Wojewódzka Inspekcja Ochrony Środowiska stwierdziła łamanie prawa przez przedsiębiorcę, który w środku wsi Walercin na Mazowszu prowadził składowisko odpadów komunalnych. Urzędnicy nakazali mu przywrócenie terenu do stanu pierwotnego, czyli rolniczego – dowiedział się money.pl.
Na działce w środku wsi Walercin na Mazowszu przedsiębiorca zwoził odpady komunalne z kilku podwarszawskich miejscowości. (moeny.pl, arch. pryw.)
Zakończyła się kontrola inspekcji ochrony środowiska na wysypisku odpadów komunalnych we wsi Walercin na Mazowszu. Przedsiębiorca, który prowadził tam składowisko w samym środku wsi, musi bezzwłocznie „zaniechać naruszeń ustawy o odpadach” – poinformował nas Urząd Marszałkowski Województwa Mazowieckiego.
Skargi nic nie dawały
Pod koniec kwietnia opisaliśmy w money.pl dramat mieszkańców Walercina, małej rolniczej wsi położonej kilkanaście kilometrów od Mińska Mazowieckiego. Jeden z jej mieszkańców, przedsiębiorca prowadzący firmę Progres, Maciej Borowiecki zrobił tam – w samym środku wsi – magazyn odpadów komunalnych. Zgodę na taką działalność wydał mu kilka lat temu starosta miński.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Zobacz także: Im większe ryzyko, tym większa musi być marża – Jarosław Szanajca – Dom Development w Biznes Klasie
Wysypisko jest bardzo uciążliwe dla mieszkańców wsi. Twierdzą, że nie da się tam żyć; jest potworny odór, plagi much i szczurów. Mieszkańcy Walercina opowiadali nam również, że latami pisali skargi do urzędów i na policję, ale nic to nie dawało, dlatego zwrócili się do money.pl o pomoc.
Opisaliśmy ich sytuację i zwróciliśmy się do urzędników odpowiedzialnych za nadzór nad ochroną środowiska o wyjaśnienia w tej sprawie.
Zobacz także:
Wysypisko w środku wsi. Plaga much i smród. Dramat mieszkańców trwa
W odpowiedzi na nasze pytania w ubiegły poniedziałek otrzymaliśmy informację z Urzędu Marszałkowskiego Województwa Mazowieckiego, że inspektorzy z mińskiej delegatury Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska właśnie zakończyli kontrolę w firmie Borowieckiego.
W jej trakcie stwierdzili m.in. „naruszenia w zakresie spełniania wymagań określonych w przepisach dotyczących ochrony przeciwpożarowej oraz naruszenie warunków decyzji w zakresie sposobu magazynowania odpadów„.
W związku z powyższym, na podstawie ustawy o odpadach, wezwali przedsiębiorcę do „niezwłocznego zaniechania naruszeń warunków zawartych w decyzji starosty mińskiego”.
To jeszcze nie koniec?
Równolegle Krzysztof Kalinowski, wójt gminy, do której należą Walercin i Dębe Wielkie, nakazał przedsiębiorcy wywiezienie odpadów komunalnych ze wsi i przywrócenie terenu do stanu pierwotnego, czyli rolniczego lub działalności ogrodniczej.
Tyle że Borowiecki odwołał się od tej decyzji do Samorządowego Kolegium Odwoławczego w Siedlcach (SKO).
Kolegium – jak dowiedział się money.pl – ma podjąć decyzję w tej sprawie do końca maja. Jednak, jak informuje nas wójt Kalinowski, negatywna dla Borowieckiego decyzja wydana przez SKO może nie zakończyć sprawy, bo ten może znowu odwołać się. Tym razem do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego.
Zobacz także:
Odpady medyczne w wielkopolskim zagrażają ludziom i środowisku
Jak informuje nas z kolei urząd marszałkowski, również w przypadku, jeśli Borowieckiemu cofnięta zostanie decyzja starosty mińskiego – a takie postępowanie się w urzędzie marszałkowskim również toczy – ten będzie mógł się od tej decyzji również odwołać do sądu.
Jak nieoficjalnie dowiedział się money.pl, takie odwołanie może jednak nie być w interesie przedsiębiorcy.
Podatnicy zapłacą za przedsiębiorcę?
Jeśli urząd marszałkowski cofnie decyzję starosty, a Borowiecki nie usunie odpadów ze swojej nieruchomości, marszałek województwa mazowieckiego będzie musiał to zrobić w jego zastępstwie.
– W ramach procedury wykonania zastępczego zadanie polegające na uprzątnięciu terenu zostanie zlecone podmiotowi wybranemu w wyniku przeprowadzonego przetargu, a po jego zakończeniu koszty poniesione przez urząd zostaną ściągnięte w trybie egzekucji administracyjnej należności pieniężnych – informuje biuro prasowe urzędu marszałkowskiego.
Z szacunków naszych rozmówców wynika, że koszt przywrócenia terenu w Walercinie do stanu pierwotnego może wahać się od pół miliona do nawet miliona złotych, a Borowiecki w rozmowach z urzędnikami przyznaje, że nie ma pieniędzy na to.
Zobacz także:
Podwarszawskie miasto tonie w śmieciach. Właściciel firmy wybrał milczenie
Jak informuje nas wójt Kalinowski, Borowiecki obecnie współpracuje z urzędem gminy i kilka dni temu wpuścił na swój teren służby zajmujące się likwidacją much i szczurów. Z relacji mieszkańców wsi wynika, że na wysypisko nie przyjeżdżają już samochody ciężarowe wyładowane odpadami komunalnymi. Zdarza się że odpady są nadal w mniejszych ilościach dowożone ale są również usuwane.
Mieszkańcy Walercina w rozmowie z money.pl zapowiadają jednak, że nie poddadzą się. Będą walczyć o likwidację wysypiska we wsi do pełnego sukcesu i nie wybaczą sąsiadowi tego, jak bardzo zatruł im życie.
Katarzyna Bartman, dziennikarz money.pl