Magdalena Biejat o kampanii Lewicy: Mieszkania, prawa kobiet, transport publiczny

Myślę, że w 2024 roku w Warszawie pokazałam, że potrafię skutecznie rywalizować z Rafałem Trzaskowskim i jestem gotowa na kolejną turę na szczeblu krajowym – mówi „Rzeczpospolitej” Magdalena Biejat, kandydatka Nowej Lewicy na prezydenta.
Magdalena Biejat o kampanii Lewicy: Mieszkania, prawa kobiet, transport publiczny - INFBusiness

Magdalena Biejat

Foto: Lewica / mat.pras. / KKP/M

Michał Kolanko

Zaczyna się rok 2025 – rok wyborczy. Pięć lat temu, w 2020 roku, kandydat lewicy Robert Biedroń zdobył 2 procent, 457 tysięcy głosów. Co pani chce zrobić, aby ten wynik był lepszy?

Mamy szansę zrobić naprawdę dobrą kampanię. Kampanię, która pokaże, przypomni trochę wyborcom, dlaczego warto głosować na Lewicę. Sam start kampanii wywołał duży entuzjazm. Nie da się ukryć, że mam pewne bonusowe punkty za to, że jestem kobietą – nasi wyborcy i wyborczynie od dawna czekali na mocną kobiecą kandydaturę. Myślę, że pomaga też moja dotychczasowa działalność – zarówno ta parlamentarna, w Sejmie i w Senacie, jak i wcześniejsze doświadczenie z organizacji pozarządowych. Czuję, że z wieloma środowiskami mam naturalny kontakt, że wiele osób mi ufa. Jestem dla nich tym pierwszym wyborem, autentycznie chce im się iść na wybory. 

To wszystko nie wystarczy. 

Oczywiście, samo to nie wystarczy. Kampania nie polega wyłącznie na przekonywaniu osób już zdecydowanych – choć jest to dobry punkt wyjścia. Uważam, że kluczowym zadaniem wszystkich partii demokratycznych jest mobilizacja wyborców. Ludzie muszą poczuć, że mają realny powód, aby w dniu wyborów wyjść z domu i oddać swój głos. 

Mówi pani o „przypomnieniu”, dlaczego warto głosować na Lewicę. Czy to oznacza, że w tym stwierdzeniu kryje się teza, iż ludzie częściowo zapomnieli o Lewicy? Albo że partia nie znajduje się obecnie w takim miejscu, w jakim chciałaby być?

Nie ukrywamy tego. Wszyscy widzieliśmy wyniki wyborów i wiemy, że nie były one dla nas satysfakcjonujące. Mówiliśmy o tym otwarcie. Ta kampania to okazja, aby przypomnieć nasz program. Mamy konkretne propozycje, jak zwiększyć dostęp do mieszkań. Jak sprawić, żeby rynek pracy oferował ludziom lepsze, bardziej stabilne warunki zatrudnienia. Chcemy państwa, które bierze odpowiedzialność za ludzi i ich bezpieczeństwo w codziennym, życiowym znaczeniu tego słowa. Ludzie czują się bezpiecznie, kiedy wiedzą, że nie zabraknie im pieniędzy przed końcem miesiąca, że będą w stanie spłacić ratę kredytu. Ale też kiedy mogą liczyć na dobre usługi publiczne – wizytę u specjalisty bez rocznej kolejki, miejsca dla dziecka w żłobku, autobus do pracy.

Kampania prezydencka to temat, który można analizować na wielu płaszczyznach. Myślę, że jedno pytanie, które od razu przychodzi mi do głowy, dotyczy organizacji samej kampanii. Czy wiadomo już, kto obejmie funkcję szefa lub szefowej sztabu?

Tak, mamy pomysł na szefową sztabu, ale chcemy skład sztabu i tego szefa sztabu przedstawić publiczności wraz z inauguracją formalnej kampanii.

W styczniu?

Tak, w styczniu. Jednak już teraz zalążek sztabu intensywnie pracuje od kilku tygodni, a w najbliższym czasie te działania będą jeszcze bardziej przyspieszać. 

Jasne jest, że w ramach kampanii odbędą się spotkania w całej Polsce – to standard. Ale czy ma pani określony klucz dotyczący tych wizyt? Czy planuje pani skupić się na konkretnych grupach społecznych, sektorach, regionach geograficznych, czy też podejście będzie bardziej kompleksowe, łącząc różne kryteria?

Oczywiście, będziemy prowadzić spotkania w całej Polsce. Mamy silne zaplecze w dużych miastach, ale nie zamierzamy zapominać o mniejszych ośrodkach czy regionach, w których to poparcie jest mniejsze. Bardzo wiele elementów programu Lewicy – jak choćby walka z wykluczeniem transportowym – dotyczy właśnie mieszkańców Polski wschodniej, ludzi z mniejszych miast. Tak samo jest z dostępem do lekarzy specjalistów – na całym Podlasiu będziemy mieć niedługo tylko trzy porodówki. Jednym z pierwszych województw, które planuję odwiedzić, będzie Podkarpacie. Byłam tam kilka miesięcy temu jako wicemarszałkini Senatu i zamierzam tam wrócić. Jednocześnie na pewno nie zapomnę o Warszawie czy innych dużych miastach – to tutaj najpoważniejszy jest kryzys mieszkaniowy. Jego rozwiązanie to jeden z głównych tematów mojej kampanii. 

Podkarpacie i Polska powiatowa to z pewnością ważne kierunki, choć można zauważyć, że straceni wyborcy Lewicy częściej pojawiali się w średnich miastach, dawnych miasta wojewódzkich niż stricte w mniejszych miejscowościach. Potwierdzają to m.in. badania, takie jak raporty doktora Bartosza Rydlińskiego z UKSW. Jednak pojawia się pytanie: czy pani profil ideowy, który jest mocno lewicowy, nie będzie przeszkodą w pozyskaniu tych wyborców? Niedawno w programie „Kropka nad i” wspominała pani o tym, że podpisałaby szereg ustaw dotyczących praw człowieka – co definiuje chyba pani profil również w oczach wyborców, o których teraz mówimy. Jak się pani do tego odnosi? 

Nie, nie sądzę, żeby moje poglądy na kwestię przerywania ciąży czy związki osób nieheteroseksualnych miały mi zaszkodzić. W Polsce przecenia się społeczny konserwatyzm. Moim zdaniem powszechne jest raczej myślenie typu „dajmy ludziom żyć”. Dajmy kobietom możliwość podejmowania własnych decyzji o swojej ciąży, pozwólmy parze gejów czy lesbijek urządzić się tak, jak chcą. Po co mieszać w to politykę? To głos, który bardzo często słyszę, i jestem pewna, że podobne rozmowy toczyły przy wielu wigilijnych stołach w tym roku – zarówno w Warszawie, jak i w Suwałkach czy na podkarpackiej wsi.

Przytacza pan rozmowę z redaktor Olejnik, która zwróciła uwagę, że nie mówiłam o tych kwestiach podczas konwencji. Ja uważam, że nie ma sensu robienia z nich centralnego punktu mojej kampanii, bo moje poglądy na ten temat są znane; nie wypieram się ich ani od nich nie uciekam. Jestem też przekonana, że samą aborcją nie wygramy wyborów. Tak, to jest sprawa życia i śmierci dla kobiety, która jest w niechcianej ciąży. Nie mam wątpliwości, że dostęp do legalnej, bezpiecznej aborcji jest prawem człowieka. Ale kiedy mówimy o prawach kobiet, nie możemy zapominać o całym szeregu zupełnie innych pytań i problemów, które Polki zadają sobie codziennie, a które z aborcją nie są związane.

Czyli? 

Czy będziemy traktowane równo w pracy? Czy dostaniemy takie samo wynagrodzenie jak nasi koledzy? Czy uda nam się pogodzić obowiązki zawodowe z życiem rodzinnym? Czy znajdziemy miejsce w żłobku dla naszego dziecka albo będziemy w stanie kupić mu buty na zimę? Czy na emeryturze będzie nas stać, by wyjść z koleżanką na kawę i poczuć się jak człowiek? Czy dostaniemy się do lekarza na NFZ? To są realne wyzwania, z którymi kobiety mierzą się na co dzień.

Rozumiem też, że wskazuje pani jednocześnie na zmiany zachodzące w Polsce, także poza dużymi miastami. Czyli uważa pani, że te zmiany są na tyle znaczące, że pani jasne stanowiska w poruszanych kwestiach nie będą przeszkodą w zdobywaniu poparcia? 

Uważam, że nie, ale nie mam zamiaru kluczyć. Jeśli ktoś zapyta mnie wprost o moje poglądy, odpowiem jasno i otwarcie. Nie zamierzam udawać kogoś, kim nie jestem. Jestem osobą, która głęboko wierzy w sprawiedliwość społeczną i wyrównywanie szans. Wierzę w państwo, które daje ludziom możliwość rozwoju, wspiera ich w trudnych momentach, a nie odwraca się plecami od tych, którzy potrzebują pomocy. A jednocześnie nie wtrąca się w osobiste wybory, nie urządza ludziom życia na siłę, nie wpycha im konserwatywnych wartości, które nie wszyscy podzielają.

 Wracając do przyszłego roku – rozumiem, że przedstawienie sztabu, objazdy i wyjazdy w ramach kampanii będą trwały do maja. Jak widzi pani kwestie wsparcia i poparcia? Czy oczekuje pani, że osoby, takie jak ministra Agnieszka Dziemianowicz-Bąk czy marszałek Włodzimierz Czarzasty, będą pani towarzyszyć w terenie? No i co z osobami spoza polityki – czy planuje pani współpracę z ludźmi znanymi publicznie, którzy mogliby wesprzeć kampanię swoim autorytetem?

Tak, jeśli chodzi o wsparcie Nowej Lewicy, mogę liczyć na naprawdę duże zaangażowanie. Jestem bardzo wdzięczna za wszystkie deklaracje, a także za konkretne, wymierne wsparcie, które już zaczyna się realizować, na przykład w kształtowaniu programu. Zarówno pani minister Dziemianowicz-Bąk, pani minister Kotula, jak i pan premier Gawkowski zadeklarowali bardzo znaczącą pomoc – zarówno merytoryczną, jak i gotowość do udziału w trasie kampanijnej. Podobne wsparcie deklarują inni ministrowie i członkowie Nowej Lewicy. Niedawno miałam również okazję spotkać się z członkami Rady Krajowej Nowej Lewicy. W trakcie wizyty w Łodzi rozmawiałam z tamtejszymi strukturami partii. To wsparcie i pozytywna energia, którą od nich otrzymuję, napawają mnie ogromną nadzieją i wiarą w sukces tej kampanii. 

A czy pani przejście z partii Razem do Nowej Lewicy może budzić pewne wątpliwości, szczególnie wśród działaczy starszego i średniego pokolenia, którzy wywodzą się z SLD? Czy uważa pani, że może to być problemem w budowaniu wspólnego frontu w ramach Nowej Lewicy? 

Nie, nie uważam, żeby to było problemem. Znamy się z działaczami Nowej Lewicy od 2019 roku, więc sytuacja jest inna – to nie nasze pierwsze wspólne „rodeo”. Mamy za sobą trzy intensywne kampanie, w tym parlamentarną i europejską, które obejmowały mój objazd po całej Polsce. Jako jedna z liderek Lewicy prowadziłam kampanię na terenie całego kraju, co pozwoliło mi poznać dużą część, jeśli nie wszystkie, struktury Nowej Lewicy. Dzięki temu mamy już wypracowane relacje i dobrze się znamy, umiemy ze sobą współpracować. 

Pytałem też o poparcie osób znanych, jak celebryci, influencerzy, ludzie z różnych kręgów artystycznych. Czy to będzie ważne? W kampanii Kamali Harris w USA tym roku sztabowcy zostali później oskarżeni o to, że przesadzili z tym tematem poparcia, co skończyło się źle.

Poparcie ze strony ludzi kultury czy osób z kręgów aktywistycznych oczywiście jest dla mnie bardzo cenne – zwłaszcza tych, których pracę sama szanuję. W kampanii będziemy się jednak głównie skupiać na kwestiach programowych, merytorycznych.

Jeśli chodzi o kampanię, czy będą w niej poparcia lub koalicje z ruchami miejskimi, tak jak miało to miejsce w Warszawie? Ruchy miejskie działają nie tylko w dużych miastach, ale także w mniejszych miejscowościach, takich jak Łomża, Grudziądz czy Częstochowa.

Dla mnie współpraca z przedstawicielami ruchów miejskich jest zawsze sprawą naturalną i prowadzę ją niezależnie od kampanii wyborczej. Znamy się z różnych okazji, działamy wspólnie od wielu lat, nie tylko w Warszawie. Jeśli zechcą mnie oficjalnie poprzeć, będę zaszczycona, ale też tego nie wymagam ani nie oczekuję. Uważam, że politycy są dla społeczników, są po to, żeby ich wspierać – a nie odwrotnie. 

Zastanawiam się ogólnie, czy Nowa Lewica przeprowadziła analizę amerykańskiej kampanii, aby zrozumieć, co u demokratów poszło nie tak. Wiadomo, że to inny system i zupełnie inne warunki. Harris była następczynią w kampanii Bidena i tak dalej. Czy jednak dla Lewicy są jakieś wnioski dotyczące kwestii „portfelowych” albo ich braku, co mogło wpłynąć na wynik kampanii Harris? 

Tak, bardzo uważnie przyglądałam się kampanii wyborczej w Stanach Zjednoczonych. Oczywiście kibicowałam demokratom, ale widzę też popełnione przez nich błędy. Harris nie chciała widzieć materialnych problemów, z którymi Amerykanie zmagają się na co dzień. Patrzyła na wskaźniki makroekonomiczne i mówiła, że jest super – rosną pensje, rośnie gospodarka. Ale rosną też nierówności społeczne –jest duża grupa ludzi, którym jest coraz gorzej, i mała, która się bogaci. Większość nie czuła w swoich kieszeniach tego sukcesu, o którym Harris mówiła w kampanii, i dlatego nie byli w stanie jej zaufać.

Jednocześnie porażka Harris nie oznacza porażki programu demokratów, postępowej czy równościowej agendy. Przy okazji wyborów odbyły się referenda dotyczące praw kobiet, ale też praw pracowniczych i systemu ochrony zdrowia, wszystkie wygrane. Demokraci nie byli więc w stanie zagospodarować poparcia dla własnego programu politycznego. To wielki błąd, na którym na pewno możemy się dużo nauczyć.

Tymczasem po stronie prawicowej Trump ponownie ustawił się jako człowiek „spoza systemu”, mimo że jest milionerem z urodzenia, częścią elity polityczno-biznesowej. W Polsce nie działa to dokładnie tak samo, ale prawica też próbuje zająć miejsce rzecznika ludu, nawet jeśli nie stoją za tym konkrety programowe. Tymczasem to jest właśnie miejsce Lewicy, miejsce, które Lewica musi znowu zająć – reprezentowanie interesów większości, zwłaszcza tej mniej zamożnej.

W centrum zawsze musi być człowiek i coś, co nazywam bezpieczeństwem dnia codziennego. Polityka nie może toczyć się wokół spraw polityków – rozliczania PiS, niekończących się afer, kolejnych komisji śledczych. Ludzie są tym zmęczeni i zniechęceni, czują, że to nie o nich. Tak samo niestety dzieje się z kryzysem w wymiarze sprawiedliwości. Praworządność to nie tylko kwestie izb Sądu Najwyższego czy składu KRS – chociaż oczywiście rozumiem, że to są kwestie bardzo ważne. To państwo, które działa i umie stanąć po stronie słabszych – dziecka w sądzie rodzinnym, pracownika w sądzie pracy. Które jest skuteczne i sprawne. Polityka musi być o ludziach. O cenach mieszkań, o płacach nauczycieli naszych dzieci, o kolei w miastach powiatowych. To jeden z celów mojej kampanii – przesunąć ciężar debaty politycznej z partyjnych rozgrywek na materialne problemy Polaków i Polek.

Jest jeszcze jeden wątek, który warto poruszyć – jest pani wicemarszałkinią Senatu z Nowej Lewicy, która współrządzi. To może być zarówno plusem, jak i minusem. Na przykład pomysł wolnej Wigilii, jeśli wejdzie w życie, to coś, co rozwiązuje jakieś problemy zwykłych ludzi. Ale z drugiej strony są kwestie, za które będziesz odpowiadać, ponieważ Lewica współrządzi. Czy uważa pani to za bardziej problem czy szansę? To, że jest pani częścią systemu rządzenia, nie powiem „układu”, jak powiedziałby Jarosław Kaczyński, ale systemu rządów. 

Oczywiście, że uważam to za szansę. Ten rząd jest lepszy z Lewicą, niż byłby bez niej. Dlatego zdecydowałam się zostać w klubie parlamentarnym. Przykłady korzyści można mnożyć – wolna Wigilia, dłuższe urlopy dla rodziców wcześniaków, dodatki dla pracowników socjalnych. W niektórych sprawach udaje się wygrać, w innych – przesuwać debatę na lewo, proponować prospołeczne rozwiązania. Czasem po prostu nie zgadzamy się z działaniami pozostałych koalicjantów, wtedy wyrażamy sprzeciw, jak w przypadku łamania praw człowieka na granicy. Blisko współpracuję z ministrami Lewicy i jestem z tej współpracy bardzo zadowolona.

Jeśli chodzi o samą kampanię, toczy się ona na wielu płaszczyznach, ale jest to rywalizacja personalna. Czy nie obawia się pani, że może to być kłopot dla Lewicy, jeśli partia Razem postawi na Adriana Zandberga? Głosy mogą się wtedy trochę rozproszyć. 

Oczywiście partia Razem zrobi, co uważa za stosowne, i nie mnie ani nikomu innemu meblować ich strategię wyborczą. Bardzo ich zachęcam do tego, abyśmy spróbowali się dogadać. Uważam, że dzisiaj lewica powinna trzymać się razem tam, gdzie to jest możliwe. Nie ma sensu palić mostów, ostatecznie w kwestiach programowych naprawdę nie ma między nami wielu różnic i w przyszłości – mam nadzieję – dane nam jeszcze będzie współpracować. A w tych wyborach jedna mocna kandydatura to na pewno najlepszy scenariusz dla lewicy.

Jeśli chodzi o rywalizację, na koniec jeszcze pytanie dotyczące Trzaskowskiego. Wynik Biedronia, od którego zaczęłam naszą rozmowę, był efektem nie tyle złej kampanii, co tego, że profil wyborców Biedronia i Trzaskowskiego był zbyt podobny. Ludzie wybrali silniejszego kandydata, co jest też wynikiem bandwagon effect, jak pewnie wie pani – ludzie w pewnych sytuacjach po prostu wybierają silniejszego. Pytanie, czy ma pani na to sposób albo czy jako sztab jesteście gotowi na rywalizację z Trzaskowskim?

Myślę, że w 2024 roku w Warszawie pokazałam, że potrafię skutecznie rywalizować z Rafałem Trzaskowskim i jestem gotowa na kolejną turę na szczeblu krajowym. W Warszawie udało się zrobić dobry wynik – 12 procent, wprowadzić do samorządu grupę radnych lewicy i ruchów miejskich. Nie zgadzam się też z tezą, że ja i prezydent Trzaskowski jesteśmy tacy do siebie podobni, co zresztą widać po samej Warszawie. Priorytetem mojej kampanii w zeszłym roku były kwestie mieszkaniowe, które z całą pewnością nie są kluczowe dla prezydenta Trzaskowskiego. Bardzo dobrze widać to po dramatycznej sytuacji lokalowej w Warszawie.

 Na koniec jeszcze jedno pytanie, które musi paść. Czy Nowa Lewica wyciągnęła jakieś wnioski po sprawach ministra Dariusza Wieczorka? Zostało to jakoś przeanalizowane, co poszło nie tak, bo to był dosyć poważny wstrząs na koniec roku. Dla rządu, dla koalicji, dla Lewicy itd.

Tak, cieszę się, że ta decyzja w końcu zapadła. Dziękuję panu ministrowi Wieczorkowi. Jestem mu wdzięczna za podjęcie tej decyzji, bo zbyt dużo kontrowersji narosło wokół ministerstwa. Jestem przekonana, że ktokolwiek ostatecznie przejmie kierownictwo Ministerstwa Nauki, zrobi to doskonale. 

Źródło

No votes yet.
Please wait...

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *