„Babciowe” miało być niejako odpowiedzią Donalda Tuska na 800 plus rządu PiS. Problem polega na tym, że obecny premier wiele razy powtarzał, iż program niejako sam się sfinansuje. To jednak nieprawda. Będzie na czysto kosztował ok. 5 mld zł. I to w nie najlepszym momencie dla finansów kraju.
Rząd Donalda Tuska musi być stać na znacznie więcej, niż tylko dawanie ludziom pieniędzy do ręki (Licencjodawca, Tomasz Jastrzebowski/REPORTER)
Intuicyjnie każdy powinien popierać „babciowe”. Oto próba nowej władzy rozwiązania jednego z największych dylematów polskiej gospodarki, czyli aktywizacji kobiet na rynku pracy.
Brak pracowników wymusza na przedsiębiorcach bitwę o wyższe pensje, a te jeśli mocno odstają od wydajności pracy, generują presję na wzrost kosztów i w konsekwencji inflację.
Im więcej osób na chłonnym rynku pracy w Polsce, tym lepiej. Szczególnie przy jednym z najniższych poziomów bezrobocia w UE. To przynajmniej na razie się nie zmieni.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Zobacz także: Rosja stawia wszystko na jedną kartę. "Polska musi zrobić trzy rzeczy"
Babciowe i pakiet „aktywnie”. O co chodzi?
Co więc dostajemy jako receptę na ten ekonomiczny problem? Otóż od 1 października 2024 roku rodzice dzieci w wieku od 12. do 35. miesiąca życia będą mogli skorzystać z jednego z trzech świadczeń: „aktywni rodzice w pracy” (tzw. babciowe), „aktywnie w żłobku” oraz „aktywnie w domu”.
Świadczenia będą przeznaczone przede wszystkim dla rodziców, którzy są aktywni zawodowo. Tzw. babciowe wyniesie 1500 zł miesięcznie na czas 24 miesięcy – od 12. do 35. miesiąca życia dziecka lub do 1900 zł miesięcznie na dziecko z niepełnosprawnością. Rodzice będą mogli zdecydować, na co przeznaczą otrzymane pieniądze – będą mogli m.in. sfinansować opiekę sprawowaną przez np. nianię czy babcię (w tym emerytkę).
Z kolei świadczenie „aktywnie w żłobku” zastąpi obecne dofinansowanie w wysokości do 400 zł do opłaty za pobyt dziecka w instytucjach opieki nad dziećmi w wieku do lat 3 i będzie kierowane do rodziców dzieci, które korzystają ze żłobka, klubu dziecięcego albo dziennego opiekuna.
Świadczenie „aktywnie w domu” będzie przeznaczone głównie dla rodziców dzieci w wieku od 12. do ukończenia 35. miesiąca życia, bez spełnienia warunku aktywności zawodowej. Chodzi o rodziców, którzy nie będą mogli uzyskać prawa do świadczenia „aktywni rodzice w pracy” lub ich dziecko nie będzie uczęszczało do instytucji opieki.
Świadczenie to ma przysługiwać na podobnych zasadach, jak obecnie funkcjonujący rodzinny kapitał opiekuńczy, a nowością będzie możliwość uzyskania wsparcia na każde – w tym na pierwsze i jedyne dziecko – w wieku od 12. do 35. miesiąca życia. Świadczenie to wyniesie 500 zł miesięcznie na czas 24 miesięcy.
Miliardy złotych na babciowe
Czy program przyniesie spodziewane skutki, czyli zaktywizuje młodych rodziców do pójścia do pracy i być może nawet poprawny dzietności? Tego oczywiście nie wiemy.
Wiadomo natomiast na pewno, że tego typu programy bardzo ciężko ocenić pozytywnie w kontekście demografii. Sztandarowy program 800 plus nie przyniósł spodziewanych przez PiS efektów.
Dane dotyczące dzietności w Polsce są gorsze niż najgorsze założenia urzędników z początku tego świadczenia. Program 500 plus (dziś 800 plus) doprowadził do statystycznego polepszenia dobrostanu dzieci, szczególnie w rodzinach wielodzietnych.
Z babciowym sprawa taka prosta nie będzie. Kosztuje on znacznie mniej niż 800 plus – bo ok. 6,5 mld zł rocznie, z czego 1,3-1,4 mld zł ma wpłynąć do budżetu ze składek pracujących dzięki niemu rodziców. Summa summarum na czysto program będzie kosztował ok. 5 mld zł.
I tutaj pojawia się problem. Po pierwsze, Donald Tusk wielokrotnie powtarzał, że babciowe niejako sfinansuje się samo. Widać jednak, że to nieprawda. Sfinansuje się jedynie w jednej piątej i to pod warunkiem, że założenia urzędników się sprawdzą.
Po drugie, rozumiem, że babciowe było wpisane do „100 konkretów” i z politycznego punktu widzenia, trzeba było coś „dać” elektoratowi, a nie karmić go tylko rozliczeniem PiS-u, aresztowaniami, przeszukiwaniami itd. To oczywiste. Jednak rząd Tuska może spokojnie wprowadzać reformy, polepszać nam życie za pomocą ustaw i rozwiązań, które są niezbędne polskiej gospodarce, jak np. naprawa systemu podatkowego po Polskim Ładzie. A na razie na ten temat ani widu, ani słychu.
Gospodarka, głupcze!
Co więcej, można przedstawić założenia polityki migracyjnej. Na razie wiemy jedynie tyle, że przy granicy z Białorusią wciąż są stosowane nielegalne pushbacki, aktywiści są szykanowani, a przepisy dotyczące legalnej pracy w naszym kraju i wiz są na cenzurowanym.
Pora odczarować migrację i podejść do problemu jak cywilizowane państwo XXI w. Polacy na taką debatę są gotowi, a antyimigrancki bełkot prawicy (pasożyty, zabieranie pracy itd.) będzie jedynie świadczył o kondycji intelektualnej PiS i Solidarnej Polski.
Zobacz także:
ZUS bije na alarm. Polska potrzebuje dwóch milionów migrantów
Ustawami można również polepszyć prawo i prowadzić politykę prorozwojową. Ileż to już napisano o stopie inwestycji, czyli relacji nakładów na środki trwałe do PKB? Po Zjednoczonej Prawicy jest ona na najniższych poziomach w naszej najnowszej historii.
Dlaczego tak mało się na ten temat mówi? Rząd wydaje się tutaj spać. A jest potrzebny rzetelny raport na ten temat, jaki kiedyś przygotowywał Michał Boni. Od niego można by zacząć w ogóle dyskusję na kształt tej z niesławnej Strategii na Rzecz Odpowiedzialnego Rozwoju Mateusza Morawieckiego (zarysowane tam problemy były z grubsza słuszne; recepty dyskusyjne, a wykonanie niesatysfakcjonujące).
Rząd Tuska karmi nas jakimiś pojedynczymi, punktowymi rozwiązaniami, zamiast pokazać całościową wizję rozwoju Polski.
Szczególnie że to nie jest czas na sypanie pieniędzy ludziom do ręki, jak to robił PiS. Wpadamy w procedurę nadmiernego deficytu. Dziury w finansach naszego kraju będą spore przez wydatki zbrojeniowe.
Potrzebujemy znacznie lepszych recept i działania. Na razie otrzymujemy coś, by nie mówić, że nie dzieje się nic. To za mało. Stanowczo za mało.
Damian Szymański, wiceszef i dziennikarz money.pl