Każde słowo, a szczególnie każdy epitet, który pada między partnerami, ma siłę granatnika z Komendy Głównej Policji. A każda kandydatura na ministra pali się tym szybciej, im wcześniej została zgłoszona.
Marek Borowski
„Jako obecnie najstarszy stażem parlamentarzysta zwracam się do moich Koleżanek i Kolegów z KO, 3D i Lewicy z pokorna prośbą. Wstrzymajcie się, proszę z publicznymi deklaracjami na co Wy albo Wasza partia się zgodzi, albo nie zgodzi., co jest możliwe, a co niemożliwe, kto się nadaje na to, czy inne stanowisko” – napisał w mediach społecznościowych senator Marek Borowski z Koalicjo Obywatelskiej, wzywając zaprzyjaźnionych parlamentarzystów, by się zdyscyplinowali, bo takie gadanie „to woda na młyn pisowskiej propagandy, a przede wszystkim powód do rozstroju nerwowego naszych wyborców”. Senator ma rację, co można odczuć czytając komentarze pod jego wpisem, które sugerują, że parlamentarzystom do czasu powołania nowego rządu należy odciąć media społecznościowe.
Wstrzemięźliwość jest też wskazana, co podkreślił Marek Borowski w kontekście propagandy, bo każda polemika miedzy KO, TD a Lewicą, natychmiast staje się powodem do „zatroskanych” komentarzy w Wiadomościach TVP, które bardzo się martwią spoistością nowej koalicji. Czy to znaczy, że politycy i media powinni sobie sami założyć kaganiec?
Na co głosowali obywatele
Nie, ale można by przyjąć zasadę oceniania faktów, zamiast zasady roztrząsania czyichś pobożnych życzeń. Czyli oceniać decyzje, a nie marzenia, przynajmniej w czasie negocjacji. Obywatele głosowali na demokratyczną i wielobarwną Polskę, a nie na taką, w której polityka nie stać na to, by odpowiadać na pytania, a media mają być jedynie przekaźnikiem woli władzy. Także nie na taką, gdzie brakuje szacunku a internetowe hordy wierzące w jedynie słuszna prawdę rzucają się sobie do gardeł. Bo tak też się zdarzało, i to wcale nie po „ciemnej stronie mocy”. Po ostatnich kilku latach trzeba się na nowo uczyć wolności słowa, szczególnie, że internet często zamienia ją w okrutna wolną amerykankę.