Najwyższy czas podnieść kwestię opodatkowania wypłat z IKZE, które w mojej ocenie powinno zostać zniesione. Byłaby to rekompensata za niekorzystne zmiany wprowadzone przez "Polski ład".
IKE/IKZE są produktami, które w moim przekonaniu warto mieć w „portfelu”. Dzięki nim możemy legalnie nie zapłacić podatku Belki od naszych oszczędności, jeśli dotrzymamy je do wieku emerytalnego. Albo przynajmniej odroczyć egzekucję tego haraczu (jeśli pieniądze wypłacimy przed czasem), co też ma swoje wymierne korzyści. Dlatego mogę z czystym sumieniem zachęcić do założenia IKE lub IKZE (można oba) tych wszystkich, którzy jeszcze tego nie uczynili. Warto to zrobić przed końcem roku, ponieważ oba rozwiązania są reglamentowane i niewykorzystane w danym roku limity wpłat po wystrzeleniu sylwestrowych fajerwerków bezpowrotnie przepadają.
Nie będę się tutaj rozwodził nad różnicami pomiędzy kontami IKE a IKZE i tym, komu bardziej posłuży konkretny produkt. W tym celu można skorzystać z obszernych poradników i rankingów przygotowanych przez redakcję Bankier.pl. Warto wiedzieć tyle, że oba rozwiązania po spełnieniu określonych warunków zapewniają zwolnienie z podatku Belki oraz że roczne wpłaty na IKE/IKZE są ustawowo ograniczone. Co więcej, jeden człowiek może posiadać tylko jedno IKE i tylko jedno IKZE.
Zobacz takżePostaw pierwsze kroki ku bezpiecznym inwestycjom — przeczytaj nasz poradnik o Obligacjach Skarbowych!
Na czym polegał „układ IKZE”
W tym tekście skupimy się na temacie opłacalności inwestowania w ramach Indywidualnego Konta Zabezpieczenia Emerytalnego. IKZE zostało wprowadzone 1 stycznia 2012 roku, aby wzmocnić nieco kulejący tzw. III filar emerytalny. Aby zachęcić nas do samodzielnego oszczędzania na emeryturę, ustawodawca w ramach IKZE zaoferował nam dwie bardzo ważne rzeczy:
- bezwzględne zwolnienie z podatku Belki – nawet gdy wypłacimy kasę przed osiągnięciem 65. roku życia,
- ulgę podatkową w podatku PIT– sumę wpłat na IKZE można odpisać od przychodu do opitowania.
Nie ma jednak nic za darmo. Ceną za owe przywileje były:
- 10-procentowy podatek od CAŁEJ KWOTY wypłaconej z IKZE po osiągnięciu 65. roku życia,
- jeśli zlikwidujemy IKZE przed 65 urodzinami (tzw. zwrot środków) to fiskus całą wypłatę opodatkuje według aktualnie obowiązującej skali podatkowej, doliczając nam ten transfer do przychodów z pracy bądź działalności gospodarczej.
W przypadku kwot przekraczających 120 000 złotych (a o takie nietrudno w przypadku pomyślnego i długoterminowego inwestowania), to przewidziana za przedwczesną wypłatę kara będzie bardzo dotkliwa. Tym bardziej że z IKZE nie można dokonać wypłaty częściowej (tak jak z IKE). Można wypłacić wszystko albo nic. Ale niech będzie. W końcu chodziło o budowanie oszczędności emerytalnych i poza wyjątkowymi przypadkami (choroba, trwała utrata dochodu czy inne nieszczęście) raczej nikt nie zamierzał likwidować IKZE przed terminem. A przynajmniej nikt tego nie polecał.
Mieliśmy zatem z rządem następujący układ:
- kapitał zgromadzony na IKZE był zasadniczo nie do ruszenia aż do emerytury
- w zamian za to władza darowała nam daninę Belki
- i dodatkowo dorzucała bonus podatkowy
- na koniec zadowalając się biblijną dziesięciną od całości zgromadzonych pieniędzy.
Jak „Polski ład” pogorszył ofertę IKZE
Uważałem, że deal ten był per saldo bardzo korzystny (przynajmniej jak na polskie warunki) dla oszczędzających. Niestety, władza postanowiła pogorszyć warunki tego układu (choć zakładam, że zrobiła to raczej nieświadomie). Winnym były zmiany podatkowe wprowadzone w ramach „Polskiego ładu”. Ich esencją było obniżenie stawki PIT z 17% do 12% oraz de facto wprowadzenie nowego podatku od pracy w postaci tzw. składki zdrowotnej (tj. istniała ona już wcześniej, ale w była ona niemal w całości odliczana od PIT-u). W efekcie najniższa stawka opodatkowania przychodów z pracy wzrosła z 17% do 19,75%.
W efekcie z tytułu ulgi na IKZE nie mogliśmy odzyskać 17% wpłaconej kwoty (a wcześniej 18% lub 19%), lecz tylko 12%. Podam przykład. Gdy ktoś w roku 2020 wykorzystał pełny limit wpłat wynoszący wówczas 6 272,40 zł, to w corocznym rozliczeniu podatkowym uzyskiwał zwrot podatku z tytułu ulgi IKZE w kwocie 1 066,31 zł (czyli 17% z 6 272,40 zł). Ale po redukcji pierwszej stawki pitowskiej do 12%, odzyskiwał już tylko 12% z wpłaconej na IKZE kwoty. Przykładowo w roku 2023 było to 998,64 zł (12% z 8 322 zł).
Było to istotne pogorszenie atrakcyjności IKZE dla osób z pierwszego progu podatkowego – czyli dla większości podatników. Co interesujące, dla wpadających w drugi próg podatkowy lepiej zarabiających Polaków nic się nie zmieniło. Nadal odzyskują oni 32% wpłat na IKZE, co jest już naprawdę „tłustym” podatkowym kąskiem.
I teraz najważniejsze: przed „Polskim ładem” wpłacając kasę na IKZE odzyskiwaliśmy 17% (a wcześniej 18% i 19%), a wypłacając będziemy musieli oddać 10% podatku przy wypłacie. Takie proporcje wydawały się wtedy w miarę ok. Ale teraz odzyskujemy tylko 12%, a oddać nadal będziemy musieli 10%. Jeśli na to nałożymy ryzyko zaboru nawet 32% w przypadku „przedterminowego” zamknięcia IKZE, to warunki takiej umowy nie wyglądają już tak korzystnie. Prawdę mówiąc, przy wyższych kwotach zgromadzonych w IKZE dla podatników z pierwszego progu (albo na ryczałcie), deal ten w ogóle przestaje się spinać.
Co można zrobić
Nie jest moją intencją, aby kogokolwiek zniechęcać do oszczędzania i inwestowania pod płaszczykiem IKZE. Natomiast zmiany podatkowe z ostatnich kilku lat powinny były wymusić modyfikację parametrów tej emerytalnej zachęty. Nie chodzi tu o żadne nowe przywileje, a jedynie o przywrócenie „ustawień fabrycznych”, które zostały zaburzone przez „Polski ład”.
Wydaje mi się, że najprostszym rozwiązaniem byłoby po prostu zniesienie 10-procentowego podatku przy wypłacie pieniędzy z IKZE po osiągnięciu 65. roku życia. Takie posunięcie przywracałoby pierwotny bilans korzyści podatkowych, może z minimalnym wahnięciem na korzyść podatnika. Względnie ten ikzowski „exit tax” mógłby zostać obniżony z 10% do 5%. Czyli o tyle samo punktów procentowych, o ile obniżono opodatkowanie pracy (tj. niższą stawkę PIT). Ewentualnie można tu też pomyśleć o jakiejś kwocie wolnej. Byleby była ona waloryzowana przynajmniej o oficjalną inflację CPI, a nie permanentnie zamrożoną jak progi dochodowe w podatku PIT.
Na takim „osłodzeniu” IKZE nikt by nie stracił. W tej chwili wpływy podatkowe z tego tytułu są bliskie zera. Produkt liczy sobie nieco ponad dekadę i jeszcze nie dojrzał do podatkowych zbiorów. Te nastąpią w bardzo odległej przyszłości i obecny rząd mógłby bez większego bólu zrezygnować z ewentualnych i niepewnych dochodów podatkowych zaplanowanych na 20-30 lat od teraz.
Byleby też nie potoczyło się to tak, jak z obietnicą zniesienia lub złagodzenia podatku Belki, złożoną jeszcze w czasie zeszłorocznej kampanii wyborczej. Właśnie minął rok od powstania nowego rządu, a zmian w opodatkowaniu inwestorów jak nie było, tak nie ma. I założę się, że w ogóle nie będzie.