Gdy w 1992 roku wprowadzano w Europie pierwszą normę jakości spalin silnikowych (Euro1) przyjęte to zostało ze zrozumieniem. Gdy w 2006 roku weszła w życie czwarta już regulacja (Euro4) pojawiły się obawy, że zmierzamy być może w kierunku całkowitego zakazu sprzedaży samochodów spalinowych. Obrońcy postępu nazwali sceptyków „szurami”. Od 2035 roku taki zakaz będzie. Ciekawi mnie kiedy pojawi zakaz sprzedaży alkoholu. Dużo później? Czy może nawet wcześniej? Bo idziemy w tym samym kierunku.
/Stanislaw Bielski /Reporter
Coraz więcej programów, że alkohol to „twardy narkotyk”. To chyba oczywiste, że należy go zakazać. Jak heroiny. Ci, którzy twierdzą, że tak właśnie będzie, nazywani są przez obrońców postępu – a jakże – „szurami”. Ale na tym polega walka o postęp. Ma już dość długą historię. Od jakobinów, przez bolszewików do faszystów. Najpierw trzeba zjednoczyć zwolenników postępu. Jednoczeniu sprzyja pokazanie złego wroga: arystokracji, burżuazji, Żydów, spalin samochodowych czy… alkoholu. A jak mamy już złego wroga to siłą rzeczy pojawia się aksjologiczny nakaz walki z nim. W celu jego eliminacji.
Reklama
Na okładce ostatniego Tygodnika Polityka widnieje tytuł (na razie ze znakiem zapytania) czy „Czas na zakaz?„. Na nocną (na razie) prohibicję, zakaz sprzedaży alkoholu (na razie) na stacjach paliwowych i całkowity zakaz sprzedaży „małpek”.
Poważny tygodnik, tekst okładkowy, to musi być poważna sprawa. Bo poprzednio była okładka z Trumpem i Harris z tytułem „Reset. Czy Kamala ma szansę wygrać”. (Bez znaku zapytania).
Nie kupuję wina na stacjach paliwowych, ani w nocy (barek mam zaopatrzony), nie piję wódki/whisky/koniaku, a jak je kupuję do gotowania albo dla gości to przecież nie w „małpkach”. Więc w zasadzie „nie mój cyrk, nie moje małpy”.
Chodzi o zasadę. Wolny obywatel kontra zniewalające go państwo reprezentowane przez ideologicznie wzmożonych aktywistów i urzędników. Niech każdy sprzedaje i kupuje co chce (jak jest to legalne) gdzie chce i o której godzinie chce.
Ale coraz bardziej natarczywe nawoływania do wprowadzenia zakazów skłonił mnie by przyjrzeć się różnym danym niemiłosiernie torturowanym przez prohibicjonistów. Za komuny był dowcip o tym jak w Egipcie odkryto nowy grób jakiegoś faraona i naukowcy z całego świata nie mogli ustalić kto to. Przyjechali badacze ze Związku Radzieckiego, w ciemnych okularach, czarnych kapeluszach, płaszczach skórzanych i rękawiczkach. Po trzech dniach wyszli z grobowca i oświadczyli: „Ramzes III. Przyznał się”.
Jaki przykład płynie z Krakowa?
Po takich torturach wyszło torturującym, że w Krakowie, administracyjny zakaz nocnej sprzedaży alkoholu spowodował między lipcem a grudniem 2023 roku spadek o 47,25 proc. interwencji policji w godzinach jego obowiązywania. O 39,86 proc. spadła też liczba interwencji straży miejskiej. No ale spadki liczby interwencji były obserwowane także w dzień, gdy zakaz nie obowiązywał, policja odnotowała ogólny spadek interwencji o 28,68 proc., który mógł być związany ze spadkiem turystyki – zwłaszcza zagranicznej. A jak wynika z raportu straży miejskiej zgłoszeń interwencyjnych mieszkańców o osobach nietrzeźwych w roku 2022 było 9.941, a w roku 2023 – 9.862. Odnotowano więc, minimalny bo minimalny – o 0,1 pkt proc. – ale jednak, wzrost takich interwencji, a nie spadek. A o ile zgłoszeń o naruszeniu porządku i spokoju publicznego z innych powodów niż nietrzeźwość sprawców w roku 2022 było 5.048, to w roku 2023 było ich 5.667. W tym przypadku nastąpił więc wzrost aż o 12 proc.! Do spożywania alkoholu w miejscach zabronionych w rok 2022 doszło 8.043 razy, a w roku 2023 – 9.749. Tu odnotowano wzrost o 21 proc.! Naruszeń ustawy o wychowaniu w trzeźwości w roku 2022 odnotowano 22.313, a w roku 2023 – 24.693. Tu wzrost wyniósł 10 proc. Fakty przeczą więc teorii o zbawczym wpływie zakazu nocnej sprzedaży alkoholu na porządek publiczny. Ale wiadomo od Stalina, co jest, jak fakty przeczą teorii. Tym gorzej jest dla faktów.
Z Katowic i Poznania, gdzie również wprowadzono ograniczenia, nie ma żadnych danych potwierdzających tezę o dobroczynnym wpływie zakazu nocnej sprzedaży alkoholu na porządek publiczny, a są za to dane pokazujące zwiększone natężenie ruchu do gmin ościennych, w których zakaz nie obowiązuje. Tylko 8 proc. gmin wprowadziło taki zakaz, ale niektóre – jak Kartuzy – się z niego już wycofały, ponieważ incydenty związane z porządkiem publicznym miały miejsce dalej, ale w barach. Powstały natomiast punkty sprzedaży nielegalnej, w których można było kupić alkohol z przemytu i bimbrowni. Tym samym efekt zakazu był odwrotny od zamierzonego.
Bez względu na to, jak bardzo się to komuś może nie podobać, to życie nocne związane z piciem alkoholu stanowi magnes dla młodych ludzi i turystów. Jest elementem tkanki miejskiej. Stanowi o przewadze konkurencyjnej w ściągnięciu do miasta ludzi młodych i aktywnych. Doskonałym tego potwierdzeniem były badania przeprowadzone w roku 2013 wśród młodzieży na Opolszczyźnie. Wbrew utartemu przekonaniu, młodzi ludzie z liceów, deklarujący chęć emigracji po szkole na studia (mimo istnienia w Opolu Uniwersytetu i Politechniki) wcale nie podawali jako miejsca destynacji uczelni niemieckich (na Opolszczyźnie ten kierunek był bardzo popularny) czy brytyjskich, a Wrocław. Najwięcej osób wskazało przy tym jako powód życie towarzyskie. W tym czasie na rynku w Opolu były same banki a włodarze miasta podawali jako powód utrzymywania takiej struktury najmu lokali użytkowych stabilność wpływów z czynszu i sprzeciw mieszkańców znajdujących się tam kamienic (które nota bene były w dużym stopniu własnością miasta a lokale w nich były komunalne) przeciwko „hałasującym restauracjom”. Konsekwencje niepicia w nocy alkoholu (z różnych powodów, niekoniecznie nawet administracyjnych zakazów) mogą więc być bardzo nieoczywiste – nie tylko dla przedsiębiorców, ale także dla miast i ich populacji.
Więc podsumowując przywołam Friedricha Hayeka – laureat Nobla z ekonomii z 1974 roku – „dane” jako dowody na stawiane różnych tez zawsze można jakieś znaleźć, ale „dane” bez teorii są nic nie warte.
O co chodzi z „małpkami”?
Zobaczmy teraz o co chodzi z „małpkami”. Kiedyś podstawową jednostką „rozliczeniową” była u nas na Grochowie, gdzie się wychowywałem i stad mam specjalistyczne doświadczenie, „ćwiartka”. Wtedy Andrzej Zaorski w jednym z kabaretów tłumaczył, co to jest „nic” – „ćwiartka na trzech”. „Małpką” w miejscowej gwarze nazywane były takie malutkie buteleczki 20-100 ml. Do dziś w tych najmniejszych sprzedawane są różne digestify – czyli w zasadzie takie „ziółka” na trawienie.
Ciekawa była też historia z tymi buteleczkami o pojemności – 100 ml. To było tyle, ile się mieściło w dwóch „standardowych” kieliszkach. Bo „standardem” była „pięćdziesiątka”.
Ale w Unii Europejskiej sprzedaży „ćwiartek” zakazano. Wprowadzono normę sprzedaży alkoholu w naczyniach mających 50, 100, 200, 300, 500, 700 i więcej mililitrów pojemności. Jak w 2004 roku weszliśmy do Unii to musieliśmy się dostosować. Zniknęły więc ćwiartki w imię walki z pijaństwem. (Oczywiście za 200 ml trzeba było zapłacić jak wcześniej za 250, a za 700 jak za 750 – ale to odrębna historia).
Żeby było jeszcze zabawniej Unia ustandaryzowała też kieliszki. Zamiast „pięćdziesiątek”, i w konsekwencji „setek”, których zakazano, pojawiły się „czterdziestki”. W imię walki z pijaństwem oczywiście. Bo przecież to oczywiste, że jak ktoś zamówi „kieliszek wódki” i dostania 40 a nie 50 ml to poprzestanie na tej „czterdziestce”. Nieprawdaż? Jakoś się nie udało jednak. Wręcz przeciwnie. Częściej zamiast 50-100 pito 80-120.
Nazwa „małpka” pojawiła się w 2009 roku za sprawą ówczesnego polityka PO działającego w branży alkoholowej – Janusza Palikota. Nagłośnił on zakup 500 „małpek” (jak pisano w mediach „głównego nurtu) na potrzeby Kancelarii Prezydenta. A był nim Lech Kaczyński przecież.
Kancelaria tłumaczyła, że to zamówienie cateringu samolotowego i podkreślała, że objętość tych miniaturek to jedynie 50 ml. Więc pojawiła się sugestia, że to właśnie dlatego, że Prezydent ma problemy z alkoholem, a taką małą buteleczkę „łatwo schować”. I tak się, przez przypadek oczywiście, złożyło, że w tym samym czasie pojawił się nowy „mały format” – jak go nazwano w oficjalnym przekazie – alkoholowy. Ale nie „50” – jak w zamówieni Kancelarii – tylko 200 ml. Czyli szklanka.
Teraz trzeba będzie kupować od razu pół litra. Znowu w imię walki z pijaństwem. Bo – parafrazując Lorda Byrona – „walka o postęp (w oryginale była wolność) gdy się raz zaczyna, z krwią ojca spada dziedzictwem na syna”. Można argumentować, że pół litra to niewygodnie kupować, więc ludzie, głównie młode kobiety, przestaną pić, głównie rano w drodze do pracy. Nie byłbym sobą gdybym złośliwie nie zauważył, że kobiety zostające w domu i wychowujące dzieci piją mniej albo w ogóle. Może więc ci sami, którzy zwalczają picie alkoholu i jednocześnie zachęcają kobiety do pracy na etacie, nie są za bardzo konsekwentni?
Na polu walki z „małpkami” rząd już odnotował pewien sukces
Jak nie będzie małpek to czy nie zaczną pić czegoś innego? Może wrócą do mody „piersióweczki”. To takie płaskie buteleczki, które można było włożyć do kieszeni marynarki na piersi i przelewać do nich zawartość większych butelek. Albo… Zwiększy się spożycie mocnego piwa? Polski Związek Spirytusowy, dla członków którego konkurencję stanowi piwo podkreśla, że dzienna sprzedaż „małych formatów” wynosi 1,3 mln buteleczek, z czego w godzinach rannych 410 tys. – czyli 31 proc. dziennej sprzedaży. Dla porównania codziennie sprzedaje się 9,4 mln puszek lub butelek piwa, z czego 1,1 mln piw mocnych, a z kolei z tego w godzinach rannych prawie 2,6 mln sztuk.
Swoją drogą historia zakazu reklamy alkoholu „z wyjątkiem piwa” do złudzenia przypomina historię dopisywania i wykreślania z ustawy o radiofonii i telewizji słów „lub czasopisma”. Z tym, że Rywin to przynajmniej chciał za to od Michnika za czasów rządu SLD/PSL w 2002 roku konkretne 17,5 mln „dolków”. „Z wyjątkiem piwa” dopisano do ustawy o wychowaniu w trzeźwości rok wcześniej – jeszcze za rządów AWS. Podejrzewam, że za… piwo. Z Biblioteki Sejmu otrzymałem informację, że „w Archiwum nie ma nagrań z posiedzeń Podkomisji Nadzwyczajnej” – tej, na której przyjęto projekt zmiany ustawy „z wyjątkiem piwa” przegłosowanej potem szybciutko przez Sejm.
Na polu walki z „małpkami” rząd już odnotował pewien sukces. Wpływy budżetowe z „opłaty małpkowej” (25 zł za 1 litr 100 proc. alkoholu) spadły z 601 mln zł w 2022 roku do 563 mln zł w 2023 roku. No ale przecież chodzi nie o pieniądze tylko o zdrowie. Nieprawdaż? Pieniądze to można wziąć od podatników z jakiegoś innego tytułu – na przykład składek ubezpieczeniowych. Przy okazji złośliwe pytanie – jeśli wyższe podatki na alkohol mają zniechęcać do jego picia, to czemu służą wyższe podatki od wynagrodzeń za pracę? Mają zniechęcać do pracy?
No i na koniec, jako że zajmuję się obroną sektora małych i średnich przedsiębiorstw, kilka słów o co chodzi z zakazem sprzedaży alkoholu na stacjach paliwowych. To nie jest problem dla jego producentów, bo sprzedają na stacjach raptem 2 proc. swoich wyrobów. To jest problem dla właścicieli stacji – bo napoje alkoholowe stanowią ponad 47 proc. ich sprzedaży pozapaliwowej. I to nie tych „sieciowych”. Nawet jak działających pod jakimś „sieciowym” logo, to nie stanowiących własność żadnego koncernu, lecz prowadzonych w formie franczyzy. Większość stacji paliwowych w Polsce i chyba wszystkie sklepy nocne sprzedające alkohol prowadzą mikroprzedsiębiorcy. Sami stoją w nich za ladą, lub zatrudniają pojedyncze osoby. Choć przedsiębiorstwa tego typu są dezawuowane – często z powodów ideologicznych przez te same środowiska, które domagają się ograniczeń w sprzedaży alkoholu – to w rzeczywistości ich gospodarczego i kulturowego znaczenia nie sposób przecenić. Wprowadzenia zakazu nocnej sprzedaży alkoholu oznacza likwidację wielu z nich, nie połączoną bynajmniej ze zmniejszeniem sprzedaży tylko ze zwiększenie sprzedaży w dużych sieciach handlowych. Argumentowi, że jak „zabraknie alkoholu na jakiejś domówce” i nie będzie gdzie go kupić, to się go nie kupi i w związku z tym mniej wypije, można przeciwstawić argument, że idąc na taką „domówkę” zamiast jednej butelki wódki (w razie jak zabraknie to się „wyskoczy”) będzie się kupowało dwie (przecież się nie zmarnuje), ale obie zostaną kupione w jakiejś sieci handlowej.
Robert Gwiazdowski
Autor prezentuje własne poglądy i opinie
Śródtytuły pochodzą od redakcji.
Odtwarzacz wideo wymaga uruchomienia obsługi JavaScript w przeglądarce. Polsat News