Już kilka tygodni temu ze strony rządowej pojawiły się sygnały, że ustawa kompetencyjna, która daje prezydentowi nowe możliwości w sferze unijnej, nie jest uznawana i będzie pominięta. To zapowiedź kolejnego rozdziału kohabitacji.
Jako pierwszy tezę o nieuznawaniu ustawy kompetencyjnej – która umożliwia prezydentowi wpływ na polską prezydencję i na obsadę stanowiska komisarza – postawił wiceszef MSZ Andrzej Szejna. Stało się to kilka tygodni temu. Teraz również Donald Tusk miał sygnalizować prezydentowi, że ta ustawa nie będzie uznana (pisze o tym m.in. Interia). Potwierdzają istnienie takiego pomysłu na tę ustawę również nasze źródła rządowe.
Kurs na deeskalację?
Atmosfera poniedziałkowej rekonstrukcji rządu wyglądała na chłodną. W wystąpieniach prezydenta i premiera było bardzo wiele, mniej lub bardziej zawoalowanych szpilek. Po tym wszystkim co padło oficjalnie (i co można było usłyszeć nieoficjalnie) można tylko zastanawiać się, na ile unijny kurs kolizyjny w sprawie komisarza, prezydencji i nie tylko będzie szybko się jeszcze zaostrzał. Ale w trakcie wtorkowej konferencji prasowej premier Tusk wysłał sygnał o deeskalacji.
Nie chcę żadnego konfliktu na szczytach władzy. Żadnych sporów o krzesła, o samolot
Premier Donald Tusk
– Nie chcę żadnego konfliktu na szczytach władzy. Żadnych sporów o krzesła, o samolot – zapowiedział trakcie konferencji prasowej po posiedzeniu rządu. Jak sam przyznał, tego typu spory nie są ani w interesie Polski, ani w interesie jego rządu. Dlatego też nie jest wcale przesądzone, że atmosfera w sprawach unijnych, kwestiach ambasadorów itd. będzie nadal się pogarszała. Bo dopóki nie zmieniła się władza w Pałacu Prezydenckim, to jakość kohabitacji będzie wpływała też na politykę. A wyborcy – zwłaszcza dalej od twardych elektoratów poszczególnych partii – są wyczuleni na „wojny na górze”. Tym bardziej gdy premier Tusk i prezydent Duda niemal codziennie podkreślają kwestie bezpieczeństwa i różnych zagrożeń dla Polski.
Ustawa ważna dla prezydenta
Ustawa kompetencyjna jest dla prezydenta istotna co najmniej z dwóch powodów. Po pierwsze, jej uchwalenie w praktyce było pierwszym od dłuższego czasu poszerzeniem faktycznych kompetencji prezydenta. Po drugie, polska prezydencja – rozpoczynająca się w styczniu 2025 roku – zbiega się z końcem kadencji prezydenta Andrzeja Dudy. I też z potencjalną zmianą władzy w USA. A prezydent Duda już np. otwarcie sugeruje, że rząd powinien w trakcie prezydencji zorganizować np. dwa szczyty międzynarodowe UE – USA oraz UE – Ukraina. Prezydent jeszcze w poniedziałek podkreślał też kolejny raz, że kwestia prezydencji jest związana z polskim bezpieczeństwem.
Dla Andrzeja Dudy koniec kadencji będzie nie tylko czasem podsumowań i bilansów, ale też momentem, który będzie być może kreował jego polityczną przyszłość. To wszystko sprawia, że potencjalne zaostrzenie konfliktu z rządem ma dla niego ogromne znaczenie.
Kwestia dotycząca stylu
Proste „zignorowanie” ustawy kompetencyjnej może być problematyczne pod względem optyki. To jasne, że sprawa nie porusza mas i milionów obywateli. Ale może wpłynąć na ogólną atmosferę rządów. Tusk doskonale zdaje sobie sprawę, jak wygląda polityczny kalendarz. 9 czerwca wybory europejskie przesądzą co najwyżej o kwestiach psychologicznych i o karierach kilkudziesięciu osób na kolejne pięć lat. Jesienią – po krótkim oddechu od – ruszą na serio przymiarki do wyborów prezydenckich. A to są wybory, które strona rządzącą po prostu musi wygrać. I klimat tej kampanii – oraz siła i notowania rządu – też będą się liczyć. Nie wspominając już o tym, że ostry spór np. o nowego komisarza może osłabić pozycję Polski w Brukseli. I to w krytycznym momencie, gdy będzie ucierał się kształt nowej KE. Straty na tym polu nie będą korzystne dla nikogo.