Prawnicy twierdzą, że postępowanie Zdzisława Marchwickiego – znanego jako „Wampir z Zagłębia” – który w latach 70. XX wieku miał zabić 14 kobiet, co doprowadziło do jego skazania na karę śmierci, zostało zmanipulowane. Dowody na poparcie tej tezy mogą być zawarte w aktach, które niedawno odkryto w Katowicach. Policja jednak odmawia ich udostępnienia.
Proces Zdzisława Marchwickiego – Wampira z Zagłębia. Nz. brat Zdzisława Marchwickiego , Jan Marchwicki (2L), Józef Klimczak (5L), Zdzisław Marchwicki (stoi).
Piotr Litka
Po serii napadów na kobiety, które miały miejsce w Zagłębiu w latach 1964-1971, we wrześniu 1974 roku na ławie oskarżonych zasiadł Zdzisław Marchwicki oraz kilka innych osób. Proces przyciągnął uwagę mediów i odbywał się w specjalnie przystosowanej sali Klubu Fabrycznego Zakładów Cynkowych „Silesia” w Katowicach. Wydawano bilety wstępu, a sala była zawsze wypełniona. W lipcu 1975 roku Marchwickiego skazano na karę śmierci za 14 morderstw i sześć prób oraz szereg innych przestępstw. Wyrok wykonano 26 kwietnia 1977 roku.
Czy dowody w sprawie Wampira z Zagłębia były manipulowane?
Prawie pięćdziesiąt lat później, w lipcu tego roku, do Sądu Najwyższego w Warszawie złożony zostanie wniosek o wznowienie postępowania. – Dysponujemy dowodami, które wskazują, że Zdzisław Marchwicki nie był sprawcą morderstw kobiet – oznajmia mecenas Aneta Naworska z toruńskiej kancelarii Naworska Marszałek.
– Ekspertyzy specjalistów w różnych dziedzinach sugerują, że dowody były manipulowane – dodaje mecenas Klaudia Mokrzewska-Kowalczyk.
Prawniczki na razie nie ujawniają szczegółów. Wniosek powstał na podstawie akt sądowych z postępowania karnego, które obejmują ponad dwieście tomów. Niedawno do kancelarii dotarła informacja, że w katowickim archiwum Komendy Wojewódzkiej Policji znajduje się dodatkowe blisko trzysta tomów akt dotyczących Marchwickiego. Na prośbę o ich udostępnienie Komendant Wojewódzki odpowiedział odmownie, argumentując, że dokumenty pozostają tajne.
Czy policja ukrywa dowody na niewłaściwe oskarżenie?
O aktach w katowickiej komendzie wspominał także Przemysław Semczuk, autor książki „Wampir z Zagłębia”. Kilkanaście lat temu usłyszał o nich od policjantów z dwóch niezależnych, wiarygodnych źródeł. W związku z powyższym zwrócił się do Policji z prośbą o ich udostępnienie. Otrzymał odpowiedź, że w archiwum katowickiej komendy nie ma żadnych dokumentów. Teraz, gdy o to samo poprosiła kancelaria prawna, okazało się, że akta jednak istnieją, ale są objęte tajemnicą. – Moim zdaniem, to oczywiste, że Policja ukrywa dowody dotyczące wrobienia Marchwickiego przez Milicję Obywatelską lub, co gorsza, informacje o tym, kim rzeczywiście był sprawca morderstw sprzed lat – stwierdza Semczuk.
Niedawno ujawnił kilka kulisów napadów w Warszawie, w tym słynny napad na konwój przed bankiem Pod Orłami w 1964 roku. Akta dotyczące tej sprawy zostały odtajnione w 2019 roku przez Główne Archiwum Policji i przekazane do zasobów IPN. Wynika z nich, że sprawcy napadu mieli powiązania z wysoko postawionymi funkcjonariuszami MO. – Policyjni archiwiści utrzymali w tajemnicy niektóre dokumenty, powołując się na znaczący interes związany z bezpieczeństwem państwa – mówi Semczuk – ale to, co trafiło do IPN, pozwoliło mi rozwiązać sprawę napadu. Z tych materiałów wynika jednoznacznie, że Policja ukrywała i nadal ukrywa nieczyste sprawki Milicji Obywatelskiej. W przypadku Marchwickiego może chodzić o ukrywanie dowodów związanych z niewłaściwym oskarżeniem – dodaje.