Komisja Europejska przedstawia kolejny „ambitny” cel klimatyczny. Tym razem celem jest osiągnięcie 90-procentowej redukcji emisji CO2 do 2040 r. Jest zarówno intrygujące, jak i alarmujące, jak Ursula von der Leyen pozostaje oddana zielonej agendzie pomimo rosnącego oporu społecznego i jasnych argumentów ekonomicznych.
/ 123RF/PICSEL
Ta 90-procentowa redukcja jest oczywiście częścią szerszej strategii znanej od 2019 r. jako „zero netto”. Po polsku oznacza to „neutralność klimatyczną”. Pierwsza Komisja Europejska, pod przewodnictwem niemieckiego chadeka, początkowo zakładała, że cel ten zostanie osiągnięty do 2050 r. Inicjatywa „Fit For 55” była wcześniejszą fazą tego samego planu, mającego na celu obniżenie emisji o 55 procent do 2030 r. Teraz mamy kolejny cel ustalony na 2040 r. Wszystko wydaje się być na dobrej drodze, ale…
UE dokręca śrubę: Prawdziwe konsekwencje polityki klimatycznej
Problem polega na tym, że wiele się zmieniło od 2019 r. Jeśli nie wszystko. Początkowo Europejczycy zdali sobie sprawę, że dekarbonizacja nie jest jedynie chwytem marketingowym na rzecz ochrony klimatu, ale że inicjatywy te mają swoją cenę. Następnie stały się widoczne pierwsze namacalne skutki polityki klimatycznej w Europie. Do tej pory objawiały się one wzrostem cen energii. Nie były to zwykłe zbiegi okoliczności; raczej ucieleśniają one istotę mechanizmu ETS (tj. handlu emisjami), zaprojektowanego w celu uczynienia źródeł energii intensywnie emisyjnej nieopłacalną – a zatem kosztowną. Niewątpliwie w początkowej fazie dekarbonizacja była stosunkowo niedroga, ponieważ firmy produkujące energię i duże gałęzie przemysłu mogły korzystać z bezpłatnych uprawnień do emisji CO2. Jednak presja była konsekwentnie wywierana, ponieważ uprawnienia te były stopniowo zmniejszane. Następnie pojawiła się perspektywa rozszerzenia systemu ETS w ramach tzw. ETS 2, który rozszerzyłby kary za emisję na kluczowe sektory, takie jak transport, budownictwo i małe gałęzie przemysłu. W tym kontekście podwyżki cen energii, które obserwowaliśmy do tej pory, były jedynie zapowiedzią rzeczywistych kosztów, które miały nastąpić.
Reklama
Ponadto dekarbonizacja prowadzi również do spadku konkurencyjności europejskiego przemysłu wytwórczego. Przekłada się to na zmniejszenie konkurencyjności naszych europejskich produktów na rynkach światowych. W konsekwencji prowadzi to do zwiększonej presji na rynek pracy i płace. Europejczycy zaczęli zdawać sobie sprawę, że ze względu na aspiracje klimatyczne UE wydają więcej, jednocześnie widząc, że ich szanse na wyższe zarobki maleją. Zrozumiałe jest, że doprowadziło to do znacznej frustracji wśród społeczeństwa. Ale czy naprawdę możemy ich winić?
Von der Leyen „ignoruje rzeczywistość”. Sprzeciw wobec polityki klimatycznej rośnie
W demokratycznym społeczeństwie takie nastroje nieuchronnie wpływają na krajobraz polityczny. I dobrze, że tak się dzieje. W końcu, gdyby obywatele nie byli w stanie wyrazić swojego sprzeciwu wobec idei rządzących elit, jaką wartość miałaby demokracja? W tych okolicznościach coraz bardziej oczywiste jest, że jednostki w krajach UE kierują swoją uwagę w stronę frakcji antyestablishmentowych, które sprzeciwiają się liberalnym elitom reprezentowanym przez von der Leyen. Ten trend nie ogranicza się do Polski, Węgier czy Włoch; jest to również rzeczywistość polityczna we Francji, Niemczech, Hiszpanii i Holandii. Sprzeciw wobec polityki klimatycznej przejawia się w różnych formach w różnych krajach (ponieważ wiadomo, że konkretne problemy dotyczące Hiszpanów lub Włochów bez węgla różnią się od tych, które niepokoją Polaków lub Francuzów z dużym sektorem rolnym). Jednak zmiana nastrojów społecznych dotyczących zielonej agendy jest niezaprzeczalna. Trendy są widoczne. W 2024 r. badanie Eurobarometru wykazało, że odsetek Europejczyków, którzy uznali „ratowanie planety” za jeden z dwóch głównych celów politycznych UE, spadł z 26% w 2022 r. do 15%. Jeśli demokratyczni przywódcy nie zwrócą uwagi na te nastroje, trudno wyobrazić sobie dla nich pozytywną przyszłość. Oczywiście von der Leyen (jako polityk nie wybrany bezpośrednio) jest postacią demokratyczną tylko do pewnego stopnia. Jednak nie może ona ignorować rzeczywistości w nieskończoność. Niemniej jednak nadal próbuje to robić.
Po trzecie, krajobraz biznesowy wokół programu klimatycznego dramatycznie ewoluował na naszych oczach. Zielone technologie nie osiągnęły parytetu kosztów z tradycyjnymi metodami. Na przykład zielona stal (produkowana z minimalnym śladem węglowym przy użyciu wodoru) pozostaje, pomimo ambicji ekologów, znacznie droższa od konwencjonalnej stali. Podczas gdy promowanie tej pierwszej poprzez polityki UE jest wykonalne, znacznie podnosi koszty produkcji. Społeczność biznesowa jest tego bardzo świadoma i jest coraz bardziej sfrustrowana, uznając to za formę ekonomicznego samosabotażu. Istnieje wiele przykładów, ale stale prowadzą nas do tego samego wniosku: pomimo powszechnego przyjęcia odnawialnych źródeł energii w miksie energetycznym wszystkich rozwiniętych krajów, ceny energii nie spadły. W rzeczywistości ogólnie wzrosły, szczególnie w przypadku przemysłu.
Polityka klimatyczna staje się coraz droższa. Stopy procentowe nie pomagają
Ponadto polityka klimatyczna stała się również bardziej kosztowna ze względu na globalny wzrost stóp procentowych. Od samego początku było oczywiste, że zielona transformacja będzie wymagała ogromnych nakładów inwestycyjnych. Ponadto zwrot z