Mój ulubiony Naczelny Sąd Administracyjny uznał za nieprawdziwe twierdzenia ministrów Kultury i Dziedzictwa oraz Sprawiedliwości, jakoby przez ostatnie lata „jednostki publicznej radiofonii i telewizji” nie realizowały „misji publicznej” tylko uprawiały PiSowski „hejt”, w związku z czym trzeba było przejąć nad nimi kontrolę bez względu na obowiązujące w demokratycznym państwie prawnym ustawy i urzeczywistnić zasady sprawiedliwości społecznej – jak to stanowi nasza prześwietna Konstytucja w art. 2 – jakoś tak bardziej „bezpośrednio”.
/123rf /123RF/PICSEL
No dobra. To lekki sarkazm na początek. Może NSA nie stwierdził tak tego dokładnie, ale z całą pewnością da się przeprowadzić taką derywacyjną, wielopoziomową wykładnię wyroku NSA, jak to robią niektórzy wykładając Konstytucję.
NSA uznał, że radiowo-telewizyjna opłata abonamentowa będzie dotyczyć nie tylko posiadaczy radioodbiorników lub telewizorów, lecz także osób korzystających z treści radiowych i telewizyjnych na urządzeniach mobilnych, takich jak smartfony czy laptopy.
Wiec przypomnę, że zgodnie z art. 2 ust. 1 ustawy z dnia 21 kwietnia 2005 roku o opłatach abonamentowych pobiera się rzeczone opłaty „za używanie odbiorników radiofonicznych oraz telewizyjnych”. Co więcej – zgodnie z art. 2 ust. 2 – „domniemywa się, że osoba, która posiada odbiornik radiofoniczny lub telewizyjny w stanie umożliwiającym natychmiastowy odbiór programu, używa tego odbiornika”.
Reklama
Kiedy płacisz, a kiedy nie?
Zacznijmy od tego, że na studiach, i to nawet na „logice dla prawników” (nie mówiąc już o normalnej logice dla normalnych ludzi), uczą, że spójnik „oraz” jest spójnikiem łącznym i oznacza, iż muszą być spełnione oba warunki albowiem spójnik ów uznaje się powszechnie za językowy wykładnik koniunkcji.
Ale taka logika to od dawna u „nasz” (albo „w ten kraj”) nie obowiązuje. Skoro bowiem, zgodnie z art. 3 ust 1 ustawy „wysokość miesięcznej opłaty abonamentowej w danym roku kalendarzowym inną kwotę „za używanie odbiornika radiofonicznego” i inną (wyższą oczywiście) „za używanie odbiornika telewizyjnego albo odbiornika radiofonicznego i telewizyjnego”, to derywacyjnie i wielopoziomowo można śmiało „olać” spójniki logiczne i jakieś tam koniunkcje w innym artykule i zamiast stwierdzić, że na podstawie niespójnej logicznie ustawy żadnych danin publicznych nakładać, jaką tam opłatę jednak nałożyć. I tak trzeba się cieszyć, że przynajmniej w tym artykule nasz z definicji racjonalny ustawodawca użył spójnika rozłącznego.
Ergo – jak masz w samochodzie radio to płacisz, nawet jak w domu nie masz telewizora. Ale ostatnio w samochodach nie montują już „odbiorników” tylko ekrany. Więc NSA podążył za duchem czasu.
Ciekawe, bo tego to NSA nie rozstrzygnął, czy smartfon lub laptop mają robić za odbiornik radiowy, czy za telewizyjny – bo przecież wysokość opłaty jest inna. W sumie można na nich korzystać nie tylko z fonii ale i z wizji, więc opłata będzie wyższa. Dla posiadaczy samochodów to gorzej, bo jak nie mieli w domu telewizora, to płacili mniej za samo radio w samochodzie. A teraz w samochodzie będą mieć „telewizor”.
Nieważne za co, lecz w jakim celu
Ale dlaczego ma być w ogóle jakakolwiek opłata „za używanie odbiorników radiofonicznych oraz telewizyjnych” skoro ktoś żadnego „odbiornika” nie posiada, wiec nie można domniemywać, że go używa?
Otóż zgodnie z art. 2 ust. 7 ustawy „odbiornikiem radiofonicznym albo telewizyjnym, w rozumieniu przepisów, jest urządzenie techniczne dostosowane do odbioru programu”. Więc smartfon oraz (albo) laptop są odbiornikami w rozumieniu ustawy.
Ale NSA „poleciał” dalej i uznał, że nie ważne jest „za co” pobiera się opłaty abonamentowe, lecz w jakim celu się je pobiera. Bo zgodnie z art. 1 ustawy „opłaty abonamentowe pobiera się w celu umożliwienia realizacji misji publicznej (…) przez jednostki publicznej radiofonii i telewizji”. Czyli, dokonując onej „wielopoziomowej, derywacyjnej” wykładni prawa cel jest najważniejszy. I słusznie. Przecież wiadomo już od Machiavellego, że „cel uświęca środki”. Więc NSA mógł „uświęcić” smartfony i laptopy.
Co więcej, skoro „domniemywa się, że osoba, która posiada odbiornik używa tego odbiornika” to pewnie można również domniemywać, że „jednostki publicznej radiofonii i telewizji”, które są w stanie realizować misję publiczną, to ją realizują, a osoba która nie posiada odbiornika radiowego oraz (albo) telewizyjnego, to na smartfonie lub laptopie będzie odbierała programy „misyjne” nadawane przez „jednostki publicznej radiofonii i telewizji”?
Na pocieszenie przypomnę, że choć – zgodnie z art. 2 ust 4 ustawy – „opłatę abonamentową uiszcza się za każdy odbiornik radiofoniczny i telewizyjny”, to na szczęście „z zastrzeżeniem ust. 5”, który stanowi, że „niezależnie od liczby odbiorników radiofonicznych i telewizyjnych używanych przez osoby fizyczne w tym samym gospodarstwie domowym lub w samochodzie stanowiącym ich własność” uiszcza się tylko jedną z opłat. Więc nie ma co narzekać. Aczkolwiek jednak ponarzekam. I coś młodszym czytelnikom przypomnę. Gdy zdominowany przez SLD Sejm za premierostwa Marka Belki uchwalał w 2005 roku ustawę o opłatach abonamentowych, to przyszły premier Donald Tusk obiecywał ich zniesienie. Tak, że tak…
Robert Gwiazdowski, adwokat, prof. Uczelni Łazarskiego
Autor felietonu prezentuje własne opinie i poglądy.
Śródtytuły pochodzą od redakcji.
Jeśli chcesz otrzymywać powiadomienia Messengerem o kolejnych felietonach Roberta Gwiazdowskiego kliknij tutaj
Odtwarzacz wideo wymaga uruchomienia obsługi JavaScript w przeglądarce. INTERIA.PL