Prawie 25 proc. – tyle realnie stracił ktoś, kto konsekwentnie od 2016 roku trzymał swoje oszczędności na przeciętnej lokacie. Aż o tyle inflacja zmniejszyła siłę nabywczą oszczędności i to pomimo dopisywania do nich odsetek przez bank – wynika z najnowszej analizy HREIT.
HREIT wylicza, że od 2016 roku lokaty przynosiły realne straty (Adobe Stock, hesa2)
– Spadająca dynamika inflacji i przerwa w obniżkach stóp procentowych to informacje, które oszczędzających mogły ostatnio napawać optymizmem. Dzięki tym zmianom po raz pierwszy od 7 lat pojawia się szansa na to, że bankowe depozyty uchronią siłę nabywczą pieniędzy – informuje Bartosz Turek, główny analityk HRE Investment Trust.
Tak Polacy tracili na lokatach
I dodaje, że nie ma jeszcze czego świętować.
Roczna lokata założona na 10 tysięcy złotych, dała niecałe 521 złotych odsetek (643 złotych minus 19 proc. podatku). Inflacja spowodowała jednak, że za nasze oszczędności mogliśmy kupić tyle, co za niecałe 9870 zł w dniu zakładania lokaty. To właśnie oznacza 1,3 proc. realnej straty – wylicza ekspert.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Zobacz także: Obawy prezesa PiS o Unię Europejską. "Absolutnie bzdurne zarzuty"
HREIT przekonuje w najnowszym raporcie, że lepiej może być w przypadku rocznych lokat zakładanych w styczniu 2023 roku, a więc tych, które kończyć się będą na początku 2024 roku.
„Przeciętne roczne lokaty zakładane na początku 2023 roku były bowiem oprocentowane na prawie 6,4 proc. Z projekcji inflacji przygotowanej przez analityków NBP wynika za to, że początek 2024 roku będziemy witać inflacją na poziomie 5 proc. To znaczy, że nawet po zapłaceniu tzw. podatku Belki może się okazać, że przeciętna roczna lokata uchroni nasze pieniądze przed destrukcyjnym działaniem inflacji. Mamy nawet szansę na trochę ponad promil (0,14 proc.) realnego zysku” – czytamy w najnowszym raporcie.
HREIT przypomina, że oszczędzający tracą także na tzw. podatku Belki, chodzi o podatek od zysków kapitałowych, czyli 19 proc., które musimy oddać fiskusowi od naliczanych nam przez banki odsetek. Konieczność płacenia tego podatku uszczupla odsetki, które banki przelewają nam z tytułu powierzania im pieniędzy. I w sumie nie ma znaczenia czy te odsetki będą na poziomie 5 proc. czy niemal niezauważalnego promila.
Zobacz także:
"Nie może pomagać PiS, będzie przeszkadzać rządowi". Były minister finansów o Glapińskim
– Jest jednak jeszcze jedna danina, która uderza w kieszenie oszczędzających, a ci przeważnie o tym nie wiedzą. Jest to podatek, który teoretycznie płacą banki od swoich aktywów, ale w praktyce jego ciężar w dużej mierze został przerzucony na oszczędzających. Jest to podatek bankowy wprowadzony na początku 2016 roku. Niestety banki widząc tę zmianę, uznały, że obniżenie oprocentowania depozytów będzie optymalnym sposobem na zdobycie środków na zapłatę tej daniny. W efekcie po kieszeni dostali deponenci – przypomina Bartosz Turek.
Prognozy są optymistyczne
– Przed nami nadzieja na poprawę losu oszczędzających. O ile przewidywania rynkowe i te przygotowane przez analityków NBP są słuszne, to już część rocznych lokat, które kończyć się będą w 2024 roku ma szanse iść mniej więcej łeb w łeb z inflacją. To znaczy, że odsetki wypłacane przez banki, a więc te już po opodatkowaniu, powinny być w stanie mniej więcej utrzymać siłę nabywczą pieniędzy trzymanych na przeciętnych rocznych lokatach – przekonuje ekspert HREIT.
Dodaje jednak, że kluczowe w tej kwestii będzie spełnienie kilku warunków. Po pierwsze zgodnie z prognozami NBP dynamika inflacji powinna nam systematycznie spadać.
Zobacz także:
Prof. Hausner ostrzega nowy rząd. "To będzie wyjątkowo trudne"
– Ponadto Rada Polityki Pieniężnej musi oszczędnie gospodarować obniżkami stóp procentowych. Tylko w takim przypadku tempo, w którym banki obniżają oprocentowanie lokat będzie na tyle powolne, że oszczędzający będą mieli szanse ratować się przed destrukcyjnym działaniem inflacji za pomocą bankowych depozytów – dodaje Bartosz Turek.