„Twórczość to nie hobby, tylko ciężka praca” – przypominali artyści zgromadzeni przed Sejmem, gdzie odbyło się I czytanie nowelizacji projektu ustawy wprowadzającej prawo do otrzymywania tantiem z internetu. Walka o pieniądze trwa – środowiska twórców jeszcze nigdy nie były tak zjednoczone w swoich oczekiwaniach, choć ich lista jest coraz dłuższa. W grę wchodzi tu zarówno prawo do pobierania wynagrodzenia z m.in. reemisji filmów czy seriali, jak i pośrednictwa organizacji zbiorowego zarządzania w przypadku muzyków.
/ Filip Naumienko/REPORTER /East News
Pięć godzin trwały obrady sejmowej Komisji Kultury i Środków Przekazu, podczas których debatowano nad nowelizacją ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych. Projekt zwany potocznie „ustawą o tantiemach z internetu” spotkał się z dużym zainteresowaniem; w Sejmie pojawiło się około 150 osób, w tym aktorów, muzyków, scenarzystów, pisarzy. Etap I czytania ustawy nadszedł po długim czasie oczekiwania – Polska jest zobowiązana do zaktualizowania przepisów na podstawie dyrektywy unijnej (DSM) z 2019 roku, na co czas minął w czerwcu 2021 roku.
Po jesiennej zmianie władzy, gdy ministrem kultury został Bartłomiej Sienkiewicz, rząd opublikował swój projekt ustawy, na zapisy którego nie zgodzili się twórcy. Głównym postulatem było umieszczenie zapisów o prawie do pobierania tantiem wynikających z odtwarzania dzieł twórców w internecie. Po protestach, w których brali udział głównie przedstawiciele Stowarzszenia Filmowców Polskich, w tym Koła Młodych SFP, resort ugiął się i umieścił stosowny dopisek. Okazało się być to dopiero początkiem walki twórców o swoje prawa, czym zajmuje się obecnie już nowe kierownictwo ministerstwa, z Hanną Wróblewską na czele.
Reklama
Prace nad ustawą stanęły przez kampanię wyborczą?
Twórcy najpierw domagali się wynagrodzenia z tytułu odtwarzania filmów czy muzyki na platformach streamingowych. Jest to istotne, bowiem obecne prawo ma już 30 lat; w latach 90. nikt nie oglądał w sieci seriali ani nie słuchał audiobooków w samochodzie. Co więcej, artyści, którzy tworzyli przed epoką powszechnego dostępu do internetu nie otrzymują wynagrodzenia za swoją twórczość, mimo że np. filmy z ich udziałem są teraz dostępne online.
Rząd PiS doskonale zdawał sobie sprawę, że termin implementacji prawa unijnego mija za jego kadencji – tym bardziej że opóźnienie wiąże się z karami finansowymi – więc rozpoczęto prace nad zmianą przepisów. Te utknęły jednak w martwym punkcie – zdaniem SFP był to wynik spotkania byłego premiera Mateusza Morawieckiego z szefem Netfliksa, Reeda Hastingsa w Polsce, które odbyło się na trzy dni przed wycofaniem projektu ustawy z prac rządu. W wyniku braku protokołu z tego spotkania ani braku informacji na ten temat w Kancelarii Prezesa Rady Ministrów SFP złożyło w lutym br. zawiadomienie do prokuratury w tej sprawie.
Jak potwerdził Interii przed posiedzeniem sejmowej komisji Dominik Skoczek, dyrektor SFP-ZAPA, po czterech miesiącach w toku postępowania nic się w tej sprawie nie zmieniło. Ponadto samo SFP nie podejmuje obecnie kroków, aby go przyspieszyć, skoro projekt ustawy w końcu pojawił się na agendzie prac sejmowych.
Tymczasem w Sejmie były minister kultury Piotr Gliński przekonywał, że powodem, dla którego nie podjęto prac legislacyjnych w kwestii tantiem z internetu było prowadzenie kampanii wyborczej. Przyznał, że przed wyborami tego typu „gorący temat” nie służy wypracowywaniu dobrych rozwiązań. Przypomniał też o zaskarżeniu dyrektywy, co zrobiła jedynie Polska, stąd opóźnienie w implementacji przepisów.
W kwestii opóźnienia wypowiedział się również prof. Jan Błeszyński, prof. Wydziału Prawa i Administracji UW, zajmujący się prawami autorskimi.
– To opóźnienie to nie wina kolejnych rządów, tylko nacisk grup interesu – wskazywał.
Twórcy walczą o pieniądze z powtórkowych emisji
Osią problemu stały się art. 70 i art. 86 ustawy, w którym czytamy m.in. o prawie do wynagrodzenia dla twórców oraz o roli organizacji zbiorowego zarządzania prawami autorskimi i pokrewnymi. Projekt nowelizacji mówi o wprowadzeniu „wynagrodzenia z tytułu publicznego udostępniania utrwalenia artystycznego wykonania w taki sposób, aby każdy mógł mieć do niego dostęp w miejscu i czasie przez siebie wybranym„.
Na konieczność wiernego oddania zapisów unijnej dyrektywy w polskim prawie zwracał uwagę Miłosz Bembinow, prezes Stowarzyszenia Autorów ZAiKS.
– Nie wystarczy zapisać w ustawie, że wynagrodzenie autorskie jest twórcom należne. Trzeba jasno zapisać, że ma być ono odpowiednie i proporcjonalne. Taki zapis przyjęły wszystkie kraje UE, które zaimplementowały dyrektywę o prawie autorskim. Z niezrozumiałych dla nas powodów te dwa słowa zostały w polskim projekcie pominięte. Tymczasem tylko odpowiednie i proporcjonalne wynagrodzenie autorskie gwarantuje twórczyniom i twórcom udział w komercyjnym sukcesie ich dzieła. Inaczej mówiąc, tylko taki zapis jest bronią twórców przeciwko jednorazowym, nierzadko rażąco niskim wynagrodzeniom za ich pracę – wyjaśnił.
Część z przedstawicieli środowisk twórców postuluje więcej zmian. Propozycje przedstawił m.in. Związek Artystów Scen Polskich. Dotyczą one przede wszystkim kwestii otrzymywania zapłaty za reemisję czy za pracę przy audiobookach, choć zdaniem prof. Błeszyńskiego brak reemisji „wynika nie z przepisu, a z jego wadliwego odczytania w orzecznictwie sądowym”. Zwracał on uwagę, że w 1994 roku, gdy poprzednia wersja ustawy weszła w życie, postęp technologiczny był na innym poziomie niż dzisiaj.
– Poszerzenie wynagrodzenia o internet było wspólnym oczekiwaniem całego środowiska. Niestety po raz kolejny pominięto w tej zmianie reemitowanie, które jest niezwykle ważnym sposobem korzystania z filmów i seriali, zarówno jeśli chodzi o skalę przychodów operatorów płatnych telewizji kablowych i satelitarnych, jak i skalę tego korzystania. Chodzi tu o kilkadziesiąt programów telewizyjnych, w których reemitowane są programy z filmami i serialami – wyjaśniał Krzysztof Szuster, prezes ZASP.
– Wnioskujemy o przywrócenie usuniętego na ostatnim etapie procedury legislacyjnej w rządzie tzw. mechanizmu rozszerzonych licencji zbiorowych przy udzielaniu licencji platformom takim jak YouTube czy serwisom społecznościowym takim jak Facebook, Instagram czy X. Twórcy czy reprezentujące ich organizacje nie są w stanie skutecznie z takimi wielkimi big-techami prowadzić rozmów. Był na to zastosowany i zaproponowany przez Ministerstwo Kultury mechanizm, który to ułatwiał; został on usunięty – mówił z kolei Dominik Skoczek.
Rozwiń
Przepis „rażąco obniża poziom ochrony artystów”
Sam temat funkcjonowania OZZ w Polsce stał się odrębnym wątkiem w dyskusji, głównie za sprawą środowisk muzycznych. W uzasadnieniu projektu odniesieniu do utworów muzycznych i słowno-muzycznych czytamy, że wynagrodzenie „nie będzie jednak wypłacane za obowiązkowym pośrednictwem właściwej organizacji zbiorowego zarządzania. Uprawniony będzie zatem mógł wykonywać prawo do tego wynagrodzenia na ogólnych zasadach prawa autorskiego, tj. wykonywać je samodzielnie bądź też, jeżeli sam tak zdecyduje, powierzyć jego wykonywanie właściwej organizacji zbiorowego zarządzania bądź innemu podmiotowi (np. niezależnemu podmiotowi zarządzającemu). Wybór sposobu rozliczania będzie zatem należał do uprawnionego„.
Zdaniem prof. Błeszyńskiego, jak i samych twórców, brak pośrednictwa OZZ zmniejsza szanse negocjacyjne uprawnionych.
– To oznacza że praktycznie rzecz biorąc wynagrodzenie jest nie egzekwowalne, dlatego że prywatna osoba indywidualna wyegzekwować wynagrodzenia od użytkownika, zwłaszcza „wielkiego użytkownika” po prostu nie może. OZZ jest po to powołana (…) To uregulowanie (…) w sposób rażący obniża poziom ochrony artystów, wykonawców utworów muzycznych – podkreślał.
Głos w tej sprawie zabrali przedstawiciele świata muzycznego, m.in. Mieczysław Jurecki, gitarzysta związany z zespołami takimi jak Budka Suflera czy Perfect.
– Nie wyobrażam sobie zapisów o braku pośrednictwa OZZ w korzystaniu z uprawnień twórcy i artysty. Te OZZ zostały stworzone przez twórców i artystów w celu ochrony naszych praw do wynagrodzenia. „Hieny” tylko czekają na taką furtkę, żeby pozbawić nas należnych tantiem w zamian za jeden często nieśiadomie złożony podpis – powieddział.
Tymczasem zdaniem przedstawicieli platformy streamingowej Spotify „artyści powinni mieć kontrolę nad tym, jak zarządzają swoimi płatnościami z tytułu tantiem„.
– Spotify płaci właścicielom praw, takim jak wytwórnie i dystrybutorzy, oraz wydawcom, którymi są zbiorowe organizacje zarządzania prawami autorskimi i firmy wydawnicze. Następnie te podmioty dystrybuują tantiemy artystom i autorom piosenek na podstawie ich indywidualnych umów. Uważamy, że artyści powinni nadal mieć prawo do decydowania, komu przyznają swoje prawa i kontrolowania, jak otrzymują wynagrodzenie za swoją pracę z platform streamingowych – wyjaśnia Interii Mateusz Smółka, Music Team Lead, Spotify, dodając, że obecnie firma przekazuje dwie trzecie przychodów z muzyki właścicielom praw rozliczajacych się z artystami na podstawie indywidualnych umów. W roku poprzednim w przypadku polskich artystów było to 150 mln zł.
OZZ są twórcom potrzebne?
Obecny na posiedzeniu radca prawny Wojciech Szymczak z Polskiej Izby Komunikacji Elektronicznej w rozmowie z Interią przyznał, że OZZ są potrzebne i są istotną częścią załego systemu funkcjonowania prawa autorskiego i praw pokrewnych w Polsce. Zwrócił jednak uwagę, że w przypadku, kiedy te nie działają zgodnie z przepisami, prawo do działania ma również minister kultury, który może objąć te organizacje nadzorem. Tak ostatnio stało się choćby w przypadku kwestii tantiem z tytułu wyświetlania filmów w kinach – OZZ zostały wezwane do przedstawienia jednej tabeli stawek (więcej pisaliśmy o tym tutaj). Zdaniem Szymczaka nie dzieje się tak w przypadku kwestii reemitowania.
– Widzimy, że z jednej strony jest nakładany szereg obowiązków na użytkowników, jak np. obowiązkowe pośrednictwo OZZ, czyli że np. muszą być zawierane umowy z organizacjami, muszą być wypłacane wynagrodzenia przez organizacje, a z drugiej strony nie widzimy kontroli nadzoru, żeby te roszczenia były rzeczywiście rynkowe, uwzględniające korzyści uzyskiwane z korzystania z danych utworów i innych praw – wskazuje.
Odnośnie art. 70 wypowiedział się na posiedzeniu komisji przedstawiciel Stowarzyszenia Dystrybutorów Filmowych, radca prawny Oskar Tułodziecki. Jego zdaniem ten punkt wręcz „woła o osobny proces legislacyjny„, gdyż nie chodzi tu wyłącznie o kwestię VOD, ale szerzej – o wyświetlanie. Odwołał się tu do wspomnianego wyżej sporu o tabelę tantiem.
– Czy państwo wiedzą, kiedy wyświetlanie zostało objęte art. 70? 22 lipca 2000 roku – 24 lata temu. Do tej pory nie wiadomo dokładnie ile wynoszą tantiemy za wyświetlanie filmów w kinach; mówimy o najstarszym możliwym polu eksploatacji dla filmu. Cały czas w Komisji Prawa Autorskiego są jakieś postępowania, z tego nic nie wynika. A dlaczego? Dlatego że mechanizm art. 70. jest beznadziejny. Nie potrafiliśmy sobie do tej pory poukładać tego i jeszcze w tej chwili wrzucamy do tego VOD. Jaki będzie efekt? Dokładnie taki sam, jak z wyświetlaniem, dlatego że niczego innego tu nie zmienimy – prognozował prawnik.
„Pośrednictwo to dodatkowe 20-30 proc. mniej dla artystów”
Wojciech Szymczak przekonuje, że w przypadku nowych pól eksploatacji, jak VOD należałoby się zastanowić nad pewnym bardziej nowoczesnym sposobem rozliczeń. Np. Spotify rozlicza per odtworzenie; w sytuacji utworów audiowizualnych można by przyjąć coś podobnego. Im bardziej nowoczesne pole eksploatacji, tym mniej OZZ są potrzebne, bo łatwiej kontrolować te eksploatację – mówi, dodając, że od każdej złotówki OZZ pobiera „co najmniej kilkanaście procent” na pokrycie kosztów działalności.
W podobnym tonie wypowiedział się także pełnomocnik Związku Producentów Audio Video Marek Staszewski. Jego zdaniem w przypadku wykonawców utworów muzycznych lub słowno muzycznych „OZZ nie są absolutnie potrzebne, a wręcz przeciwnie”. Podkreśla, że rozwiązanie opierające się na bezpośrednim podpisywaniu umów zostało zbudowane przez przemysł fonograficzny.
– Zapis w ustawie wprowadza taką możliwość. Jeżeli ktoś ma taką ochotę, to proszę bardzo, tylko musi rozważyć wszystkie za i przeciw. W tej konkretnej propozycji – art. 86a – pośrednictwo to jest dodatkowe 20-30 proc. mniej dla artystów – wyjaśnia. Jednocześnie zwraca uwagę na problem związany z brakiem jednoznacznych przepisów dotyczących egzekwowania stawek.
– Kto będzie decydował, kto więcej, a kto mniej ma otrzymać? Po drugie: opóźnienie w zapłacie tantiem, roczne lub więcej – taka jest bezwładność systemu. Decyzje o tabeli wynagrodzeń to są dwa, trzy, cztery lata. A biznes się kręci, wszystko się dzieje tu i teraz – mówi, tłumacząc, że alternatywą dla pośrednictwa OZZ są umowy z wytwórniami.
Rząd chce ustawy bez poprawek
Ostatecznie wiceminister kultury Andrzej Wyrobiec pozostał przy stanowisku, aby przyjąć cały projekt bez zmian. Podkreślał, że jako przedstawiciel resortu znajduje się „między młotem a kowadłem”.
– Biorę pełną odpowiedzialność za ten projekt, który leży na stole, i rekomenduję państwu przyjęcie tej ustawy bez poprawek. Oczywiście pozostawiam paniom i panom posłom prawo do ingerowania, bo to jest państwa obowiązek. Z szacunkiem przyjmiemy wasze decyzje, natomiast ja rekomenduję państwu w imieniu rządu przyjęcie tej ustawy bez poprawek – powiedział, dodając, że wiele złożonych postulatów „jest absolutnie słusznych”.
Obecni na sali posłowie, w tym rządzącej koalicji, zgłosili już zamiar wniesienia poprawek. Kwestią, która może ulec poprawie w ostatecznym kształcie ustawy jest patostreaming – zapisy w obecnym kształcie pozwoliłyby na otrzymywanie wynagrodzenia przez tego typu twórców, którzy i tak działają niezgodnie z prawem. Marszałek Sejmu dał czas na wniesienie zmian do 25 czerwca.
Paulina Błaziak
Odtwarzacz wideo wymaga uruchomienia obsługi JavaScript w przeglądarce. INTERIA.PL