Powszechna 10-procentowa taryfa na wszystkie towary importowane do USA i coś specjalnego dla Chin – 60-procentowe cło. Tak może wyglądać handel światowy, jeśli prezydentem Stanów Zjednoczonych zostanie Donald Trump. Dolar byłby mocniejszy, ale inflacja w USA wysoka.
/NICHOLAS KAMM /AFP
- Trump gotów jest uznać wiele państw za „niewdzięczników”. Mogą spodziewać się traktowania pozbawionego sentymentów – tym bardziej, im wyższy będzie ich stopień nierównowagi handlowej z USA lub im niższe wydatki na zbrojenia
- Preferowany przez Trumpa protekcjonizm gospodarczy może przyczynić się do skoku cen w USA i utrudnić realizację zadania Fed, jakim jest sprowadzenie inflacji do poziomu 2 proc.
- Donald Trump uważa, że utrata przez dolara światowej dominacji byłaby dla Stanów Zjednoczonych niczym przegrana wojna
Tak jak cztery lata temu, Joe Biden w walce o prezydenturę stanie w szranki z Donaldem Trumpem, poprzednim lokatorem Białego Domu. We wtorek 5 listopada 2024 roku w Stanach Zjednoczonych odbędą się nie tylko wybory prezydenckie, ale także kongresowe. Jeśli jedna partia zdobędzie kontrolę nad Białym Domem i obiema izbami Kongresu, czyli gdy dojdzie do tzw. “czystego zamachu”, można będzie się spodziewać wielu zmian legislacyjnych. Także takich, które wpłyną na gospodarkę USA. W przypadku, gdy scena polityczna będzie podzielona, rządzenie stanie się kwestią kompromisów między Republikanami a Demokratami.
Reklama
Na niecałe osiem miesięcy przed wyborami w sondażach i zakładach bukmacherskich Donald Trump wyprzedza prezydenta Joe Bidena. Inwestorzy bardzo poważnie biorą pod uwagę możliwość powrotu Trumpa na fotel prezydenta USA. Według amerykańskiego instytutu analitycznego Capital Economics, jego ewentualna druga kadencja miałaby wielki wpływ na kluczowe czynniki makroekonomiczne – inflację, stopy procentowe i kurs dolara amerykańskiego.
Trump może podbić inflację
– Nie sądzimy, aby Trump miał duże możliwości powtórzenia ekspansji fiskalnej i wprowadzenia ulg podatkowych, które pobudzały wzrost podczas jego pierwszej kadencji. Zamiast tego uważamy, że polityką, która tym razem prawdopodobnie poruszy rynki, będzie eskalacja wojny handlowej z Chinami i nałożenie powszechnych ceł na import do USA – komentuje James Reilly, analityk Capital Economics.
Wielu innych ekonomistów też twierdzi, że powtórzenie zabiegów fiskalnych z lat 2017-20 przy coraz mniejszych wpływach do budżetu oraz większych wydatkach może być bardzo trudne do zrealizowania. Ostatnio dług publiczny w USA osiągnął rekordowy poziom 34,3 biliona dolarów i stanowi około 124 proc. PKB. Dla porównania, dług publiczny w Polsce to trochę ponad 50 proc. PKB. W sierpniu zeszłego roku Stany Zjednoczone zostały pozbawione najwyższego ratingu kredytowego przez agencję Fitch, która skrytykowała rosnący deficyt fiskalny kraju. W Białym Domu prezydenta Joe Bidena mówi się o konieczności równoważenia finansów państwa, ale ciągle są to bardziej słowa niż czyny.
Eksperci Capital Economics przypuszczają, że Trump, który rozważa wprowadzenie 60-procentowych ceł na chińskie towary, mógłby zniweczyć wiele postępów poczynionych przez Rezerwę Federalną w walce z inflacją. – Jego propozycje taryfowe prawdopodobnie spowodowałyby wzrost inflacji, co sprowokowałoby Fed nawet do podniesienia stóp procentowych – wskazuje James Reilly. Ponadto potencjalne cła Trumpa mogłyby obniżyć amerykański PKB o 1,5 proc. i zaszkodzić zyskom przedsiębiorstw.
Także ekonomiści Rabobanku prognozują, że ewentualne wprowadzenie powszechnych ceł przez administrację Trumpa mogłoby prowadzić do wzrostu inflacji, szczególnie w 2025 roku. „Ostatnie oświadczenia Trumpa na temat polityki handlowej sugerują, że import może być obłożony znacznymi cłami, co miałoby wpływ na ceny towarów i usług. W efekcie, odbicie inflacyjne w 2025 roku może skomplikować realizację zadania Fed, jakim jest sprowadzenie dynamiki cen do poziomu 2 proc. To z kolei może ograniczyć liczbę przyszłorocznych obniżek stóp procentowych” – napisano w raporcie Rabobanku.
Czas silnego dolara
Prowokowanie amerykańskiego banku centralnego do utrzymywania wysokich stóp, protekcjonizm gospodarczy Białego Domu i ciągle wysokie ryzyko geopolityczne w czasie ponownej prezydentury Trumpa mogą także skutkować wzmocnieniem dolara, który znów będzie jawił się inwestorom jako bezpieczna przystań.
“Dolar po ewentualnej reelekcji Trumpa prawdopodobnie będzie silny, przynajmniej w krótkim terminie. Odcięcie się od zagranicznej konkurencji, deregulacja, niskie podatki dla firm i bogatych. Wszystko to może zwiększyć rentowność kapitału zainwestowanego w USA. To z kolei powinno sprawić, że dolar stanie się bardziej pożądany przez inwestorów” – czytamy w opracowaniu ekspertów z Commerzbanku.
Analitycy walutowi z Barclays na 3 proc. szacują wzrost wartości dolara za sprawą proponowanej przez Trumpa mieszaniny zwiększonych ceł, środków stymulujących gospodarkę oraz możliwej redukcji wsparcia dla NATO. W swojej analizie uwzględniają wprowadzenie powszechnej 10-procentowej taryfy na wszystkie towary importowane do USA. Szacują też, że nałożenie 60-procentowego cła na chiński import mogłoby spowodować 3-procentowy spadek nominalnego efektywnego kursu wymiany juana.
Wyzwanie dla Unii Europejskiej
Liczni komentatorzy przewidują, że ewentualna prezydentura Trumpa będzie stała pod znakiem niechętnego stosunku Białego Domu do Unii Europejskiej i neutralnego podejścia do rosyjskiej agresji na Ukrainę. W poprzedniej kadencji Trump wprowadził szkodliwe dla europejskich gospodarek taryfy celne na towary eksportowe i zagroził wycofaniem USA z NATO. Elity europejskie obawiają się także, że Trump odrzuci szereg regulacji w zakresie ochrony środowiska i transformacji energetycznej – po to, by korzyści mógł odnieść amerykański sektor wydobywczy i paliwowy.
Jeśli po dojściu do władzy Donald Trump ograniczyłby pomoc dla Ukrainy, a wojna trwałaby i nie udałoby się osiągnąć pokoju, Rosja zyskałaby przewagę. To mogłoby negatywnie wpłynąć na postrzeganie ryzyka geopolitycznego w Europie Środkowo-Wschodniej. W rezultacie zmalałby chęć zagranicznych kapitałów do rozpoczynania nowych inwestycji, czy rozwijania dotychczasowych, także w Polsce.
„The Economist” już w styczniu prognozował, że prezydent Trump, swoim zwyczajem, będzie miał jak najbardziej transakcyjne podejście do sojuszników USA. Autorzy publikacji uważają, że wiele państw zostanie uznanych przez Trumpa za „niewdzięczników”. Mogą spodziewać się traktowania pozbawionego sentymentów, zwłaszcza jeśli ich poziom nierównowagi handlowej z USA będzie wysoki lub jeśli będą mało wydawać na zbrojenia.
Trump a rynki finansowe
Analitycy Capital Economics są zdania, że rynek kapitałowy w USA radziłby sobie dobrze w trakcie drugiej prezydentury Trumpa. – Nasze optymistyczne prognozy dla rynku akcji w 2024 i 2025 roku opierają się na przekonaniu, że boom sztucznej inteligencji będzie nadal napędzał giełdę. Nie sądzimy, by wzrost stóp dyskontowych wolnych od ryzyka lub uderzenie w PKB były wystarczająco duże, aby przerwać dobry trend. Bylibyśmy skłonni tylko nieznacznie obniżyć naszą prognozę dla indeksu S&P500 na poziomie 6 500 punktów do końca przyszłego roku, gdyby Trump wygrał – oznajmił James Reilly z Capital Economics. Trzeba tu przypomnieć, że w tej chwili S&P500 lokuje się nieco poniżej 5 200 punktów.
Co ciekawe, Donald Trump zaskarbił sobie względy dużej części zwolenników kryptowalut. Jak wynika z ankiety przeprowadzonej przez firmę Paradigm, 48 proc. właścicieli tokenów wyraża poparcie dla Trumpa, a 39 proc. dla Bidena. Republikanie są postrzegani jako bardziej otwarci na innowacje w sferze aktywów wirtualnych.
Sam Donald Trump radykalnie zmienił pogląd na temat kryptowalut i uznaje je teraz za wartościowe środki płatnicze. Niedawno przyznał, że osobiście zaakceptował płatności w bitcoinach za swoje cyfrowe produkty, w tym kolekcję tenisówek wydaną jako tokeny niewymienialne (NFT).
Były prezydent, w przeciwieństwie do wielu innych amerykańskich polityków, nie uznaje bitcoina za zagrożenie dla dolara amerykańskiego. Twierdzi, że kryptowaluty mogą funkcjonować, ale w ściśle regulowanym środowisku. Jednocześnie mocno wierzy w siłę dolara i podkreśla, że utrata przez tę walutę światowej dominacji byłaby dla Stanów Zjednoczonych niczym przegrana wojna.
Jacek Brzeski
Odtwarzacz wideo wymaga uruchomienia obsługi JavaScript w przeglądarce. INTERIA.PL