Unia Europejska dopina Zielony Ład. W poniedziałek przyjęto jeden z najbardziej kontrowersyjnych aktów składających się na pakiet. Przedstawiciele unijnych rządów dyskutowali też, co z ograniczeniem emisji do 2040 roku. Przypomnijmy, że niektóre z krajów chcą ich ograniczenia do tego czasu aż o 90 procent.
/Wojciech Strozyk/REPORTER /Reporter
Prace nad Zielonym Ładem w UE dobiegają końca. Pakiet – budzący kontrowersje wśród jednych, a wielkie nadzieje wśród drugich – był w poniedziałek przedmiotem obrad Rady. Regulacjami zajmowali się ministrowie klimatu krajów członkowskich UE.
Jednocześnie nad przyjętymi już dyrektywami – zarówno tymi, w sprawie których głosowano w poniedziałek, jak i tymi przyjętymi dużo wcześniej – ciąży widmo rewizji. Nowy skład Parlamentu Europejskiego – z większą reprezentacją prawicy i mniejszą obecnością zielonych partii – może dążyć do nowelizacji klimatycznego pakietu. Jednak póki co, Rada obradowała nad propozycjami przedstawionymi przez stary skład PE i urzędującą Komisję Europejską. Rzutem na taśmę udało się między innymi przyjąć reformę, która budziła wiele emocji zarówno po stronie ekologów, jak i przeciwników Zielonego Ładu.
Reklama
Przyroda więcej niż pod ochroną. Polska była przeciw
Pierwszą regulacją zatwierdzoną przez ministrów ds. środowiska państw UE było porozumienie w sprawie unijnego prawa o ochronie zasobów przyrody. Zwolennicy nowych przepisów wskazują, że pomoże ono w odbudowie zniszczonych siedlisk przyrodniczych w UE. Aż 80 proc. takich terenów w Unii ma być w złym stanie.
Przeciwko rozwiązaniu protestowali rolnicy. W związku z ich protestami w pierwszej połowie tego roku swoje poparcie dla rozwiązania wycofało szereg rządów oraz największe stronnictwo w PE, czyli Europejska Partia Ludowa. Przed poniedziałkowym głosowaniem komentatorzy spodziewali się więc, że prawa nie da się uchwalić. Ostatecznie jednak większość państw UE opowiedziała się za przyjęciem nowych regulacji.
Przeciwko były Włochy, Węgry, Holandia, Polska, Finlandia i Szwecja. Belgia wstrzymała się od głosu. Reprezentująca Polskę ministra Paulina Hennig-Kloska wskazała, że sprzeciw polskiego rządu wynika z obciążań administracyjnych, które wywoła reforma i braku „długotrwałego planu finansowego”.
Porozumienie zobowiązuje państwa członkowskie do odbudowy:
- co najmniej 30 proc. siedlisk przyrodniczych ze stanu złego do dobrego do 2030 roku,
- co najmniej 60 proc. siedlisk do 2040 roku,
- co najmniej 90 proc. siedlisk do 2050 roku.
Więcej o budzącej emocje regulacji pisaliśmy w Zielonej Interii – także o tym, jak nowe prawo wiąże się z rolnictwem.
Koniec z marnowaniem żywności? Jest punkt wyjściowy do negocjacji
Podczas obrad przyjęto także wspólne stanowisko negocjacyjne w sprawie nowelizacji dyrektywy o odpadach. Rada będzie negocjować z KE i PE – już w nowym składzie.
Nowelizacja dotyczy kwestii marnowania żywności. Co roku w UE ok. 58 mln ton żywności trafia do kosza. To około 131 kg na każdego mieszkańca UE. To problem, bo produkcja żywności to mnóstwo zasobów – zużycie gleby, wody, emisje gazów cieplarnianych.
Propozycja regulacji zakłada ograniczenie marnowania żywności do 2030 roku:
- o 10 proc. w przetwórstwie i produkcji
- o 30 proc. w handlu detalicznym, restauracjach i gospodarstwach domowych.
Nowe prawo odnosi się także do przemysłu odzieżowego. Zgodnie z szacunkami, w skali świata na wysypiska trafia 92 mln ton tekstyliów rocznie. Z tego 12,6 mln ton to śmieci produkowane w UE. Same ubrania i obuwie stanowią 5,2 miliona ton odpadów, co odpowiada 12 kg odpadów na osobę rocznie.
Na poniedziałkowym posiedzeniu Rada przyjęła także stanowisko w sprawie greenwashingu. To droga do otwarcia dalszych rozmów z PE. Nowe regulacje mają ograniczyć nadużywanie terminów wskazujących na ekologiczny albo pozytywny dla klimatu charakter produktów, jeśli nie jest to zgodne z prawdą.
UE chce także zająć się kontrolą jakości gleb. Tutaj podobnie przyjęto stanowisko do rozmów z PE.
Wyśrubowane normy na kolejną dekadę. Dyskusja bez przełomu
Przedstawiciele państw członkowskich debatowali też nad propozycją KE, by Unia postawiła sobie za cel redukcję emisji o 90 proc. do 2040 roku. Zgodnie ze wskazaniami komisji naukowej doradzającej KE, właśnie taki cel miałby pozwolić na powstrzymanie ocieplenia klimatu ponad poziom ustalony w porozumieniu paryskim, najważniejszej umowie międzynarodowej w tej kwestii.
Na początku roku wiceministra klimatu i środowiska Urszula Zielińska zaskoczyła zarówno unijną, jak i polską opinię publiczną, wyrażając poparcie dla tego celu. Nie jest tajemnicą, że Polska z energetyką opartą na węglu będzie miała ogromne trudności, żeby osiągnąć taki cel na czas. Resort wkrótce w oficjalnym oświadczeniu podał, że nie jest to oficjalna pozycja negocjacyjna Polski. Szerzej tę sprawę opisywaliśmy tutaj.
– Konieczne jest wzmocnienie europejskiego przemysłu, technologii niskoemisyjnych i OZE przy uwzględnianiu realnych możliwości gospodarek (…). Przyjęcie ambitnych celów klimatycznych musi wiązać się z analizą uwarunkowań i niwelowania ryzyka wystąpienia problemów w obszarze zatrudnienia oraz wynagrodzeń – podkreśliła podczas debaty ministra klimatu i środowiska Paulina Hennig-Kloska.
Podczas poniedziałkowych obrad Rady nie zapadła żadna wiążąca decyzja w tej kwestii. W stylu klasycznym dla unijnej dyplomacji ministrowie zgodzili się, że należy kontynuować debatę w tej kwestii. Większość z ministrów wyraziła jednak poparcie dla wyśrubowanego celu redukcji emisji o 90 proc. do 2040 roku. Pytaniem pozostaje, czy propozycję podtrzyma nowa Komisja Europejska, skład której właśnie się przesądza.
Martyna Maciuch
Odtwarzacz wideo wymaga uruchomienia obsługi JavaScript w przeglądarce. Polsat News