Nie wiadomo czy te taśmy ujawniane są prawdziwe – tak Mateusz Morawiecki, były premier, odpowiadał na pytania o aferę Funduszu Sprawiedliwości i ujawniane od kilku dni taśmy z zapisami rozmów byłego dyrektora Departamentu Funduszu Sprawiedliwości Tomasza Mraza z przedstawicielami Ministerstwa Sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry.
Adam Bielan, Mateusz Morawiecki i Joachim Brudziński
Mraz przed sejmowym zespołem do spraw rozliczeń PiS, któremu przewodniczy Roman Giertych mówił m.in. że Zbigniew Ziobro był osobiście zaangażowany w ustawianie konkursów na środki z Funduszu Sprawiedliwości, które trafiały do wcześniej wybranych podmiotów. Pracownicy resortu sprawiedliwości mieli nawet pomagać sporządzać wnioski o wypłatę środków z Funduszu takim podmiotom. Do sprawy odniósł się już Zbigniew Ziobro, który w odpowiedzi zaatakował Donalda Tuska.
Mateusz Morawiecki o taśmach Tomasza Mraza: Nie wiadomo czy są prawdziwe
Mateusz Morawiecki pytany o sprawę stwierdził, że „Fundusz Sprawiedliwości według zadań i podziału zadań, według kompetencji w ramach Rady Ministrów, podlegał Ministerstwu Sprawiedliwości i tam musiałyby być kierowane pytania”.
– Ja mogę tylko powiedzieć, że przede wszystkim to, co dziś opinii publicznej jest ujawniane, musi na razie jeszcze poczekać na certyfikat autentyczności, glejt wiarygodności — dodał powołując się na wypowiedzi byłej wiceminister sprawiedliwości, Barbary Piwnik, z która rozmawiała „Rzeczpospolita”.
– Nie wiadomo czy te taśmy ujawniane są prawdziwe, czy mogą być materiałem dowodowym — dodał były premier podkreślając, że „odwołuję się do wywiadu z minister Barbarą Piwnik”, o którym mowa powyżej.
Na uwagę, że o nieprawidłowościach w Funduszu Sprawiedliwości informował wcześniej NIK, Morawiecki odparł, że Izba „od kilku lat straciła w jego oczach miano urzędu publicznego”. – Ponieważ, w ślad za innymi taśmami widać było, że szef NIK mówi do pana Donalda Tuska szefie, coś takiego słyszałem, przynajmniej w mediach – dodał. Morawiecki nawiązał do nagrania opublikowanego w październiku przez TVP Info, które było zapisem rozmowy prezesa NIK, Mariana Banasia z konstytucjonalistą prof. Markiem Chmajem.
– Wiarygodność NIK w tej sprawie jest dla mnie mniejsza niż zero — dodał były premier.
– Według podziału kompetencji Fundusz Sprawiedliwości w pełni i na zasadzie wyłącznej podlegał Ministerstwu Sprawiedliwości. O to co tam się działo — pytania proszę kierować do osób, które tym się zajmowały — mówił też Morawiecki dopytywany o całą sprawę.
Joachim Brudziński porównuje Rafała Trzaskowskiego do Czerepacha, bohatera serialu „Ranczo”
Byłego premiera pytano też czy — po deklaracji Donalda Tuska dotyczącej tego, że nie zamierza on startować w wyborach prezydenckich — w wyborach prezydenckich nadal chce startować Morawiecki.
– Ja się stawiam do dyspozycji kierownictwa politycznego. Te decyzje u nas zapadną po wnikliwych badaniach, analizowaniu szans u wyborców. To będzie decyzja naszego kierownictwa politycznego, która zapadnie późnym latem, wczesną jesienią – odparł Morawiecki.
– Wierzyć Donaldowi Tuskowi może tylko obecna TVP. Wiara w to, że Donald Tusk wystawi w tych wyborach jako lider PO pana (Rafała) Trzaskowskiego, który za namową, jak sądzę, swojego przyjaciela, Sławomira Nitrasa, rozpoczął akcję opiłowywania katolików i zdejmowania krzyży w urzędach podległych prezydentowi Warszawy. Donald Tusk, ja osobiście uważam, że kłamie nawet jak śpi, ale jest politykiem doświadczonym. Nie zakładam, że chciałby wystawić dzisiaj takiego „(Arkadiusza) Czerepacha” (chodzi o bohatera serialu „Ranczo”, w którego wcielał się Artur Barciś – red.). Jak państwo śledziliście serial „Ranczo” pan Czerepach też walczył z krzyżami w tym serialu. Dziś tę walkę rozpoczął Trzaskowski. Czy kandydatem na prezydenta z ramienia PO będzie taki warszawski Czerepach, czy pan Tusk, to jest pytaniem otwartym — mówił z kolei europoseł PiS, Joachim Brudziński.
Brudziński zasugerował też, że „Roman Giertych wyciągnął sygnalistę”, aby odwrócić uwagę od sprawy krzyży w warszawskich urzędach. To nawiązanie do zarządzenia wydanego przez Trzaskowskiego, na podstawie którego symbole religijne mają zniknąć z tej przestrzeni warszawskich urzędów, w której przyjmowani są petenci.