W Niemczech rodzi się coraz mniej dzieci. Z danych Federalnego Urzędu Statystycznego (Destatis) wynika, że w 2023 r. liczba urodzeń osiągnęła 693 tys. To najmniej od 2013 roku, kiedy też przyszło na świat poniżej 700 tys. noworodków. Statystycznie na każdą dorosłą mieszkankę kraju przypada 1,36 dziecka. To za mało, aby nie spadła liczba ludności.
/ODD ANDERSEN /AFP
W 2023 r. na statystyczną Niemkę przypadło 1,36 dziecka. Rok wcześniej odsetek ten wynosił około 1,5, a w 2021 r. – 1,58. Taki poziom grozi kryzysem demograficznym. „Aby populacja kraju nie zmniejszyła się – bez imigracji – w krajach wysoko rozwiniętych, według czysto matematycznych obliczeń, na kobietę musiałoby urodzić się około 2,1 dziecka” – ostrzega dziennik „Der Spiegel”.
Mniej dzieci, starsi rodzice
Jak obliczono, w minionym roku urodziło się w Niemczech o 45 tys. mniej dzieci niż w 2021 r. Spadek wyniósł 6,2 proc. – informuje Destatis. Szczególnie gwałtownie liczba urodzeń zmniejszyła się we wschodnich Niemczech. Zanotowano tam spadek o 9,2 procent, czyli ponad 78 tysięcy. Dla porównania: w Niemczech Zachodnich liczba urodzeń spadła o 5,9 procent. Jednak największy, 10-procentowy spadek zarejestrowano w Hamburgu i Berlinie.
Reklama
Większość urodzeń w 2023 r. stanowiły pierwsze dzieci w rodzinie (46,5 proc.). Jednak z danych Federalnego Urzędu Statystycznego wynika, że pary coraz rzadziej decydują się na posiadanie potomstwa. W ubiegłym roku liczba noworodków będących pierwszymi dziećmi w rodzinie wynosiła 322 tys. To najmniej od 2009 r., kiedy to po raz pierwszy statystyki uwzględniły pełną kolejność urodzeń. Pary decydują się na rodzicielstwo coraz później – kobiety średnio w wieku 30,5 roku a mężczyźni mając ponad 33 lata.
“Nie” dla wielodzietności
Wzrósł zaś odsetek urodzeń trzeciego i kolejnych dzieci. W minionym roku wyniósł on około 130 tys. dzieci, co stanowiło 18,7 procent wszystkich urodzeń. Z danych wynika, że rzadziej na urodzenie trzeciego i kolejnych dzieci decydują się Niemki. Najczęściej są to kobiety pochodzące z innych krajów, które nie mają niemieckiego obywatelstwa.
Zdaniem naukowców z Federalnego Instytutu Rozwoju Ludności, niski przyrost naturalny był skutkiem osłabienia gospodarczego kraju i kryzysów, jakie dotknęły Niemcy w ostatnim czasie. Inni, np. tygodnik „Der Spiegel”, uznali, że spadek liczby urodzeń był wyrazem wolności kobiet, które same decydują, czy i kiedy urodzić dziecko. Skrytykował też rząd za brak polityki prorodzinnej. Feministyczne blogi wskazały zaś na mężczyzn. Uznały, że to oni są winni zaistniałej sytuacji, bo przedkładają karierę nad życie rodzinne i często nie biorą udziału w wychowaniu dzieci.
Problem nie tylko Niemiec
Dane urzędu statystycznego pokrywają się z niedawną prognozą Instytutu Bertelsmanna. Na początku kwietnia opublikował on raport, z którego wynika, że od 2020 do 2040 roku liczba ludności wzrośnie w Niemczech o 0,6 procent. Ostrzegł, że rozwój populacji będzie nierównomierny. Spadku przyrostu naturalnego należy spodziewać się we wschodnich landach i Saarze – czyli w rejonach, na które wskazał Federalny Urząd Statystyczny. „Pozostałe kraje związkowe mogą spodziewać się wzrostu liczby ludności do 2040 r.” – zapewniają analitycy Bertelsmanna.
Nie tylko Niemcy stoją przed groźbą kryzysu demograficznego. Wkrótce mogą się z nim mierzyć również inne kraje Europy Północnej. Na przykład Dania, gdzie wskaźnik urodzeń spadł o 10 proc. Albo Szwecja i Norwegia, gdzie spadek wyniósł po 9 proc.
Odtwarzacz wideo wymaga uruchomienia obsługi JavaScript w przeglądarce. INTERIA.PL