– Nie ma możliwości stworzenie konstytucji, która się obroni przed siłą. A w Polsce ukształtowała się partia polityczna, która uznała, że należy jej się cała władza – ocenił prof. Adam Strzembosz, były pierwszy prezes Sądu Najwyższego.
W rozmowie z Interią profesor nauk prawnych komentował zamieszanie związane ze zmianą władz w mediach publicznych i krytykował prezydenta Andrzeja Dudę, który — jego zdaniem – „przyczynił się do takich zmian, których odkręcenie w absolutnej zgodności z prawem będzie niezwykle trudne”. – Przede wszystkim pan prezydent ocenia działania w sprawie mediów publicznych jako wymierzone przeciwko formacji politycznej, z którą jest związany i której służył przez wszystkie lata pracy w charakterze głowy państwa. To jest jego główny problem — zauważył.
Podkreślając, że nie jest specjalistą od prawa cywilnego, prof. Strzembosz ocenił, że minister kultury Bartłomiej Sienkiewicz „w tym momencie, kiedy występuje jako likwidator, działa zgodnie z regułami obowiązującymi w tym zakresie”. – Niewątpliwie sytuacja, w której środek masowego przekazu, uważany za instytucję reprezentującą władzę państwa, a nie partię polityczną, mówi o przyszłym premierze, że jest funkcjonariuszem niemieckim czy agentem obcego wpływu, powinna spowodować akcję prokuratorską — zwrócił uwagę. — Albo takie oskarżenie jest zasadne, albo nie. Dlatego według mnie utrzymywanie sytuacji, w której publiczna, państwowa telewizji opowiada bezkarnie takie rzeczy, jest trudne do zniesienia — stwierdził.
Adam Strzembosz: To działania Andrzeja Dudy doprowadziły do tego, że wszystko jest kwadraturą koła
— W sprawie mediów publicznych problem polega na tym, że należałoby zmienić sprzeczną z konstytucją ustawę, która powstała przecież tylko po to, by wymienić władze telewizji i radia. Ale jak zmienić ustawę, skoro z góry wiadomo, że prezydent to zawetuje? – pytał były pierwszy prezes Sądu Najwyższego. Według niego taka decyzja Andrzeja Dudy jest oczywista, skoro „dotychczas nie działał zgodnie z wymogami konstytucji, lecz służył interesowi swojej partii”. – Dlaczego nagle miałoby się to zmienić? Gdyby działał zgodnie z regułami konstytucji, nie powinien mieć jakichkolwiek wątpliwości, że jest w ustawie zasadniczej ściśle określona instytucja, która odpowiada za wybór władz mediów publicznych (KRRiT — red.). Tymczasem zgodził się na to, by wbrew konstytucji zabrać jej kompetencje. To jego działania doprowadziły do tego, że wszystko jest kwadraturą koła — podkreślił.
Pytany, czy polska konstytucja nie jest „za słaba na władzę, która postanowiła inaczej ją interpretować”, były wiceminister sprawiedliwości w rządzie Tadeusza Mazowieckiego spytał, „jaka konstytucja może być mocna na autokratów”. – Przecież konstytucja to jest świstek papieru, jeżeli za nią nie stoją instytucje i ludzie — ocenił.
— Konstytucja w okresie PRL była cholernie demokratyczna, ale jeżeli ktoś w komisariacie powoływał się na swoje prawa konstytucyjne, to dostawał dwie pałki więcej. Nie ma możliwości stworzenie konstytucji, która się obroni przed siłą. A w Polsce ukształtowała się partia polityczna, która uznała, że należy jej się cała władza. Nie tylko ustawodawcza i wykonawcza, ale także sądownicza. Zresztą te plany PiS były znane od dawna — powiedział prof. Adam Strzembosz, jednocześnie radząc Koalicji 15 Października, by działała „maksymalnie zgodnie z prawem”.