Czy niedawny wybór Donalda Trumpa, aby wstrzymać podwyżki taryf na 90 dni, wskazuje, że Biały Dom przyznał się do porażki i wycofał się? Nie sądzę. Wręcz przeciwnie, wydaje się, że ci, którzy tak myślą, mogą nie do końca rozumieć obecną dynamikę światowej gospodarki.
/ NICHOLAS KAMM / AFP
Krążą liczne opinie sugerujące, że amerykański prezydent był wstrząśnięty reperkusjami własnej polityki i został ostrzeżony przez rynki. Jedna z interpretacji zakłada, że Trump „ugiął się”, ponieważ koszty związane z amerykańskim długiem publicznym zaczęły rosnąć (z powodu odejścia inwestorów od amerykańskich papierów dłużnych i dolara), co skłoniło go do wycofania się. Inny punkt widzenia twierdzi, że Trump jest pod wpływem spadków na giełdzie. Jeszcze inna interpretacja wydarzeń z zeszłego tygodnia naiwnie zakłada, że głównym czynnikiem był spadek zaufania konsumentów (obawy o rosnące ceny), co może doprowadzić do recesji w Ameryce.
Reklama
„Wszystkie interpretacje są dziecinnie naiwne”
Wszystkie te interpretacje są oczywiście chętnie przyjmowane i rozpowszechniane przez antytrumpowski segment opinii publicznej w USA i na całym świecie, który w końcu ma powód, by czuć się zadowolonym (dla odmiany). Problem polega jednak na tym, że wszystkie te poglądy są uproszczone i nie wytrzymują konfrontacji z rzeczywistością. Dzieje się tak z kilku powodów.
Po pierwsze, jest to znacząca przesada, by nawet sugerować, że Trump „wycofuje się” ze swojej strategii taryfowej. Ważne jest, aby pamiętać, że niedawne zawieszenie taryf ogłoszone 2 kwietnia, zbiegające się z tak zwanym Dniem Wyzwolenia Ameryki, nie oznacza powrotu Trumpa do statusu sprzed administracji. Na przykład, jeśli chodzi o stosunki z Europą, taryfy, które zostały ustalone na poziomie 20 procent 2 kwietnia, nie wróciły do zera, ale raczej do 10 procent. Ponadto wszystkie taryfy sektorowe nałożone w ostatnich tygodniach pozostają aktywne — takie jak te na samochody lub aluminium — a wkrótce także na produkty farmaceutyczne.
Po drugie, powinniśmy rozważyć dodatkowe 10 procent. To jest zakres, w jakim dolar stracił na wartości w stosunku do euro od czasu objęcia urzędu prezydenta przez Trumpa . Od dawna trwają dyskusje na temat tego, w jaki sposób nadmiernie silny dolar jest — według zwolenników Trumpa — główną przyczyną utrzymujących się deficytów handlowych w USA . Każdy, kto chce zgłębić tę koncepcję, powinien zapoznać się z moim artykułem sprzed kilku tygodni .
Trump i jego doradcy ekonomiczni dążą do osłabienia dolara amerykańskiego
Należy koniecznie uznać, że dążenie do trwałej dewaluacji własnej waluty jest podstawowym celem polityki gospodarczej obecnego prezydenta. Rzeczywiście, Trump i jego zespół ekonomiczny nie pragną niczego bardziej niż osłabienia dolara amerykańskiego w stosunku do walut głównych partnerów handlowych Ameryki , w szczególności euro i chińskiego renminbi. Dlaczego tak się dzieje? Odpowiedź jest prosta. Z perspektywy bilansów handlowych deprecjacja waluty działa podobnie do taryfy celnej. Dla eksportera (na przykład z UE) sprowadzającego towary do Ameryki, 10-procentowe wzmocnienie euro w stosunku do dolara oznacza, że jego produkt staje się o 10 procent droższy dla amerykańskiego nabywcy. To z kolei sprawia, że produkt ten staje się mniej konkurencyjny na rynku amerykańskim. Jeśli jednocześnie Ameryka — za pomocą różnych środków, od taryf po wahania kursów walut — powoduje podobne obniżenie konkurencyjności innych importowanych towarów, to łącznie zwiększa to rentowność amerykańskiej produkcji. To jest w końcu prawdziwy i deklarowany cel ruchu MAGA.
Ekonomista Wolfgang Munchau niedawno zauważył w „Unherd”, że słabszy dolar jest postrzegany jako korzystniejsze rozwiązanie niż cła przez wielu doradców Trumpa (w tym Sekretarza Skarbu Steve'a Bessenta). Deprecjonowany dolar wpływa zarówno na import (poprzez jego redukcję, ponieważ towary zagraniczne stają się droższe), jak i eksport (ponieważ towary amerykańskie stają się tańsze). Cła nie wywołują takiego efektu.
„Cła nie są dla Trumpa celem samym w sobie”
Po trzecie, 90-dniowe zawieszenie taryf od Dnia Wyzwolenia nie dotyczy Chin . Tutaj konflikt handlowy pozostaje aktywny i nawet się nasila, ponieważ Pekin już odpowiedział własnymi taryfami. Oczywiste jest, że angażowanie się w Chiny wymaga taryf, ponieważ Pekin ściśle kontroluje kurs swojej waluty i nie pozwoli, aby siły rynkowe lub nastroje inwestorów doprowadziły do spontanicznej aprecjacji renminbi względem dolara amerykańskiego. Jednak ten scenariusz jest bardzo korzystny dla Trumpa, ponieważ pozwala mu podzielić resztę świata na dwie grupy: chińskiego przeciwnika i partnerów, z którymi będzie teraz prowadził dwustronne negocjacje. W tych rozmowach (jak wspomniano wcześniej) będą omawiane nie tylko kwestie gospodarcze i dostęp do rynku, ale także kwestie geostrategiczne. Tarcza nuklearna dla Europy i ochrona przed ambicjami Pekinu, którą Ameryka oferuje swoim partnerom handlowym z Dalekiego Wschodu.
Cała ta narracja służy jako przypomnienie. Cła nie są (i nigdy nie były) celem końcowym Trumpa . Są jedynie środkiem do osiągnięcia ostatecznego celu ożywienia amerykańskiej produkcji poprzez zrównoważenie globalnego handlu i różnic walutowych. Ci, którzy nie potrafią tego dostrzec lub zignorują, są skazani na poruszanie się po obecnym krajobrazie międzynarodowym jak dziecko zagubione we mgle.
Rafał Wos