CBA miało podsłuchiwać Trzecią Drogę? Podsłuchy pięciodniowe praktycznie nie do wykrycia

Czy służby podsłuchiwały opozycję? MSWiA zaprzecza. Historia pokazuje, że tzw. pięciodniówki są praktycznie nie do wykrycia.
Szef MSWiA Mariusz Kamiński uważa, że doniesienia o podsłuchiwaniu opozycji, to insynuacje

Szef MSWiA Mariusz Kamiński uważa, że doniesienia o podsłuchiwaniu opozycji, to insynuacje

Foto: Wojtek Jargiło/PAP

Podsłuchy trwające do pięciu dni, na które nie potrzeba zgody sądu, mogły być stosowane po wyborach na masową skalę wobec polityków opozycji – zasugerował były szef CBA Paweł Wojtunik w sobotę w TVN. Szefostwo MSWiA temu kategorycznie zaprzecza, i mówi wprost, że to insynuacje.

Potwierdziliśmy oficjalnie, że 12–13 października w Ośrodku Szkoleniowym CBA w Lucieniu odbyła się odprawa kierownictwa.

„To rutynowe spotkanie, które ma miejsce kilka razy w roku. Na spotkaniu poruszane były kwestie dotyczące spraw kadrowo-administracyjnych oraz zarządzania Biurem. Tematyka poruszana w tym gronie nie dotyczy śledztw prowadzonych w CBA, ani tym bardziej działań operacyjnych” – odpisuje na nasze pytania Stanisław Żaryn, zastępca koordynatora służb specjalnych.

Jego zdaniem „wykorzystywanie tej narady jako pretekstu do szerzenia kłamstw dotyczących inwigilacji opozycji jest absurdem i nie ma związku z rzeczywistością. Ani CBA, ani żadna inna służba nie prowadziły działań związanych z inwigilacją opozycji”.

Szef CBA zarzucił Wojtunikowi zniesławienie i zawiadomił prokuraturę.

– To nie było rutynowe spotkanie, na takim szczeblu odprawy są rzadkością, zwykle odbywają się bez naczelników. Niejednokrotnie przetwarzano tam informacje niejawne ze spraw prowadzonych przez biuro – twierdzi nasz informator ze służb.

Procedury dotyczące kontroli operacyjnej są ściśle określone. Do pięciu dni służby mogą podsłuchiwać bez zgody sądu, ale potrzebna jest im na to zgoda prokuratora generalnego (jest nim Zbigniew Ziobro, minister sprawiedliwości).

– Żaden wniosek dotyczący inwigilacji polityków opozycji z CBA nie wpłynął, więc oczywiste, że prokurator generalny żadnego wniosku nie podpisywał – słyszymy nieoficjalnie.

– Jedyną informacją, jaka dotyczy stosowania kontroli operacyjnej, w tym podsłuchów, są coroczne raporty składane do Sejmu. Od tej zasady nigdy nie robiliśmy wyjątku – słyszymy w kręgu zbliżonym do prokuratora generalnego. Służby jednak, co pokazują afery sprzed lat, często pomijają procedury.

Służby z zapędami do niekontrolowanego podsłuchiwania

Podsłuchy pięciodniowe nie od dziś budzą emocje i posądzenia o ich nadużywanie przez służby – zresztą ze wszystkich opcji politycznych. Kiedy się je wszczyna?

– Gdy liczy się czas, a więc dowody przestępstwa mogą zostać bezpowrotnie utracone. Wystarczy notatka ze służb na bazie informatora. Sprawie nadaje się kryptonim i wyznacza numery do kontroli operacyjnej, także numerów jako NN, a więc bez nazwisk. Materiały jadą do prokuratora generalnego po zgodę. Po pięciu dniach służby mogą uznać, że sprawy nie ma, i komisyjnie materiały operacyjne zniszczyć.

Gdzie może zostać ślad? W rejestrach. W praktyce jednak są szczątkowe lub nie ma ich wcale. A służby wszystkich opcji mają zapędy do niekontrolowanego podsłuchiwania.

Tak miało być w 2014 r. (za rządu PO-PSL) w związku z aferą taśmową (podsłuchy VIP-ów w restauracjach). By się dowiedzieć, czy za nagraniami mogły stać służby i skąd o taśmach wiedzą dziennikarze, w tym Piotr Nisztor, który ujawnił aferę, podsłuchy zakładano w ramach innych śledztw kryminalnych, na czas do pięciu dni, osobom rzekomo nieznanym – wskazał późniejszy audyt w policji. Rejestr inwigilowanych zniszczono, został tylko ślad, że podsłuchiwano kilkadziesiąt NN osób.

Z kolei w operacji specjalnej w „aferze gruntowej” (za pierwszego rządu PiS), kiedy to chciano udowodnić korupcję ludzi wicepremiera Andrzeja Leppera, pod sprawę podpięto kilkadziesiąt nieznanych numerów – m.in. szefa MSWiA i KGP.

Zapędy służb do niekontrolowanego podsłuchiwania chciał ukrócić poseł Marek Biernacki, były koordynator ds. służb specjalnych – półtora roku temu złożył w Sejmie projekt – ale decyzją PiS nigdy nie trafił on pod głosowanie.

Projekt zakładał, że szef danej służby musiałby obowiązkowo informować osoby podsłuchiwane, jeśli zabrany materiał nie dostarczył podstaw do postawienia zarzutów. Obowiązywałoby to do sześciu miesięcy po zakończeniu kontroli operacyjnej. Wyjątkiem byłyby sprawy m.in. z zakresu przestępczości zorganizowanej, terroryzmu i szpiegostwa.

Источник

No votes yet.
Please wait...

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *