Od dłuższego czasu w Polsce toczy się debata na temat zmian w podatku od tzw. zysków kapitałowych. Uważam, że jest ona całkowicie zbędna. „Belkę” należy po prostu zlikwidować i o całej sprawie raz na zawsze zapomnieć.
Podatek „od dochodów kapitałowych” w Polsce został wprowadzony w 2002 roku z inicjatywy ówczesnego ministra finansów Marka Belki. Na cześć swojego ojca nazywamy go „podatkiem Belki”, albo po prostu „Belką”. Haracz ten opodatkowuje stawką 19% odsetki od lokat i pożyczek, odsetki od obligacji, dywidendy, przychody z udziału w funduszach inwestycyjnych oraz zyski ze sprzedaży papierów wartościowych i instrumentów pochodnych. Początkowo dotyczył tylko przychodów z lokat, a w 2004 roku objęto nim rynek kapitałowy
Belką w inwestora i w oszczędzającego
Wprowadzony ponad 20 lat temu jako „tymczasowa” danina podatek Belki jest zmorą polskich inwestorów. „Tymczasowość” tego rozwiązania jest zatem tak samo „tymczasowa” jak podniesienie stawek VAT w roku 2012, które pozostają „tymczasowo” podwyższone aż do dzisiaj. W corocznych Ogólnopolskich Badaniach Inwestorów podatek Belki regularnie jest wskazywany jako jedna z trzech największych bolączek polskiego rynku kapitałowego. Z przeprowadzonego w 2022 roku sondażu UCE Research i SYNO Poland wynika, że 67,5% badanych respondentów opowiedziało się za likwidacją „Belki”. Przeciw był mniej niż co dziesiąty ankietowany.
Zobacz takżeChcesz inwestować? Nie powiemy Ci w co, ale powiemy jak! Pobierz Akademię Inwestowania II
Temat odżył w ubiegłym roku, gdy po wielu latach starań udało się wprowadzić rzecz tak oczywistą jak kompensację strat i zysków poniesionych na rynku akcji ze stratami/zyskami z tytułu inwestycji w jednostki funduszy inwestycyjnych. Sprawa pojawiła się także w zeszłorocznej kampanii wyborczej, gdy zniesienie „Belki” znalazło się w gronie stu obietnic Platformy Obywatelskiej.
– Z całą pewnością podatek od zysków kapitałowych, zwany podatkiem Belki, będzie ograniczony – zadeklarował minister finansów Andrzej Domański. O jego zniesieniu nowa władza już jakoś nie wspomina. Trzymamy za słowo i czekamy na rezultaty. Byleby nie takie jak w przypadku obietnicy „dobrowolnego ZUS-u” dla przedsiębiorców.
5 argumentów przeciwko „Belce”
W tym artykule pozwolę sobie przytoczyć zaledwie 5 z licznych argumentów na rzecz zniesienia tej daniny.
Po pierwsze, podatek Belki jest po prostu niemoralny. To trzeba jasno powiedzieć, zanim przejdziemy do spraw stricte ekonomicznych. Władza karze w ten sposób ludzi przezornych (oszczędzających) oraz gotowych podjąć ryzyko inwestycyjne (inwestorów) za chęć do działania i poprawy swojego bytu. Karani są zwłaszcza ci, którzy osiągają najwyższe stopy zwrotu, ale też ci, którzy nawet nie pobiją inflacji, korzystając z bankowych depozytów.
Po drugie, jest to nawet nie tyle podwójne, ile potrójne opodatkowanie. Raz, że inwestujemy lub oszczędzamy już raz opodatkowane pieniądze (na ogół ZUS-em i PIT-em). Dwa, spółki, w które inwestujemy, płacą podatek od zysków. I trzy, dopiero od tych już podwójnie opodatkowanych pieniędzy płacimy jeszcze 19% „Belki”. Jest to rozwiązanie skrajnie nieuczciwe i zniechęcające do oszczędzania i inwestowania.
Po trzecie, dla miażdżącej większości podatników jest to podatek przychodowy, a nie dochodowy! Płaci się go od PRZYCHODÓW z lokat bankowych, odsetek od obligacji czy dywidend wypłacanych przez spółki. Według ustawodawcy koszty uzyskania tych przychodów wynoszą ZERO. Dochodzi tu do takiego paradoksu, że uzyskując oprocentowanie poniżej inflacji i tak musimy zapłacić podatek. Czyli płacimy go od realnej straty. Albo jak kto woli: od inflacji (zwłaszcza w przypadku obligacji indeksowanych wskaźnikiem CPI). Jest to konstrukcja tak bezczelnie patologiczna, że aż dziw bierze, iż jej autorzy nie zostali pociągnięci do odpowiedzialności. Jedynie w przypadku inwestorów giełdowych czy foreksowych spekulantów faktycznie możemy mówić o opodatkowaniu dochodu.
Po czwarte, podatek Belki tłumi rozwój polskiego rynku kapitałowego, zniechęca ludzi do inwestowania oraz oszczędzania. Tymczasem bez krajowych oszczędności trudno będzie o stabilny wzrost inwestycji budujących potencjał polskiej gospodarki. Ponadto różnice w opodatkowaniu różnych klas aktywów finansowych prowadzą do błędnej alokacji kapitału w gospodarce. Chyba najlepszym tego przykładem jest rynek nieruchomości mieszkaniowych, gdzie stawka opodatkowania przychodów z wynajmu jest znacznie niższa od stawki opodatkowania dywidend czy odsetek od obligacji.
Po piąte, podatek Belki nie stanowi istotnej części dochodów budżetu państwa. Po 11 miesiącach 2023 roku fiskus zabrał nam z tego tytułu 8,5 mld złotych. W całym 2022 roku było to tylko 5,75 mld zł. Nie są to pieniądze, bez których budżet państwa by się załamał. Zwłaszcza że w latach poprzednich wpływy z „Belki” były znacznie niższe i z reguły mieściły się w kwocie 3-4 mld zł rocznie. Dla porównania, w 2023 roku dochody budżetu państwa wyniosły 574,1 mld zł.
Reasumując, nikomu by się nie stała krzywda, gdyby „Belkę” raz na zawsze wyrugować z polskiego prawodawstwa. Jest to podatek wybitnie szkodliwy, perfidny w swej strukturze i nomenklaturze oraz po prostu niemoralny. Dlatego uważam, że lepiej go zlikwidować, niż reformować.