Służby poszukują szpiegów, którzy w grudniu ubiegłego roku wyszli z aresztu, po tym jak zwolnił ich lubelski sąd. Teraz trzeba ich szukać. 3 lipca za jednym z nich Yaroslavem B. sąd wydał list gończy – dowiedziała się „Rzeczpospolita”. To skazany na rok i trzy miesiące pozbawienia wolności za szpiegostwo na rzecz Rosji obywatel Ukrainy, członek największej, 16-osobowej siatki szpiegowskiej rozbitej w Polsce.
Niedawne rozbicie przez ABW szajki szpiegowskiej było jej największym dotychczasowym sukcesem
Jak ujawniła niedawno „Rz”, Yaroslav B. od stycznia się ukrywa i unika więzienia, na które został skazany. Zniknął zaraz po tym, jak w grudniu sąd zamienił mu areszt na zakaz opuszczania kraju połączony z zatrzymaniem paszportu. Jak odpowiada nam sąd, powołując się na informacje z lubelskiej policji, „skazany jest poszukiwany, jednak nie jest uznany za osobę zaginioną”, a postanowieniem z 3 lipca „zawieszono postępowanie wykonawcze i zarządzono poszukiwania go listem gończym”.
Okazuje się, że nadal ukrywa się przed wymiarem sprawiedliwości także drugi skazany, który w dniu ogłoszenia wyroku został wypuszczony z aresztu – najmłodszy z grupy szpiegów Artur M. (kiedy popełniał przestępstwo, miał 16 lat). Wyrok nakazujący umieszczenie go w młodzieżowym ośrodku wychowawczym został skierowany 29 stycznia do wykonania do sądu w Łodzi (w woj. łódzkim mieści się placówka).
„Jak wynika z informacji uzyskanej z Sądu Rejonowego dla Łodzi — Widzewa z dnia 21 czerwca 2024 roku, skazany jest poszukiwany celem wykonania środka” – przyznaje lubelski sąd. Służbom udało się zatrzymać i osadzić tylko Białorusinkę Maryię M., trzecią ze skazanych, wobec których sąd uchylił tymczasowy areszt – od 18 czerwca odbywa karę pozbawienia wolności.
Skazani za szpiegostwo rozpłynęli się we mgle. Sądowi zabrakło wyobraźni
O tym, że jest duże ryzyko, że skazani za szpiegostwo cudzoziemcy po zwolnieniu z aresztu rozpłyną się we mgle, mówili „Rz” funkcjonariusze służb i prokuratorzy. Skazani szpiedzy nie mieli stałego zameldowania, a nawet – jak twierdzili – telefonów komórkowych (co musiało być nieprawdą, bo prowadzący ich rosyjski agent poprzez portal Telegram zlecał im zadania szpiegowskie).
Dlaczego lubelski sąd ich wypuścił? Powodem miało być to, że – jak tłumaczy „Rz” – „wymiar nieprawomocnie orzeczonej kary w świetle prawa polskiego nie dawał podstaw do dalszego stosowania po wyroku tymczasowego aresztowania” – czyli skazani odsiedzieli ponad połowę wyroku, a „prawidłowy tok postępowania” związany z wykonaniem kar „zagwarantuje orzeczony wobec oskarżonych zakaz opuszczania kraju połączony z zatrzymaniem paszportów”.
Według naszych rozmówców sądowi zabrakło wyobraźni. – Nie ma przepisu, który nakazywałby obligatoryjne zwolnienie z aresztu skazanego tylko dlatego, że odbył większość kary i uzyskał uprawnienie do ubiegania się o przedterminowe warunkowe zwolnienie – komentuje prok. Jacek Skała, przewodniczący Związku Zawodowego Prokuratorów i Pracowników Prokuratury RP, i nie dziwi go, że zwolnieni szpiedzy zniknęli.
– Doświadczenie życiowe nakazywałoby przypuszczać, że w tej sytuacji skazani po prostu „dadzą nogę” i niemożliwe będzie odbycie wyroku w całości, a nawet formalne skorzystanie przez nich z dobrodziejstwa warunkowego przedterminowego zwolnienia – uważa prok. Skała.
Jak wskazuje prokurator, „sama charakterystyka materialna czynu szpiegostwa powoduje, że obawa ukrywania się, ucieczki, unikania odpowiedzialności karnej jest jak najbardziej realna”.
– Jeżeli pracowali na zlecenie wywiadu rosyjskiego, to taki wywiad w pierwszej kolejności ich ewakuuje. Jeżeli sąd nie dostrzegał takiego zagrożenia, to jest to nieroztropne, niemieszczące się w regułach doświadczenia życiowego – uważa prok. Jacek Skała.
Gdzie dzisiaj są Yaroslaw B. i Artur M.? – Zostali zapewne ewakuowani do Rosji albo Białorusi i raczej nie pojawią się u nas szybko – ocenia płk Jacek Mąka, były wiceszef ABW, specjalista od kontrwywiadu.
Siatka „Andrieja”. Oskarżonych 16 osób, skazanych 14
Ponad rok temu o szpiegostwo na rzecz Rosji zostało oskarżonych 16 osób – 13 Ukraińców, 2 Białorusinów i Rosjanin.
W grudniu ubiegłego roku Sąd Okręgowy w Lublinie skazał 14 z nich – osoby te się przyznały i dobrowolne poddały karze za udział w przygotowywaniu akcji dywersyjnych i sabotażowych na terenie Polski (dwie osoby będą miały proces).
Grupa kierowana zdalnie przez „Andrieja”, prawdopodobnie funkcjonariusza rosyjskiej FSB, obserwowała lotniska, planowała wysadzenie pociągów, a nawet zabójstwa. Płacono im w kryptowalutach, np. 300–400 dol. za montaż kamery, do 10 tys. dol. za wykolejenie pociągu – tego ostatniego nie zdążyli zrobić, w porę ich wyłapano.
Artur M., choć najmłodszy, odgrywał znaczącą rolę. Kupował kamery do obserwacji np. portu w Jasionce, dworca w Rzeszowie i tras kolejowych, werbował osoby, które miały je montować. Dostał za to 19 tys. zł. Yaroslav B., 44-latek (po studiach, politolog), udostępnił rachunek bankowy, przez który szła zapłata za wykonane zadania, kupował i rejestrował karty SIM, które szpiedzy wykorzystywali w instalowanych na trasach pociągów kamerach (kara: rok i trzy miesiące). Także Maryia M. (dziś 20-latka) pozwoliła, by na jej konto wpłacano pieniądze dla szpiegów, pomagała rozklejać ulotki mające wywołać antyukraińskie nastroje. Przed zatrzymaniem studiowała w Warszawie (wyrok: rok i miesiąc).
Pułkownik Jacek Mąka: – Operacje z ich udziałem nie były szczególnie wyrafinowane i koronkowe – taka kołchozowa „razwiedka”. Nie byli agenturą pierwszego sortu, zakładano, że mogą pójść na straty w razie zdemaskowania. Tego rodzaju werbowki mają w sobie także element selekcji. Służby wychwyciły jakąś część tych czynowników, inni są, działają dalej. Ci operatywniejsi, skuteczniejsi i ostrożniejsi zarazem, którzy nie dali się złapać, mają predyspozycje do zakwalifikowania ich do bardziej wyrafinowanych operacji wywiadowczych.