Ze Starej – zdawałoby się zamożnej – Unii Europejskiej odpływa ok. 400 mld dolarów kapitału rocznie niekoniecznie do krajów demokratycznych, a część z tych pieniędzy zasila autorytarne reżymy. A skąd mają brać pieniądze na rozwój znacznie młodsze i raczkujące demokracje? Trzeba dołożyć wszelkich starań, by przepływy kapitałowe powiązać ze wspieraniem demokracji – twierdzą eksperci Europejskiego Kongresu Finansowego.
/123RF/PICSEL
„W warunkach widocznych napięć gospodarczych, niedopuszczalne jest aby kapitał z krajów demokratycznych, wysokorozwiniętych, płynął do państw o reżimie autorytarnym i w pośredni sposób finansował działania rządów łamiących praworządność i wzniecających konflikty zbrojne” – napisali w rekomendacjach przyjętych na zakończenie czerwcowego EKF.
„Ważne jest zatem powiązanie globalnych przepływów kapitałowych z poziomem demokracji” – dodali.
Cała Europa potrzebuje inwestycji jak nigdy dotąd, żeby podnieść konkurencyjność swojej gospodarki. W tegorocznym raporcie „Przyspieszyć rozwój Europy: Konkurencyjność w nowej erze” („Accelerating Europe: Competitiveness for a new era„) analitycy McKinsey Global Institute wyliczyli, że Europa potrzebuje uruchomić dodatkowo 400 mld dolarów rocznie inwestycji korporacji i funduszy emerytalnych na finansowanie wzrostu. A właśnie taka kwota co roku zamiast napływać – ucieka. Podobnie sytuacja ma się z bezpośrednimi inwestycjami zagranicznymi. Stary Kontynent przyciągnął 90 mld dolarów przez pierwsze trzy kwartały 2023 roku, gdy USA – 300 mld dolarów.
Reklama
Finansowania rozwoju potrzebują pilnie młode, rozwijające się demokracje, jak np. Polska. Są poważne obawy, że wobec skali potrzeb – do których, co kluczowe i kosztowne, dołączyły jeszcze nakłady na obronność – krajowe zasoby oszczędności nie wystarczą. Z dyskusji podczas EKF jednoznacznie wynikało, że kapitał sam z siebie demokracji nie kocha, a nawet jej nie potrzebuje i znakomicie dogaduje się z różnej maści satrapami.
– Wiara w zysk jest silniejsza niż wiara w demokrację – mówił podczas sopockiego EKF Zbigniew Jagiełło, prezes banku PKO BP w latach 2009-21.
Kapitał nie może iść tam, gdzie chce
Tymczasem stosunek do całkowitej swobody przepływów kapitałowych stopniowo ewoluuje, czemu wyraz dał niedawno Międzynarodowy Fundusz Walutowy, dla którego swoboda ta była w przeszłości jedną z najważniejszych zasad. Po napaści Rosji na Ukrainę i wprowadzeniu przez Unię embarga na rosyjskie surowce okazało się, jak ważna dla gospodarki jest energia, na co wcześniej mało kto zwracał uwagę, bo po prostu była dostępna, i była tania.
Dodajmy, że wydobycie rosyjskiej ropy i gazu do wybuchu wojny wspierały ogromne inwestycje zachodnich koncernów energetycznych wraz z obfitym transferem technologii. Teraz pozyskiwanie w Europie taniej, zielonej energii, to kwestia „być albo nie być” dla konkurencyjności gospodarki całego Kontynentu.
– Cena elektryczności w Europie musi być 2-3 razy niższa, żeby przemysł w Europie był konkurencyjny – mówił podczas Sven Smit, przewodniczący McKinsey Global Institute, starszy partner w globalnej firmie doradczej McKinsey & Company. Dodał, że nad każdym krajem, który nie będzie miał własnej taniej energii, będzie wisieć groźba destabilizacji gospodarki i inflacji.
Co w takim razie można zrobić, żeby zachęcać kapitał do wyboru właściwych kierunków przepływów, które tonęły np. w syberyjskiej tundrze? Przypomnijmy, że konieczność „zielonej transformacji” spowodowała rozwój nowego rodzaju instrumentów finansowych powiązanych z inwestycjami w czyste technologie. Powstał model „zielonych” papierów dłużnych, który można wykorzystać.
Rekomendacje EKF
Eksperci EKF twierdzą, że możliwe jest rozwijanie finansowania dłużnego, opartego o marżę powiązaną z wypełnianiem celów w zakresie rozwoju demokracji. Takie papiery dłużne Democracy-Linked Bonds and Loans przynosiłyby korzyści dla emitentów i inwestorów. Potrzebne byłoby do tego opracowanie rynkowego standardu (Democracy-Linked Bonds and Loans Principles). Tym mogliby się zając europejscy i amerykańscy regulatorzy rynków kapitałowych.
Ważne, że demokrację da się zmierzyć. Badania nad „pomiarem” demokracji prowadzi bardzo wiele instytucji międzynarodowych, organizacji pożytku publicznego, ośrodków badawczych. Jednym z szeroko wykorzystywanych jest Indeks Demokracji publikowany przez Economist Intelligence Unit. Dzieli on kraje na cztery kategorie, według określonych kryteriów: pełnej demokracji, demokracji ułomnej, reżymów hybrydowych i reżymów totalitarnych. W Polsce od trzech lat grupa naukowców kierowanych przez byłego wicepremiera, profesora Jerzego Hausnera oblicza Indeks Wiarygodności Ekonomicznej Polski, w którego skład wchodzą między innymi wskaźniki obejmujące respektowanie zasad praworządności. Wynika z tego, że opracowanie rynkowego „standardu demokracji” jest możliwe.
Eksperci EKF uważają, że możliwe jest także, aby agencje ratingowe w swoich ocenach perspektyw wypłacalności kraju uwzględniały ryzyka związane z inwestowaniem w dług państw autorytarnych. Przypadek Rosji powinien być przestrogą. Po napaści na Ukrainę, Rosja została objęta międzynarodowymi sankcjami, a to oznaczało dla instytucji finansowych i inwestorów utratę wartości tamtejszych aktywów. Zachodnie koncerny energetyczne będące mniejszościowymi udziałowcami rosyjskich przedsiębiorstw paliwowych musiały robić gigantyczne odpisy.
Nawet jeżeli związek pomiędzy kapitałem (czy też szerzej, kapitalizmem jako ustrojem ekonomicznym) a demokracją nie jest wcale oczywisty, w epoce hiperglobalizacji uległ ochłodzeniu, jak w znudzonym sobą małżeństwie, pewne jest jedno. To demokracja powinna używać kapitału dla swoich celów a nie na odwrót.
Jacek Ramotowski
Odtwarzacz wideo wymaga uruchomienia obsługi JavaScript w przeglądarce. INTERIA.PL