„Wojna cenowa” Biedronki z Lidlem nabiera rumieńców. W ostatnich dniach portugalski dyskont postanowił obniżyć ceny kilku produktów do niespotykanych dotąd poziomów – np. 10 jaj można było kupić za zaledwie 2,99 zł. W odpowiedzi, na podobny krok zdecydowała się również niemiecka sieć. Klienci sklepów łapią się za głowy i pytają, czy to stały trend i czekają nas trwałe obniżki? Ekonomiści nie mają jednak złudzeń. – To element gry rynkowej – uważa Piotr Soroczyński. Deflacja na razie ma nam nie grozić – trzeba pamiętać, że przed nami zdjęcie tarczy antyinflacyjnej VAT.
/123RF/PICSEL
„Wojna cenowa” Biedronki z Lidlem rozpoczęła się na początku roku, kiedy portugalski dyskont Jerónimo Martins ogłosił obniżkę cen 60 produktów. Na ten ruch dłużny nie pozostał Lidl, który przecenił jeszcze więcej artykułów – obniżki dotknęły aż 300 produktów. Na działanie konkurenta po raz kolejny postanowiła odpowiedzieć Biedronka, tnąc ceny łącznie 360 artykułów.
Reklama
To jednak był tylko wstęp do totalnej rywalizacji. Biedronka zaczęła rozsyłać SMS-y do swoich klientów, sugerując w nich, że jest sklepem tańszym od konkurencyjnego Lidla. Do tego doszły banery z podobną treścią, które wiszą już praktycznie przed każdym sklepem w całej Polsce.
Z ostatnich doniesień wynika, że Lidl postanowił pozwać Biedronkę, a plakatami ma zająć się komornik sądowy.
Biedronka i Lidl obniżają ceny. Portugalski dyskont szybko wprowadził zmiany
W minionym tygodniu klientów sklepów Biedronka zszokowały obniżki cen kilku produktów – sięgnęły one nawet kilkudziesięciu procent, a ceny osiągnęły niespotykany do tej pory poziom. I tak:
- Ser gouda w plastrach, 150 g kosztował 1,49 zł (cena obniża o 66 proc.);
- Kilogram marchewki – 1,49 zł (o 62 proc. mniej);
- Kilogram fileta z piersi z kurczaka klasy A – 8,95 zł (59 proc. mniej);
- Kilogram jabłek polskich – 1,49 zł (50 proc. mniej);
- 10 jajek – 2,99 zł (64 proc. mniej).
Co ważne, na początku obniżki nie były obarczone promocją tylko w przypadku wielosztuk (Kup 2, 3 gratis) czy tylko dla użytkowników karty Moja Biedronka.
Rozwiń
Lidl szybko odpowiedział na działania swojego konkurenta i też obniżył ceny wybranych produktów.
- Ser gouda w plastrach, 150 g – 1,22 zł (do tej pory trzeba było zapłacić 2,49 zł);
- Parówki Berlinki 250 g – 1,49 zł (dotychczas ok. 2,74 zł).
- 10 jaj – 2,69 zł.
/INTERIA.PL
Biedronka jednak długo nie wytrwała w swojej obniżce cen, jak poinformował w czwartek wieczorem w mediach społecznościowych ekonomista Rafał Mundry: „Biedronka się poddała w wojnie cenowej. Lidl walczy dalej” – napisał na platformie X. „Dziś Biedronka wprowadziła już ograniczenia, limity i dodatkowe warunki, by kupić te produkty po tak szokujących cenach” – dodał.
Skąd takie obniżki cen w Lidlu i Biedronce? „Rywalizacja o koszyk Faktu”
Rafał Mundry pokazał na X, że ceny wielu produktów w obu sklepach spadły o co najmniej 60, a w jednym przypadku nawet o 70 proc. Co więcej, przecenione artykuły pokrywały się akurat z tymi, które dziennik „Fakt” regularnie umieszcza w swoim „inflacyjnym koszyku”, monitorując, w której sieci zakupy są najtańsze – to właśnie o to zestawienie rozgorzała wojna pomiędzy dyskontami na początku roku.
Rozwiń
Biedronka tłumaczy, że obniża ceny z myślą o zmaganiach klientów z inflacją. „W dużej mierze dzięki tak aktywnej polityce promocyjnej sieci Biedronka, polski rynek handlu detalicznego należy do najbardziej konkurencyjnych w Europie” – powiedziała nam Joanna Piwowarczyk, menedżerka ds. komunikacji korporacyjnej.
Innego zdania są ekonomiści. „Spadki są szokujące. Wygląda na to, że portugalskie i niemieckie sklepy przez niemiecką gazetę skuteczniej walczą z inflacją niż NBP” – napisał ironiczne Mundry.
Przed nami długotrwałe obniżki cen w sklepach? „Nie należy spodziewać się deflacji”
Podobnego zdania jest Piotr Soroczyński, główny ekonomista Krajowej Izby Gospodarczej, którego zapytaliśmy o zdanie na temat cenowej rywalizacji pomiędzy Biedronką a Lidlem. – Ruchy cenowe wykonywane na części asortymentu przez duże sieci handlowe są elementem zwyczajnej gry rynkowej i nie powinny być traktowane jako coś nadzwyczajnego – powiedział nam Soroczyński.
Według niego sieci próbują nie tylko wytworzyć tzw. wabik w postaci szczególnie atrakcyjnej ceny jakiegoś towaru, ale również dostosowują termin obniżek i asortyment do tego momentu, kiedy robione są popularne zestawienia koszyków konsumenckich przez przedstawicieli mediów.
Na pytanie, czy spadek zainteresowania klientów zakupami podstawowych towarów (ruch klientów w sklepach spożywczych spadł średnio o 1,7 proc., licząc rok do roku) spowoduje, że w nadchodzącej perspektywie czeka nas długotrwały trend obniżania cen produktów sklepach, odpowiedział, że wpłynie to na „spowolnienie tempa podnoszenia cenników, nie zaś na trwałe obniżanie cen w szerokim asortymencie towarów”. – Będzie to więc raczej hamować inflację, ale nie będzie wywoływać deflacji – uważa ekonomista.
Prawdziwym wyzwaniem odmrożenie cen
– Ceny w handlu detalicznym już rosną bardzo wolno. Proszę porównać statystyki dynamiki sprzedaży w handlu detalicznym w ujęciu realnym i nominalnym. Wskazują one na to, że zmiana cen w skali rocznej w handlu detalicznym w styczniu 2024 wynosiła już tylko 1,6 proc. po 2,9 proc. w grudniu. Tu już nie bardzo jest, gdzie schodzić z cenami, oczywiście rozumianymi jako ich komplet czy przeciętna. Owszem dla części artykułów ceny mogą czasowo być niższe niż przed rokiem – mówi ekspert KIG.
Zdaniem Soroczyńskiego prawdziwym wyzwaniem dla sieci handlowych będzie dostosowanie cen w momencie, kiedy zlikwidowana zostanie tarcza antyinflacyjna VAT. – Prawdopodobne jest, że sieci będą prowadziły starania, żeby klienci odczuli to jak najsłabiej – uważa ekonomista.
Odtwarzacz wideo wymaga uruchomienia obsługi JavaScript w przeglądarce. Polsat News