Lewica ma swój sposób na kampanię. Czy to przełoży się na wynik?
To, że posłowie i posłanki zbudowali się w tej kadencji i stali się liderami i liderkami w określonych tematach, to jeden z największych sukcesów Lewicy. Na zdjęciu konferencja prasowa w Opolu
Wiedeń, stolica Austrii. To nietypowe miejsce na konwencję wyborczą, ale na taki ruch w ubiegłym tygodniu zdecydowała się właśnie Lewica. Konwencja odbyła się na nowoczesnym osiedlu mieszkaniowym. Lewica chciała pokazać, że jej pomysły dotyczące mieszkalnictwa – program budowy 300 tys. mieszkań na tani wynajem – wcale nie są nierealne. Lewicy zależy na wiarygodności, stąd konwencja w Wiedniu – mieście, gdzie konsekwentnie realizowany (od 100 lat zresztą) program budownictwa społecznego i komunalnego przyniósł wymierne rezultaty. „Skrajnie ostrożna, minimalistyczna, pozbawiona błysku” – tak niedawno w tygodniku „Polityka” o kampanii Lewicy pisał Rafał Kalukin. Ale kampanie wyborcze ocenia się po rezultatach.
Lewica zaś stawia przed sobą kilka celów, z których będzie można później rozliczać decyzje podjęte przez sztab. Po pierwsze, cel maksimum to mocny dwucyfrowy wynik, bliski 15 proc. Po drugie, uczestnictwo w potencjalnym rządzie opozycji. Po trzecie, oczywiście, pozostanie w Sejmie, ze stanem posiadania zbliżonym do obecnego.
Konwencja w Wiedniu to jeden z najbardziej oryginalnych pomysłów w tej kampanii wyborczej. Ilustruje też podejście Lewicy, w którym liczy się to, że wszystko ma być ze sobą spójne. Program, kandydaci i kandydatki, metody kampanii i przesłanie wyborcze. Nie ma być i nie miało być niespodzianek. W chwili, gdy Koalicja Obywatelska brała na listy Michała Kołodziejczaka i Romana Giertycha (zwłaszcza to ostatnie nazwisko wzbudziło konsternację części jej własnych sympatyków), Lewica postawiła w okręgu gdyńskim na Piotra Ikonowicza, jedną z ikon walki o prawa pracownicze i lokatorskie. W tym samym okręgu na pierwszym miejscu jest Agnieszka Dziemianowicz-Bąk, która debiutując w Sejmie w tej kadencji, po czterech stała się jedną z liderek Lewicy, zwłaszcza jeśli chodzi o prawa kobiet i prawa pracownicze.
Lewica przypomina PiS. Też prowadzi badania
Lewica ma rozpoznawalne postacie na wielu innych płaszczyznach wychodzących daleko poza warszawską bańkę (np. Paulina Matysiak z Razem, jedynka w okręgu sieradzkim w sprawie transportu i wykluczenia komunikacyjnego, Magdalena Biejat, Katarzyna Kotula, Anna Maria-Żukowska). To, że posłowie i posłanki zbudowali się w tej kadencji i stali się liderami i liderkami w określonych tematach, to jeden z największych sukcesów Lewicy. Jak i miara mądrości przywództwa, przede wszystkim Włodzimierza Czarzastego.
Lewica stawia też na wewnętrzne badania, zarówno ilościowe, jak i jakościowe. Ich rezultaty są brane pod uwagę przy okazji budowy strategii i taktyki wyborczej. Pod tym względem Lewica przypomina PiS, który dysponuje zaawansowanym i ciągle rozbudowywanym zapleczem socjologiczno-badawczym. Strategia wyborcza Lewicy to właśnie między innymi efekt tych badań.
Ale strategia, badania czy intuicja liderów to nie wszystko. Lewica musi jeszcze swój wynik dowieźć do mety. Inaczej niż Trzecia Droga, Lewica może być spokojna, jeśli chodzi o przekroczenie progu. Ale przecież nie o to tu chodzi. Tylko – w razie porażki Koalicji Obywatelskiej i utrzymania władzy przez PiS – o rozgrywkę już na nowym polu, w nowej rzeczywistości.
Dlatego tak ważne jest to, jak liczny będzie klub Lewicy w przyszłym Sejmie. Zarówno jeśli chodzi o bycie w opozycji, jak i potencjalne rządowe rozdanie.
Tu liczy się między innymi to, co wydarzy się 1 października. I jak Lewica rozegra kwestię marszu. Politycy i polityczki Lewicy latami budowali własną tożsamość, a ostatnio używali przykładu Giertycha na listach KO jako sposobu na odróżnienie się od partii Tuska. Czy będą spójni aż do końca kampanii?