Restauracja w Gdyni, magazyn palet pod Warszawą, fabryka farb we Wrocławiu i centrum budowlane w Gdańsku – to seria usiłowań i podpaleń na zlecenie GRU.
Poszlaki wskazują, że Rosjanie mogą stać również za niedawnym pożarem hali Marywilska 44 w Warszawie.
– To sytuacja bez precedensu. Obce państwo dokonuje aktów sabotażu u nas w kraju, posługując się zwerbowanymi do tego ludźmi. Nigdy nie mieliśmy do czynienia z tak groźnym zjawiskiem. Jest bardzo źle, dużo gorzej, niż to przedstawia rząd – tak o serii usiłowań i podpaleń w Polsce mówi Tomasz Broniś, były oficer wywiadu, ekspert w zakresie bezpieczeństwa.
Dziś już wiadomo, że Rosja, oferując duże pieniądze – od 10 do 15 tys. euro – werbuje m.in. przez rosyjskojęzyczny Telegram ludzi, którym zleca podpalenia miejsc publicznych w dużych miastach. W ubiegłym tygodniu ABW zatrzymała pięć osób, w tym Ukraińców i Rosjanina z kanadyjskim paszportem, za podpalenie pod Warszawą. W tę środę za wzniecenie ognia m.in. na Pomorzu ujęła trzech mężczyzn – dwóch Białorusinów i 40-letniego Polaka.
Pożary w Warszawie. Czy to Rosjanie podpalili halę Marywilska 44?
Z ustaleń wrocławskiej prokuratury wynika, że nowo zatrzymani najpierw nocą z 21 na 22 czerwca 2023 r. podpalili koktajlem Mołotowa włoską restaurację w Gdyni, a w tym roku z 8 na 9 kwietnia – magazyn europalet w Markach pod Warszawą (spłonęło 100 metrów sześc. towaru). Usiłowali też podłożyć ogień w Gdańsku w centrum farb i tynków. Mężczyźni mieli działać na zlecenie GRU, a są powiązani z ujętym przez ABW w styczniu tego roku Ukraińcem, który szykował się do podłożenia ognia pod wrocławską fabrykę farb.
Na tym nie koniec. Poszlaki wskazują, że Rosjanie mogą stać również za niedawnym pożarem hali Marywilska 44 w Warszawie i za próbą podpalenia innego obiektu handlowego w stolicy (jakiego – to tajemnica). Tu ogień w zarodku ugasiły wewnętrzne systemy przeciwpożarowe.
Śledztwa w obu tych sprawach prowadzi mazowiecki wydział przestępczości zorganizowanej Prokuratury Krajowej. – Mogły to być ładunki uruchamiane zapalnikami radiowymi – sugerują nasze źródła. Wśród pięciu zatrzymanych – co wiemy nieoficjalnie – mają być m.in. trzej mężczyźni z Kramatorska z ukraińskimi paszportami i Kanadyjczyk z paszportem rosyjskim.
Prokuratura ani ABW nie chwaliły się tym wątkiem zatrzymań. Powód? Ta piątka aresztowanych ma być typowana również do pożaru hali przy Marywilskiej i do podobnych podpaleń na Litwie (magazynu Ikei w Wilnie z 9 maja 2024 r.), Łotwie, w Estonii i Londynie. W rozpracowywaniu tego członu grupy mają być zaangażowane służby specjalne innych krajów, w tym Austrii i Czech, wykorzystujące najnowocześniejsze szpiegowskie systemy na wzór Pegasusa (Polska od dwóch lat już go nie posiada). Ma trwać aktywna współpraca międzynarodowa służb.
Rosjanie będą nasilać ataki w Polsce. Chodzi nie tylko o podpalenia
Dlaczego rosyjskie ataki są wymierzone w miejsca publiczne? – Chodzi o wywołanie chaosu, przerażenia, strat w mieniu, a nawet w ludziach – oceniają śledczy. – Dla Rosji wszystko ma znaczenie, nic nie jest przypadkowe. Wzbudzenie niepokoju w społeczeństwie może się przełożyć na niechęć do pomagania broniącej się Ukrainie – wskazuje Tomasz Broniś. Dlatego też ataków nie dokonują Rosjanie, ale głównie zwerbowani Ukraińcy i Białorusini.
– Sprawa Siergieja Skripala w Londynie, byłego pułkownika rosyjskiego GRU, uświadomiła Rosji, że nie ukryje się przed odpowiedzialnością. Po drugie – jeśli aktów dokonuje Ukrainiec, to pośrednio uderza w prezydenta Wołodymyra Zełenskiego. Rosja próbuje siać terror, bo jest państwem słabym i upadłym. Zatrzyma ją tylko zdecydowane działanie, którego teraz nie widzę ani ze strony Polski, ani Europy – dodaje były oficer agencji wywiadu.
Zdaniem Tomasza Bronisia służby muszą uruchomić informatorów z kręgów policyjnych, bo obce służby często angażują do zadań grupy przestępcze. – Państwo powinno uświadamiać i uczulać na wszystko wokół, bo czujność może uratować czyjeś życie lub dobytek – dodaje nasz rozmówca.
Według ustaleń międzynarodowego wywiadu ataki będą się nasilać i chodzi nie tylko o podpalenia. W marcu 26-letni Ukrainiec działający dla wywiadu Rosji za 15 tys. euro chciał zlecić jednemu z organizatorów protestu transportowców na polsko-ukraińskiej granicy, by robił i dostarczał zdjęcia transportom z pomocą humanitarną. Najprawdopodobniej miały posłużyć do zaplanowanych ataków.
Dzięki ubiegłorocznej nowelizacji prawa za szpiegostwo grozi w Polsce dożywocie.