Związany z Suwerenną Polską narodowiec nie spełnił zapowiedzi wniesienia projektu obywatelskiego, ułatwiającemu rządowi walkę o reparacje. Jednak i tak Robert Bąkiewicz wkrótce stanie na mównicy sejmowej.
Robert Bąkiewicz podczas Marszu Niepodległości 11 listopada 2022 r.
– To Niemcy mordowali Polaków, Niemcy zabijali polskie dzieci, Niemcy puszczali ludzi z gazem, palili żywcem, ograbili Polskę z dóbr kultury – wymieniał 11 sierpnia pod Sejmem były szef Stowarzyszenia Marsz Niepodległości Robert Bąkiewicz. Poinformował, że właśnie złożył u marszałek Elżbiety Witek wniosek o rejestrację komitetu inicjatywy obywatelskiej „RozliczaMy Niemców”. Zapowiedział szybkie dostarczenie minimum sto tysięcy podpisów, by projekt mógł trafić do prac w Sejmie.
Propozycja zakładała zmiany ustawie o radzie ministrów, zobowiązujące premiera, by „corocznie 1 września informował Sejm i Senat o działaniach podjętych przez radę ministrów w celu rozliczenia strat wojennych zadanych państwu polskiemu i jego obywatelom w wyniku agresji i okupacji niemieckiej w toku II wojny światowej, w latach 1939-1945”.
Zapowiadana przez Roberta Bąkiewicza zbiórka się nie powiodła
Projekt miał więc wprowadzić społeczny nadzór nad staraniami rządu o reparacje wojenne, a Robert Bąkiewicz sprawiał wrażenie zdeterminowanego, by go wprowadzić do Sejmu. Np. 1 września, w rocznicę niemieckiej agresji, pojawił się pod tablicą, upamiętniającą pierwsze bombardowanie Warszawy przez Niemców przy ulicy Obozowej 76. Wraz z wiceministrem sprawiedliwości Sebastianem Kaletą i wiceministrem rolnictwa Januszem Kowalskim złożył wieniec i zapalił znicze, a przy okazji zachęcił do podpisania się pod inicjatywą.
Ze starań Bąkiewicza nic jednak nie wyszło i projekt nie trafił do Sejmu. Jak ustaliliśmy, postanowienie o rejestracji komitetu marszałek Elżbieta Witek wydała dopiero 21 września. Zaś zgodnie z ustawą o wykonywaniu inicjatywy ustawodawczej przez obywateli komitet ma trzy miesiące na wniesienie projektu do Sejmu. Ten termin minął w czwartek.
Dlaczego zbiórka się nie powiodła? Robert Bąkiewicz nie znalazł czasu na rozmowę z „Rzeczpospolitą”. Można jednak przypuszczać, że zbiórka miała wspomagać jego start w wyborach do Sejmu. Startował z 17. miejsca na liście PiS w Radomiu. Dostał 4,3 tys. głosów i posłem nie został. Przegrane wybory mogły ostudzić zapał do zbiórki, szczególnie że skład świeżo wyłonionej większości sejmowej raczej nie rokowałaby przyjęcia projektu przez parlament.
Robert Bąkiewicz wystąpi w Sejmie?
Nie oznacza to jednak, że Robert Bąkiewicz nie będzie miał okazji wystąpić w najbliższych miesiącach z mównicy sejmowej. W środę marszałek Szymon Hołownia skierował do pierwszego czytania w Sejmie projekt obywatelski, wniesiony jeszcze w ubiegłej kadencji Sejmu, którego pełnomocnikiem komitetu inicjatywy ustawodawczej jest Robert Bąkiewicz.
Projekt dotyczy „ochrony własności w RP przed roszczeniami dotyczącymi mienia bezdziedzicznego”, a jego celem jest zabezpieczenie Polski przed rzekomymi skutkami amerykańskiej ustawy 447, znanej też jako JUST Act. Zdaniem skrajnej prawicy miała ona ułatwiać żydowskie roszczenia majątkowe.
Bąkiewicz zbierał podpisy na przełomie 2019 i 2020 roku, co budziło kontrowersje z uwagi na antysemickie akcenty. Do zbiórki zachęcała w sieci grafika, przedstawiająca maszynkę do mięsa, do której wkręcona była biało-czerwona nieruchomość. Kręciła nią ręka z amerykańską flagą, a pieniądze wypadały do kapelusza, ozdobionego Gwiazdą Dawida. To jednak nie koniec kontrowersji wokół projektu. Gdy trafił do Sejmu, negatywnie zaopiniowały go Krajowa Rada Sądownictwa oraz Naczelna Rada Adwokacka. Zaś głośna amerykańska ustawa 447 została zrealizowana przez Departament Stanu USA w 2020 roku. Wbrew obawom skrajnej prawicy, jej skutkiem nie były wielkie roszczenia wobec Polski, lecz krótki raport.
Zgodnie z prawem, Szymon Hołownia był zobligowany skierować do pierwszego czytania projekt obywatelski, wobec którego nie zakończono prac w ubiegłej kadencji. Pierwsze czytanie musi się odbyć do połowy maja.