W 2025 r. przeciętne wynagrodzenie w polskiej gospodarce zwiększy się o niespełna 7 proc., najmniej od pięciu lat. Jednak to wystarczy, aby siła nabywcza dochodów gospodarstw domowych znów wyraźnie wzrosła, a jednocześnie pozwoli sprowadzić inflację do celu NBP – prognozują analitycy PKO BP.
Kołem zamachowym polskiej gospodarki w 2024 r. będzie solidny wzrost popytu konsumpcyjnego. Na zdjęciu centrum handlowe Złote Tarasy w Warszawie. (GETTY, Bloomberg)
Eksperci PKO BP, największego pod względem aktywów polskiego banku, podkreślają w środowej publikacji, że żyjemy w czasie licznych ekonomicznych paradoksów. Jednym z nich jest właśnie to, że ożywieniu w polskiej gospodarce – czyli przyspieszeniu wzrostu realnego produktu krajowego brutto – towarzyszył będzie wolniejszy wzrost płac.
W ocenie zespołu analitycznego PKO BP, którego pracami kierują Piotr Bujak i Marta Petka-Zagajewska, PKB Polski zwiększy się w 2024 r. o 3,7 proc., po zwyżce o zaledwie 0,2 proc. w 2023 r. W 2025 r. wzrost będzie podobny, wyniesie 3,8 proc.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Zobacz także: Przekroczony limit UE. Co z obietnicami wyborczymi?
To dość optymistyczne prognozy, szczególnie te na bieżący rok. Zespoły analityczne z innych banków, które ostatnio aktualizowały swoje przewidywania, oczekują na ogół, że aktywność w polskiej gospodarce zwiększy się w tym roku o około 3 proc. Przykładowo, ekonomiści z Pekao prognozują, że PKB Polski zwiększy się w tym roku o 3 proc., a w 2025 r. o 4,3 proc. Analitycy z Credit Agricole Bank Polska spodziewają się wyników na poziomie – odpowiednio – 2,8 i 4,6 proc.
Inflacja znów przyśpieszy
W nowym raporcie prognostycznym ekonomiści z PKO BP piszą o „gospodarce paradoksów”. U źródła części z nich leży to, że choć w ujęciu realnym (tzn. licząc w cenach stałych) wzrost PKB przyspiesza, to w ujęciu nominalnym (tzn. w cenach bieżących) traci impet. To skutek spadku inflacji, która w 2024 r. wynieść ma średnio 3,5 proc. rocznie, po 11,4 proc. w 2023 r. W przyszłym roku, za sprawą odmrożenia cen nośników energii, inflacja ma być nieco wyższa, na poziomie 4,5 proc. rocznie.
Zobacz także:
Z polską gospodarką dzieje się coś, czego eksperci oczekiwali od miesięcy
Konsekwencją tego, że w ujęciu nominalnym gospodarka zwalnia, jest niemrawy wzrost przychodów firm. Jednocześnie borykają się one z szybkim wzrostem kosztów pracy. Wzrost wynagrodzeń nie hamuje bowiem wraz ze wzrostem cen, czyli inflacją. Pozostaje wyraźnie wyższy za sprawą dużych w tym roku podwyżek płacy minimalnej oraz wynagrodzeń w sektorze publicznym. W ocenie PKO BP w gospodarce narodowej (obejmuje niespełna 10 mln osób spośród 17 mln osób pracujących w Polsce) przeciętne wynagrodzenie zwiększy się w 2024 r. o 13,6 proc. To najwięcej od co najmniej lat 90. XX w.
Z perspektywy pracowników jest to, na pierwszy rzut oka, dobra wiadomość. W warunkach malejącej inflacji siła nabywcza wynagrodzeń rośnie najszybciej we współczesnej historii Polski. To z kolei sprzyja odbiciu popytu konsumpcyjnego, które – jak oceniają analitycy z PKO BP – będzie kołem zamachowym gospodarki w 2024 r. Wydatki konsumpcyjne gospodarstw domowych mają się zwiększyć o 4,7 proc. Z drugiej strony, szybki wzrost płac, czyli kosztów pracy, jest jednym ze źródeł słabego popytu na pracowników, czego efektem jest malejące zatrudnienie. Skutkiem ubocznym rosnących błyskawicznie płac jest też presja na wzrost cen.
Decyzje rządu przestaną napędzać wzrost płac
W 2025 r., co już zapowiedział rząd, pracowników sektora publicznego czekają bardziej umiarkowane niż w tym roku podwyżki płac, o 4,1 proc. Wynagrodzenie minimalne ma się zaś zwiększyć o około 8 proc. W rezultacie przeciętne wynagrodzenie w gospodarce narodowej zwiększy się o 6,9 proc. rok do roku. To wystarczy, aby siła nabywcza dochodów gospodarstw domowych pozostała w trendzie wzrostowym (bo inflacja będzie niższa). Ale jednocześnie – wraz z cykliczną poprawą produktywności – pozwoli zahamować wzrost jednostkowych kosztów pracy, co z kolei przyczyni się do wygasania presji inflacyjnej.
Zobacz także:
Jest sygnał ożywienia na rynku pracy. Ale czy na pewno jest się z czego cieszyć? [ANALIZA]
Ekonomiści z PKO BP spodziewają się, że inflacja wróci do celu NBP (2,5 proc. z tolerancją odchyleń o 1 pkt proc. w każdą stronę) w I połowie 2026 r. Rada Polityki Pieniężnej będzie to widziała w prognozach NBP wcześniej, dlatego obniżki stóp procentowych będą się mogły rozpocząć w połowie 2025 r.
Kiedy RPP obniży stopy procentowe?
Jak tłumaczył w środę na spotkaniu z dziennikarzami Piotr Bujak, główny ekonomista PKO BP, warunki makroekonomiczne w Polsce uzasadniałyby obniżkę stóp procentowych nawet w tym roku. Jednocześnie wypowiedzi prezesa Narodowego Banku Polskiego Adama Glapińskiego i innych członków RPP wskazują, że Rada zdecyduje się na taki ruch dopiero w 2025 r.
Zobacz także:
Budżetowe zaciskanie pasa. Co oznacza komunikat KE ws. Polski?
Ekonomiści z PKO BP odnieśli się też do sytuacji polskiego budżetu. W ich ocenie to, że Polska zostanie objęta unijną procedurą nadmiernego deficytu, nie wymusi na rządzie ostrych cięć wydatków publicznych albo podwyżek podatków. Nie zostawia jednak wiele miejsca na dalsze łagodzenie polityki fiskalnej, np. przez obniżkę kwoty wolnej od PIT, co Koalicja Obywatelska zapowiadała w kampanii wyborczej.
Grzegorz Siemionczyk, główny analityk money.pl