masowym nalocie rosyjskich dronów na Polskę, co odbiło się szerokim echem – pytają przedstawiciele służb.
Reklama Reklama Reklama Wojsko Polska rakieta uderzyła w dom na Lubelszczyźnie
Prokuratura utajnia informacje o „niezidentyfikowanym obiekcie latającym”, którego szczątki runęły…
21-latek miał legalny pobyt w Polsce, wedle informacji „Rzeczpospolitej” jest studentem. Czy osoba mieszkająca w kraju od kilku lat rzeczywiście mogła być nieświadoma konsekwencji korzystania z drona nad rządowymi obiektami? – Incydent tego rodzaju, zwłaszcza po ataku rosyjskich dronów, powinien być dokładnie zbadany przez polskie służby – w szczególności kontrwywiad. Istnieje naturalne pytanie, czy nie mieliśmy do czynienia z, mówiąc obrazowo, „rosyjskimi odciskami palców”. Uważam, że decyzja o deportacji 21-latka była przedwczesna i utrudni wyjaśnienie, co mogło stać za jego działaniami – komentuje Stanisław Żaryn, były wicekoordynator służb specjalnych (w rządzie PiS). Zwraca uwagę, że działania obcych wywiadów często są planowane w długim horyzoncie czasowym.
– Ten człowiek nie wykonywał działań związanych z sabotażem czy dywersją, ponieważ byłoby to natychmiast dostrzegalne. Jednak możemy mieć do czynienia z misją rozpoznawczą, która mogła być niebezpieczna, prowadząc do kolejnych działań Rosji w kontekście aktywności przeciwko Polsce. Dlatego takie sprawy muszą być analizowane przez służby kontrwywiadowcze – podkreśla Żaryn. Zaznacza, że w tej sprawie premier wyraził swoje stanowisko, nadając incydentowi „ogólnopaństwowy wymiar i poważne naruszenie polskiego bezpieczeństwa”. – A następnie deportowano 21-latka. Możliwe, że sami zbagatelizowaliśmy sprawę, a dezinformacyjne działania mogły spowodować, że sami zwiedliśmy się na manowce – podsumowuje Stanisław Żaryn.
Czy Łotysz, który chciał wejść na dach hotelu, to także turysta? W aucie – granat i amunicja
Było więcej zagadkowych działań cudzoziemców – jak w kwietniu tego roku, gdy 25-letni Łotysz próbował z niejasnych powodów dostać się na dach hotelu Warsaw Presidential (dawniej Mariott), do chronionej strefy infrastruktury krytycznej.
Mówiący po rosyjsku mężczyzna udawał turystę, ale w plecaku miał nie tylko aparat fotograficzny, lecz także narzędzia, m.in. śrubokręt. Przemieszczał się po hotelu, aż dotarł do miejsca, w którym jest wyjście na dach – to strefa, do której dostęp mają tylko uprawnieni pracownicy. Tam został zatrzymany przez ochronę hotelową.
Reklama Reklama Reklama
Rosjanie nieustannie modyfikują swoją taktykę, aby czynić działania potencjalnie sabotażowe trudniejszymi do wykrycia. I mam wrażenie, że wciąż przynajmniej jeden krok przed nami
Okazało się, że w jego samochodzie, zaparkowanym kilka przecznic dalej, policjanci odkryli rewolwer gazowy, kilkanaście sztuk amunicji oraz granat. Sprawa została potraktowana poważnie, ściągnięto policyjnych pirotechników oraz antyterrorystów.
– Łotyszowi postawiono dwa zarzuty: dotyczące posiadania broni bez zezwolenia oraz naruszenia miru domowego – informuje nas prok. Alicja Szelągowska z Prokuratury Okręgowej w Warszawie.
Tak jak Ukrainiec z dronem, Łotysz zapewniał, że chciał z dachu hotelu fotografować Warszawę. Dlaczego wybrał akurat ten hotel, a nie na przykład Pałac Kultury, który jest wyższy i lepiej prezentuje panoramę miasta? – tego nie wyjaśnił.
Reklama Reklama Reklama
W obu przypadkach Ukraińcy „zwiedzający” teren krakowskich wodociągów oraz para z dronem służby powinny zbadać zawartość ich telefonów, ale nic niepokojącego nie wykryto. Zdaniem Stanisława Żaryna to nie oznacza niczego znaczącego. – Nigdy nie powinniśmy takich spraw lekceważyć czy zakładać, że nasz przeciwnik jest amatorem. Rosyjskie służby doskonale wiedzą, jak modyfikować swoje metody działania, by utrudniać pracę naszym służbom odpowiedzialnym za bezpieczeństwo. Po pierwszej analizie danych z telefonów komórkowych nie powinny być wyciągane jednoznaczne i ostateczne wnioski. Ponieważ Rosjanie wciąż dostosowują swoją taktykę, aby działania potencjalnie sabotażowe były bardziej złożone do wychwycenia. I mam wrażenie, że są przynajmniej o krok przed nami – podsumowuje Żaryn.
Policja przekazała materiały dotyczące Ukraińca i Białorusinki prokuraturze, która zdecyduje, czy zainicjować śledztwo.