Wybuchła draka o „raport ZUS” na temat emerytur przedsiębiorców. Raport nie jest ZUS. Napisano go na zlecenie ZUS – ale to nie ma specjalnego znaczenia.. Jak to ja bym go pisał, to bym napisał z grubsza to samo. Tylko konkluzje byłyby inne.
/emelphoto /123RF/PICSEL
To prawda, że mamy problem z emeryturami. Że będziemy go mieć wiadomo było od ponad już 25 lat. Ale wtedy obowiązywała filmowa zasada: „nie patrz w górę”.
Ale mamy też problem z demografią. Że będziemy go mieć wiadomo było od ponad już 25 lat….
Ten pierwszy wynika z drugiego. A oba wynikają ze źle skonstruowanego systemu podatkowo-składkowego.
Pojawiają się różne nowe pomysły „reformy”
Jak już było wiadomo, że problem będzie, utworzono Obowiązkowe Fundusze Emerytalne – w skrócie OFE. Dla zmylenia suwerena nazwano je, nie wiedzieć czemu, „Otwartymi”. Nie słuchano głosów, że problemem systemu są zbyt wysokie koszty pracy. One powodowały, że młodzi ludzie mieli niskie wynagrodzenia netto, a pracodawcy wysokie koszty pracowników brutto. Efektem było bezrobocie (doszło do 20%). Bezrobocie rodziło niepewność. Niepewność, obok niskich dochodów netto, potęgowała niechęć do obciążania się kosztami wychowywania dzieci.
Reklama
Dziś pojawiają się różne nowe pomysły „reformy” – jak 25 lat temu, gdy tworzono OFE. Opierają się na tym, żeby… jeszcze bardziej podwyższyć składki emerytalne. A to od umów cywilnoprawnych, a to od prowadzenia działalności gospodarczej. Bo to jest ponoć niesprawiedliwe, że praca, czasem nawet dokładnie taka sama, ale w innej formie prawnej może być bardziej albo mniej opodatkowana i oskładkowana. To jest rzeczywiście niesprawiedliwe, ale sprawiedliwość nie musi wcale polegać na pogorszeniu sytuacji życiowej niektórych. Może polegać na poprawieniu sytuacji życiowej tych drugich.
Aczkolwiek zwolennicy sprawiedliwości społecznej mogli się przyzwyczaić, że polega ona właśnie na pogorszeniu sytuacji wszystkich i dlatego nie dopuszczają do siebie myśli, że może być inaczej.
„Poprawienie sytuacji z emeryturami jest w miarę proste”
Więc powtórzę, co mówiliśmy 25 lat temu: celem reformy emerytalnej powinno być obniżenie kosztów pracy – co wówczas mogło przyczynić się do tego, żeby sytuacja demograficzna nie pogarszała się aż tak szybko. Jak tworzono OFE, to ich nie podwyższono, ale za to utrzymano na absurdalnie wysokim poziomie. Nie udało się. Więc teraz niektórzy chcą je podwyższyć. Tak jest zawsze. Jak jakiś program nie działa, jego zwolennicy chcą go naprawiać przez zwiększenie jego kosztów. Na pewno się w końcu uda.
Pamiętacie Państwo szydercę, że „jeśli ktoś nie jest w stanie prowadzić działalności gospodarczej w takich warunkach, to znaczy się do niej po prostu nie nadaje”. Grzmiał Jarosław Kaczyński z partii „prawicowej”. „Biedafirmy” niech się pozamykają dodawała Anna Maria Żukowska z partii lewicowej.
I byli jeszcze twitterowi ekonomiści. Niektórzy to nawet pod nazwiskiem podobne rzeczy pisali.
Każdy może mieć oczywiście na każdy temat swój pogląd i go głosić. Zastanawiam się tylko, jak im się udaje połączenie tezy, że prywaciarze płacą za niskie składki z tezą, że korporacje nie mogą płacić podatku przychodowego 1,5-2%, bo… mają niskie marże? Ale cóż dialektyka to nie logika.
Poprawienie sytuacji z emeryturami jest w miarę proste. To problem ekonomiczny. Gorzej jest z poprawieniem sytuacji z demografią. Bo z jednej strony to też problem ekonomiczny, ale z drugiej kulturowy. Badania „Diagnoza społeczna” robione cyklicznie przez Profesora Czapińskiego, których robienia zaniechano za rządów PiS, pokazywały, że ludzie mają mniej dzieci (1), niż wcześniej deklarowali, że chcieliby mieć (2-3). Za główny powód podawali problemy finansowe. I dlatego właśnie należałoby zwiększyć ich dochody. Można to zrobić na dwa sposoby: nakazać pracodawcom podwyższyć ich pensje brutto, albo podwyższyć ich pensje netto, obniżając ich opodatkowanie i oskładkowanie. Jak Państwo myślicie, który sposób może być skuteczniejszy?
„Za kolejne 25 lat nie będzie miał kto płacić składek”
Ale ostatnia „Diagnoza…” była zrobiona parę dobrych lat temu. Dziś same pieniądze nie wystarczą. Pojawiły się problemy kulturowe. Dziewczyny studiują, a chłopaki pracują. Więcej będą zarabiali, no ale… mezalians. Co więcej, chłopaki się tych „wykształconych” dziewczyn najzwyczajniej boją. Nie sami z siebie, tylko za sprawą dominującej w przestrzeni publicznej, opanowanej przez zwolenników i zwolenniczki (oraz osoby zwolennicze oczywiście) narracji „poprawnej politycznie”. Normalnie strach się do dziewczyny odezwać, bo grozi oskarżenie o molestowanie. To jak się umówić na randkę?
To przypomnijmy jeszcze, że emerytury wypłacane są nie z tych składek, które kiedyś płacili obecni emeryci, tylko z tych, którzy obecnie płacą, ci którzy pracują. Skoro więc dzietność spadła do poziomu 1,1 (a pod koniec ubiegłego wieku wynosiła 2,2), to za kolejne 25 lat nie będzie miał kto płacić tych składek – tak jak mówiliśmy 25 lat temu.
Pamięta ktoś jeszcze hasło, że „trzeba opodatkować roboty”. To było jakieś 15 kat temu i wtedy nie mówiło się jeszcze „sztuczna inteligencja”. Pomysł wyśmiewałem, bo był tak głupi, że upadł. Jakby był trochę mniej głupi, to pewnie by go nadal forsowano. Ale ci, którzy chcieli opodatkować „roboty”, nie chcą opodatkować korporacji wykorzystujących roboty. I w tym też logiki nie ma za grosz. Jest… dialektyka.
Robert Gwiazdowski
Autor prezentuje własne poglądy i opinie.
Śródtytuły pochodzą od redakcji
Odtwarzacz wideo wymaga uruchomienia obsługi JavaScript w przeglądarce. Polsat News