Z badań zleconych przez „Rzeczpospolitą” wynika, iż w polskim społeczeństwie utrzymuje się silna gotowość do działania w razie napaści zbrojnej na nasz kraj. – Od dawna cechuje nas wysoki stopień patriotyzmu – stwierdza gen. Roman Polko, były zwierzchnik BBN.
W przypadku ataku ze strony obcego państwa, blisko 26 procent Polaków zgłosiłoby się dobrowolnie do wojska lub organizacji wspierających armię
Marek Kozubal
Reklama
Z tego artykułu się dowiesz:
- Jakie postawy deklarują obywatele Polski w sytuacji agresji ze strony innego państwa?
- Kto skłonny jest dobrowolnie wstąpić do armii lub organizacji niosących pomoc?
- Kto oczekiwałby na wezwanie do wojska?
- Kto rozważałby opuszczenie kraju w razie konfliktu zbrojnego?
W razie napaści obcego państwa, blisko 26 procent Polaków (dokładnie 25,6 proc.) zgłosiłoby się ochotniczo do wojska lub organizacji wspomagających siły zbrojne, w tym o charakterze medycznym, zaś 20,4 procent czekałoby na powołanie do armii – tak wynika z badania zrealizowanego przez IBRiS na zamówienie „Rzeczpospolitej”. Respondenci nie zapominają o swoich rodzinach – 22,3 proc. przeniosłoby się wraz z najbliższymi w bezpieczniejsze rejony Polski, aż 36,5 proc. postarałoby się ochronić rodzinę w miejscu zamieszkania, a 37,5 proc. zabezpieczyłoby swoje mienie.
Reklama Reklama
Zaledwie 12,7 proc. ankietowanych deklaruje, iż usiłowaliby wraz z bliskimi wyjechać za granicę, a 15,2 proc. utrzymuje, że w obliczu podobnego niebezpieczeństwa nie podjęłoby żadnych działań. Jedynie 4,7 proc. nie potrafi określić, jak by postąpiło.
Dla porównania, z naszego sondażu przeprowadzonego w kwietniu 2025 roku wynikało, że co trzeci Polak (32,6 proc.) opuściłby miejsce swojego pobytu, była to wartość niższa niż ta odnotowana w badaniach z jesieni 2023 r., gdy po raz pierwszy zadano to pytanie – wówczas deklarowało tak 37,4 proc. Tyle że wiosną o ucieczce poza granice państwa myślało 18,5 proc., a dwa lata wcześniej 11,9 proc. Rezultat tego ostatniego sondażu w niewielkim stopniu różni się zatem od tego, który widzimy teraz.
Należy dodać, iż zarówno obecnie, jak i w poprzednich latach mniej więcej co czwarta osoba wskazywała, że w przypadku wybuchu wojny zostanie wolontariuszem np. w szpitalu lub organizacji humanitarnej. Wiosną 10,7 proc. ankietowanych deklarowało, iż zgłosi się do wojska, zaś kilkanaście miesięcy wcześniej 15,7 proc.
Reklama Reklama Reklama
Kto zgłosi się na ochotnika do armii, a kto opuści Polskę?
Z badania zrealizowanego w dniach 11 i 12 października wynika, iż w grupie potencjalnych ochotników do wojska i organizacji pomocowych dominują osoby, które nie podjęły jeszcze decyzji, na kogo oddać głos (33 proc.) oraz wyborcy opozycji (29 proc.). To głównie mężczyźni w wieku około 50 lat (można przypuszczać, iż w tej grupie znajduje się wielu rezerwistów wojskowych), mieszkańcy mniejszych miast, najczęściej z wykształceniem podstawowym lub zawodowym. W ostatnich wyborach parlamentarnych popierali oni głównie Konfederację, a w wyborach prezydenckich Grzegorza Brauna lub Adriana Zandberga. Informacje o sytuacji na świecie czerpią oni najczęściej z kanałów na YouTube, podcastów i „Wiadomości” TVP.
Na wezwanie do wojska oczekiwaliby również przeważnie sympatycy opozycji, mężczyźni w wieku powyżej 30 lat, mieszkańcy wsi. Dominują osoby z wyższym wykształceniem, które informacje o sytuacji politycznej pozyskują z TVP Info lub TV Republika. W wyborach parlamentarnych 15 października 2023 r. głosowali oni najczęściej na PiS, a w prezydenckich na Sławomira Mentzena.
Kim są osoby, które opuściłyby Polskę w przypadku wystąpienia agresji? Badanie IBRiS wskazuje, że są to w równym stopniu wyborcy obozu rządzącego, jak i osoby nieuczestniczące w głosowaniu. Przeważają kobiety w wieku ok. 40 lat, mieszkańcy obszarów wiejskich, osoby z wyższym wykształceniem, które informacje czerpią z tygodników lub mediów społecznościowych np. Facebooka, X (uprzednio Twitter) i TikToka. W ostatnich wyborach parlamentarnych głosowali oni najczęściej na Koalicję Obywatelską, a w wyborach prezydenckich na Rafała Trzaskowskiego.
Polacy o wojnie w Ukrainie (CBOS, 11-22 września)
Gen. Polko: Rozsądnie wykorzystać patriotów ochotników
Generał Roman Polko, były szef BBN i dowódca jednostki wojsk specjalnych GROM, komentując nasze badanie, nie ma wątpliwości, że Polacy „nie mają problemów z poczuciem patriotyzmu i chęcią obrony ojczyzny”. – To jest nasza polska natura, polski charakter – mówi „Rzeczpospolitej”.
Reklama Reklama Reklama
Zwraca jednak uwagę na problem, jakim jest skuteczna komunikacja, która mogłaby zachęcić do wstępowania do wojska lub organizacji pomocowych ludzi, którzy chcą wesprzeć państwo. Obecnie obserwuje on głównie propagandę, za pomocą której politycy budują swoje poparcie w sondażach. Uważa, że przekaz płynący z instytucji państwowych do potencjalnych ochotników powinien wskazywać, w jaki sposób np. wojsko zamierza wykorzystać ich umiejętności i kompetencje.
– Tymczasem w wojskowych ośrodkach rekrutacyjnych nie umieją udzielić odpowiedzi na elementarne pytania potencjalnych kandydatów do służby. W komunikacji powinny one wykorzystywać media społecznościowe i rozmawiać z ludźmi w sposób, który będzie do nich trafiał. Należy wyjaśniać, że służba nie polega tylko na byciu na pierwszej linii, że wojsko może wykorzystać umiejętności związane z informatyką, obsługą dronów, ale również w służbie wsparcia np. w logistyce. Brakuje jasnej, otwartej komunikacji – podkreśla. – Gdyby było inaczej – wyjaśnia – procentowy udział potencjalnych ochotników byłby większy. – Nie trzeba być wybitnym komandosem, strzelcem wyborowym, żeby dobrze służyć ojczyźnie w czasie wojny – dodaje Polko.
Konflikty zbrojne Gen. Roman Polko: Cios w plecy Ukrainy, ale oni i tak będą walczyć
Rosja powinna zostać osłabiona, podobnie jak Niemcy po zakończeniu II wojny światowej – uważa gen. dyw. rez….
Zwraca też uwagę, iż nadal nie wiadomo, jak będą wyglądały zapowiedziane wiele miesięcy temu przez premiera Donalda Tuska ochotnicze ćwiczenia wojskowe oraz te z Obrony Cywilnej. – Warto zaangażować w szkolenia weteranów, którzy pro bono, dla własnej satysfakcji, będą uczyli i objaśniali, jak zachować się na polu walki, ale też w przypadku katastrofy technologicznej. Szkolenie to powinno uwzględniać uwarunkowania lokalne, ponieważ inaczej działa się w Warszawie, a zupełnie inaczej w średniej wielkości mieście czy na wsi – mówi nam. Aby to zadziałało, „najpierw należy przygotować szkolenie, instruktorów, infrastrukturę, opracować programy, mieć pomysł, a dopiero później go realizować”. – Gdyby bowiem to szkolenie ruszyło pełną parą, a byłoby nieprzygotowane, to ludzie wróciliby do domów z poczuciem straconego czasu – dodaje.
Z naszego sondażu wynika, iż rośnie liczba Polaków, którzy zdają sobie sprawę z konieczności przygotowania się na sytuacje kryzysowe, takie jak wybuch wojny czy ewakuacja. – Ale ta wiedza nie może ograniczać się tylko do posiadania plecaków ewakuacyjnych. Nie ma uniwersalnych plecaków, a każda sytuacja jest inna, dlatego powinno się opracować plan działania dla konkretnej rodziny czy miejsca zamieszkania. Przecież nie weźmiemy pięciu kompasów, pięciu zestawów do gotowania, po co np. w każdym domu agregat? Trzeba przygotować się tak, jak Ukraińcy. U nich funkcjonują tzw. punkty niezłomności, w których można otrzymać wodę, jest prąd i można naładować telefony, jest również sieć internetowa. W mniejszych społecznościach należy umieć coś takiego zorganizować. A my podchodzimy do tego tak, jakby każdy odpowiadał tylko za siebie i nikogo więcej – zauważa generał.
– Moim zdaniem należy podchodzić aktywnie, bojowo, z inicjatywą do pojawiających się wyzwań. Wtedy przestajemy się bać, umysł zaczyna normalnie funkcjonować, ponieważ nie jesteśmy bierni, wycofani. I takie pozytywne nastawienie powinno charakteryzować lokalne szkolenia, bo inaczej nie przekonamy ludzi, aby wzięli sprawy w swoje ręce – konkluduje Roman Polko.


