Na przełomie 2001/2002 roku, gdy z władzą żegnał się prawicowy rząd AWS Jerzego Buzka i obejmował ją lewicowy rząd SLD Leszka Millera, niezależne i obiektywne media prześcigały się w tropieniu afer korupcyjnych w Orlenie. Wtedy rządy były przekazywane bardziej koncyliacyjnie.
/Tomasz Jastrzębowski /Reporter
Robert Gwiazdowski
Już na dwa dni przed wyborami parlamentarnymi we wrześniu 2001 roku, gdy wiadomo było, że rządzący przegrają je z kretesem, minister sprawiedliwości i prokurator generalny wraz z prokurator (wtedy jeszcze nie mówiło się „prokuratorka”) będącą rzecznikiem prasowym prokuratury generalnej, złożyli w niezależnej i obiektywnej telewizji publicznej donos na własny rząd i zarząd Orlenu o „niesłychanej korupcji na co najmniej 20 miliardów złotych”. Po wyborach do tego nikt już oczywiście nie wrócił. Pozew złożony przez Orlen przeciwko TVP, po zmianie zarządu został cofnięty. Ale trzeba było zmienić zarząd.
Reklama
Dwie dekady temu już zatrzymywano prezesa Orlenu
Zarząd powołuje i odwołuje rada nadzorcza. Ale nie chciała go ona odwołać, choć ówczesny minister Skarbu Państwa domagał się jego natychmiastowej dymisji prezesa. Ciekawe, że członkowie rady uważani za „ludzi poprzedniego rządu” to akurat chcieli. Nie chcieli członkowie niezależni. Więc trzeba było radę zmienić. Ale jej członków powołuje i odwołuje walne zgromadzenie akcjonariuszy. Zostało ono nawet przez zarząd zwołane na 21 lutego 2002 roku. Nie było jednak pewności jak się ono zakończy, albowiem porównywalną do Skarbu Państwa liczbę akcji Orlenu miał wówczas Bank of New York. Takie to były czasy.
Pewien znany profesor przedstawił opinię prawną, że umowa depozytowa Orlenu z bankiem jest… nieważna. Bo on takiej dokonał wykładni prawa. Nie przeszkadzało przy tym profesorowi, że inna spółka, w której radzie nadzorczej w tym samym czasie zasiadał, miała z tym samym bankiem taką samą umowę.
Mając taką opinię, i informacje z niezależnych mediów o korupcji w Orlenie, Skarb Państwa postanowił nie czekać do 21 lutego, tylko zastraszyć radę nadzorczą, żeby jednak szybciej odwołał zarząd. Służby specjalne zatrzymały (jak uznał później sąd – nielegalnie) prezesa Orlenu. Oczywiście nie za korupcję na 20 miliardów złotych, tylko za to, że 5 lat wcześniej przekazał poufną informację o planach innej spółki innemu prezesowi, który o tym zeznał przebywając w areszcie wydobywczym. Po latach tenże prezes został co prawda uniewinniony, ale jeden z członków rady nadzorczej się przestraszył, i większością głosów rada odwołała prezesa następnego dnia po jego zatrzymaniu. A kancelaria prawna profesora, który przygotował opinię, że umowa Orlenu z bankiem jest nieważna, przez lata pracowała dla Orlenu.
Kulisy zdarzenia opisały media. Wybuchła afera
Kulisy tego zdarzenia dwa lata później opisała „Gazeta Wyborcza”. Wybuchła afera. Sejm powołał komisję śledczą do zbadania „zarzutu wykorzystania służb specjalnych do nielegalnych nacisków na organa wymiaru sprawiedliwości w celu uzyskania postanowień służących do wywierania presji na członków Zarządu PKN Orlen S.A.” Komisja oczywiście niczego nie wyjaśniła, ale wbiła gwóźdź to trumny rządu Leszka Millera, o utorowało drogę do rządów POPiS. Młodzieży przypomnę, że po wyborach parlamentarnych w 2005 roku miała nawet powstać taka właśnie koalicja, ale ostatecznie zamiast wspólnie, rządzą na przemian.
Dlaczego o tym teraz wspominam? Bo: czytam o aferach korupcyjnych w Orlenie, którego zarząd zwołał właśnie walne zgromadzenie akcjonariuszy (tym razem jednak trochę wcześniej bo już na 6 lutego 2024 roku). Ale obecny minister Skarbu Państwa (resortem odpowiedzialnym za nadzór nad spółkami Skarbu Państwa od 2019 roku jest Ministerstwo Aktywów Państwowych – red.) też domaga się natychmiastowej dymisji prezesa. Pewien znany profesor (inny) przedstawił więc opinię prawną, że prezesa to może wyrzucić minister Skarbu Państwa z dnia na dzień. Bo on takiej dokonał wykładni prawa. Nie przeszkadza przy tym profesorowi, że w statucie spółki stoi jak wół, że „Członka Zarządu powołanego przez podmiot uprawniony do wykonywania praw z akcji należących do Skarbu Państwa odwołuje Rada Nadzorcza”.
Ale tym razem być może wystarczająco dużo członków rady uważanych za „ludzi poprzedniego rządu” nie przejdzie na stronę nowego. Choć poprzednim razem to akurat przeszło i PiS nie musiał zmieniać rady, żeby od razu, już w grudniu 2015 roku, odwołać prezesa powołanego przez PO.
No i jeszcze crème de la crème: do służb specjalnych wracają ci, którzy w nich byli w 2002 roku, gdy zatrzymywały one ówczesnego prezesa. Szkoda, że jestem na diecie. Kupiłbym sobie popcorn i piwo.
Robert Gwiazdowski
Autor felietonu prezentuje własne poglądy i opinie.
Śródtytuły pochodzą od redakcji.
***
Jeśli chcesz otrzymywać powiadomienia Messengerem o kolejnych felietonach Roberta Gwiazdowskiego kliknij tutaj
Odtwarzacz wideo wymaga uruchomienia obsługi JavaScript w przeglądarce. INTERIA.PL