Czym jest list żelazny wyjaśnia mec. Mariusz Paplaczyk z poznańskiej kancelarii Wiza Paplaczyk Partnerzy.
Mec. Mariusz Paplaczyk
Sąd Okręgowy w Piotrkowie Trybunalskim, który miał w poniedziałek zdecydować o losach wniosku o list żelazny dla Sebastiana M., kierowcy BMW, które uczestniczyło w wypadku na autostradzie A1, w którym zginęła trzyosobowa rodzina, odroczył posiedzenie do 17 listopada, bo chce sprawdzić dodatkowe dokumenty.
Kto może z niej skorzystać?
Każdy podejrzany, który jest: po pierwsze – osobą, w stosunku do której wydano postanowienie o przedstawieniu zarzutu; po drugie – osobą, co do której zachodzi ryzyko zastosowania środków zapobiegawczych, niewolnościowych.
Musi to być osoba, która wyjechała za granicę? W kraju zastosowanie takiego listu, kiedy np. podejrzany się ukrywa, jest niemożliwe?
Przede wszystkim sądy weryfikują przesłankę przebywania za granicą. Trudno jest mówić o spełnieniu wymaganych przesłanek w stosunku do osoby, która jest w Polsce. Wówczas są inne narzędzia, np. zamiana środka wolnościowego na tymczasowe aresztowanie.
Co daje taki list żelazny podejrzanemu?
Bardzo dużo. Dostaje gwarancję, że na czas trwania postępowania w prokuraturze i przed sądem będzie odpowiadał z wolnej stopy, czyli, krótko mówiąc, przebywając na wolności. Często wydanie takiego listu wiąże się z poręczeniem majątkowym.
Mówimy tylko o postępowaniu w pierwszej instancji czy o prawomocnym zakończeniu sprawy?
Chodzi o prawomocne jej zakończenie.
A jak to jest z negatywną opinią prokuratury co do wydania listu żelaznego? Czy jest ona wiążąca dla sądu?
Nie, nie jest wiążąca. Ale oczywiście zakładam, że sąd bierze ją pod uwagę, wydając decyzję w sprawie wydania listu.
Sądy często wydają takie listy?
Nie, i dzieje się to coraz rzadziej. Proszę pamiętać, że od lat świetnie funkcjonuje europejski nakaz aresztowania. A ten powoduje, że zanim ktokolwiek wniosek o taki list złoży, najczęściej zostanie już zatrzymany np. na lotnisku albo w miejscu, w którym się tego najmniej spodziewa.
W przypadku kierowcy Sebastiana M., który przebywa w Dubaju i nie wyraził zgody na ekstradycję, to może być jednak jedyny sposób, by szybko sprowadzić go do kraju, przeprowadzić postępowanie i wydać wyrok.
Rzeczywiście. Wbrew wcześniejszym zapowiedziom, że po zatrzymaniu lada dzień wróci do kraju, nic takiego się nie wydarzyło. Nie wróży to dobrze. W interesie wymiaru sprawiedliwości jest jak najszybsze sprowadzenie go do Polski. Zresztą podobnie jest w przypadku podejrzanego czy oskarżonego, który też ma prawo do sprawiedliwego procesu.