Dlaczego Polska nie ma globalnego banku – zastanawiają się eksperci od finansów. Pytanie tylko z pozoru brzmi niedorzecznie. Polska jest dwudziestą którąś gospodarką świata, jednym z największych w Europie eksporterów, eksport wartości dodanej napędza wzrost naszego PKB, więc może finansowanie eksportu dawałoby także wartość dodaną? A może jednak lepiej nie igrać z ogniem?
/Tomasz Jastrzębowski /Reporter
Popatrzmy na polskie banki z lotu ptaka i porównajmy je z globalnymi instytucjami. Suma bilansowa całego polskiego sektora na koniec zeszłego roku przekroczyła wprawdzie 3 biliony zł, ale to zaledwie ok. 750 mld dolarów. Suma aktywów największego banku świata JPMorgan Chase (z tego tytułu największego, że znajduje się na pierwszym miejscu na liście globalnych instytucji systemowo ważnych Rady Stabilności Finansowej przy G20), to na koniec zeszłego roku ponad 3,87 biliona dolarów, czyli ponad pięć razy tyle, ile wynosi siła rażenia wszystkich banków w Polsce. Nasz największy polski bank – PKO BP – ma ok. 500 mld zł aktywów, a to znaczy, że JPMorgan jest od niego ponad 30 razy większy.
Reklama
Polskie banki globalnym instytucjom ustępują rzecz jasna wielokrotnie także jeśli chodzi o siłę kapitałów. Kapitały własne całego naszego sektora na koniec zeszłego roku wyniosły 257 mld zł, czyli ok. 64 mld dolarów. To znaczy, że kapitały wszystkich banków w Polsce to nieco więcej niż jedna czwarta kapitałów największego globalnego banku. PKO BP ma 47,6 mld zł kapitału własnego, a więc niespełna 12 mld dolarów, czyli 20 razy mniej niż największy bank świata.
Dodajmy do tego, że polskie banki są nie tylko małe, ale wciąż karłowacieją nie tylko w porównaniu z globalnymi gigantami. Ich kapitały w stosunku do polskiego PKB jeszcze kilka lat temu przekraczały 10 proc., a dziś jest to ledwo nieco więcej niż 7 proc. A skoro polskie banki są coraz mniejsze, to dlaczego mielibyśmy myśleć o tym, że któryś z nich powinien urosnąć do globalnych rozmiarów?
Siła polskiego eksportu
Mamy małe banki, ale Polska jest relatywnie dużym eksporterem, a – jak pokazuje historia – globalne banki urosły do swoich rozmiarów wraz z ekspansją eksportową ich klientów.
– Międzynarodowa aktywność korporacji historycznie napędzała ekspansję instytucji finansowych, główną siła napędową był eksport, ale taki proces nie zaszedł w Europie Środkowej i Wschodniej, choć Polska jest największym eksporterem w regionie – mówił podczas Europejskiego Kongresu Finansowego Przemysław Paprotny, partner w firmie doradczej PwC Polska.
Dlaczego? Częściowo problem polega na tym, że dwa największe polskie banki to aktualnie banki państwowe, a doskonale wiemy, jak państwo przez osiem minionych lat rządziło się w bankach, choćby zmieniając prezesów PKO BP jak rękawiczki. Brak stabilności zarządzania rzutuje na możliwości rozwoju i ekspansji, a szczególnie ekspansji zagranicznej. Mimo to PKO BP ma oddziały w Niemczech, Czechach i na Słowacji. Ma też KredoBank w Ukrainie i choć nie jest to wielka instytucja, bardzo może się przydać gdy skończy się wojna i polskie firmy będą chciały brać udział w odbudowie infrastruktury naszego sąsiada.
Historia minionych ponad 30 lat jest nie mniej ważna. Po upadku komunizmu polskie banki znalazły się w dramatycznej sytuacji, wiele z nich było praktycznie bankrutami i państwo musiało je ratować specjalnie na ten cel wyemitowanymi obligacjami. Szczęśliwie potem role te przejęli zagraniczni inwestorzy, dostarczając polskim bankom kapitał, wiedzę, a także silny impuls do rozwoju technologicznego, dzięki czemu o polskim sektorze bankowym mówi się jako o jednym z najbardziej nowoczesnych w Europie.
Ale coś za coś – Polska, podobnie jak inne kraje postkomunistyczne, stała się kierunkiem ekspansji zagranicznych instytucji finansowych. Prywatyzacja banków była procesem, który przebiegał w całej Europie Środkowo-Wschodniej. Była zbawienna dla polskiego sektora, bo zagraniczni inwestorzy przynieśli polskim bankom kapitał, a równocześnie to oni decydowali o strategiach ekspansji polskich córek. A skoro spółki-matki były globalnymi bankami, trudno, żeby takie strategie miały córki.
mBank okazał się wyjątkiem. Ma swoje spółki zależne w Czechach i Słowacji. Choć sam jest własnością niemieckiego Commerzbanku wytłumaczył swojej spółce-matce, że najlepszym rozwiązaniem będzie jeśli to on będzie odpowiedzialny za ekspansję w naszym regionie.
– Dla polskich banków kwestią zasadnicza jest to, jaki miałby być cel ekspansji, gdyż sama ekspansja nie jest celem, a jej koszty są bardzo wysokie – mówił Marek Lusztyn, wiceprezes mBanku.
Wysokie koszty ekspansji
Dodajmy do tego, że 30 lat to dość krótki okres, żeby wyhodować globalną instytucję. Globalni giganci z Europy i USA mają po ok. 150-200 lat. Wprawdzie globalizacja od początku lat 90. zeszłego wieku przyspieszyła, zaczął się wtedy okres rozluźniania regulacji sprzyjający fuzjom i przejęciom w sektorze finansowym, ale przyspieszony wzrost globalnych banków doprowadził do wielkiego kryzysu finansowego z lat 2007-9. Może zatem mieliśmy szczęście, że polskie banki u progu hiperglobalizacji były małe, słabe i nie mogły wziąć udziału w tym wyścigu.
– Citi Group operuje w 95 krajach, ekspansję budował od 200 lat podążając tam za swoimi klientami. Wymagania i koszty kapitałowe dla ekspansji międzynarodowej i wzrostu są bardzo wysokie – powiedziała Elżbieta Czetwertyńska, prezeska banku Citi Handlowy.
Choć polskie banki przez pierwsze dziesięciolecie na początku transformacji raczkowały, Polska wykorzystała okres hiperglobalizacji do szybkiego wzrostu jak żaden kraj inny nie tylko w naszym regionie, ale też w całej Europie. Dlaczego zatem żaden polski bank nie wykorzystał tej sytuacji, żeby wraz z polskim eksportem budować swoją ekspansję?
Wytłumaczeniem prawdopodobnie jest fakt, że lwią część wartości dodanej brutto eksportowanej przez polski sektor przemysłowy wytwarzają przedsiębiorstwa z kapitałem zagranicznym, czyli córki międzynarodowych korporacji. Są one finansowane przez zagraniczne matki, które mają już swoje banki i rzadko potrzebują kolejnych – polskich. To samo dotyczy inwestycji, jak też eksportu. Dlatego zaledwie niewielka część polskich eksporterów ma potrzeby finansowe, z którymi mogliby się zwrócić do rodzimych banków.
Teraz na globalną ekspansję prawdopodobnie jest już za późno. Po kryzysie nastąpiła cała fala regulacji, która zdecydowanie nie sprzyja wielkim globalnym bankom. Dlaczego? Są „za duże żeby upaść”, wielki kryzys pokazał, że musiały je ratować rządy pieniędzmi podatników, dlatego kapitał dla globalnych instytucji musi być bardzo drogi. Kolejne regulacje pokazują, że będzie jeszcze droższy.
– Największe banki Europy Środkowo-Wschodniej, czyli polski PKO BP i węgierski OTP są na miejscach powyżej 50 w Europie pod względem wielkości. To pytanie, czy mają szansę zbudować taki kapitał, żeby móc prowadzić międzynarodową lub globalną ekspansję – mówił Piotr Mietkowski, dyrektor zarządzający Bankowości Inwestycyjnej CEE w BNP Paribas.
Era globalnych banków się kończy?
Być może era globalnych banków dobiega końca, bo regulacje niebotycznie podnosza koszty kapitału. Amerykańska Citi Group wycofała się z wielu operacji w Europie (i nie tylko), a teraz sprzedaje nawet część detaliczną banku Citi Handlowy. Zamiast marzeń o globalnej ekspansji być może trzeba poszukać innych strategii. Na przykład takich – „jesteśmy najlepsi na lokalnym rynku i ktokolwiek chce na nim być (lub wejść) musi przyjść do nas”.
Można też próbować wykorzystywać nowe możliwości, zamiast naśladować schematy sprzed dziesięcioleci. Polski system bankowy ma tu wiele do zaoferowania.
– System płatności się globalizuje, Polska ma produkty, które mogą być zinternacjonalizowane lub zglobalizowane, jak BLIK. Natomiast koszty kapitału są dla polskich banków zbyt wysokie, by prowadziły międzynarodową ekspansję – powiedział Maciej Szczęsny, prezes Bankowego Funduszu Gwarancyjnego.
Jacek Ramotowski
Odtwarzacz wideo wymaga uruchomienia obsługi JavaScript w przeglądarce. RMF