Około 1000 pracowników firmy Damiana Ogrodowskiego, biznesmena z okolic Rybnika, zostało po jego śmierci bez pracy i wynagrodzeń. Swoje pieniądze próbują odzyskać także kontrahenci tragicznie zmarłego przedsiębiorcy. Sprawę opisuje dziennik „Fakt”.
/123RF/PICSEL
Damian Ogrodowski był przedsibiorcą z okolic Rybnika. W marcu zginął w wypadku samochodowym w Ustroniu. „Jego sportowy mercedes wbił się z impetem w tył ciężarówki” – opisuje „Fakt”. Prokuratura Rejonowa w Cieszynie nadal wyjaśnia okoliczności wypadku.
Śmierć biznesmena okazała się dramatem nie tylko dla jego rodziny. Praktycznie z dnia na dzień bez źródła utrzymania znalazło się także około 100 pracowników firm, którą prowadził Ogrodowski. Co gorsza, zgodnie z ustaleniami dziennika, droga od wypłaty zaległych wynagrodzeń nie jest prosta. Okazuje się także, że jeszcze przed śmiercią przedsiębiorcy jego firmy były na równi pochyłej.
Reklama
Szef zginął, wypłacać pensji nie ma komu
Damian Ogrodowski prowadził w Jejkowicach (woj. śląskie) wraz z żoną trzy przedsiębiorstwa – podaje „Fakt”. „Byliśmy na miejscu (…). Wszystko pozamykane” – relacjonuje dziennik. Po śmierci biznesmena właścicielka terenu wynajmowanego na działalność firm wypowiedziała wdowie po Ogrodowskim umowę. Kobieta nie zdradziła „Faktowi”, czy mieli oni wobec niej jakieś długi.
Jednak zgodnie z ustaleniami dziennikarzy gazety, biznesmen pozostawił nieuregulowane zobowiązania wobec innych kontrahentów. – W moim przypadku było ok. 30 tys. zł, chodzi o jedną z inwestycji, którą wykonywaliśmy w Jastrzębiu-Zdroju. Sprawa ciągnie się od dwóch lat – opowiada jedna z osób, z którymi rozmawiał „Fakt”.
W bardzo trudnym położeniu znaleźli się także pracownicy Ogrodowskiego. Problemy z wypłatą wynagrodzeń miały zacząć się jeszcze przed śmiercią przedsiębiorcy. – Wypłaty za styczeń były już z opóźnieniem. Za luty i marzec wynagrodzeń nie było wcale. Dzwoniliśmy do szefa, ciągle obiecywał, że wynagrodzenia będą. W końcu przyszedł czas, że przestał odbierać od nas telefony. Tak trwaliśmy w nadziei, aż do wypadku – cytuje jednego z pracowników „Fakt”.
Osoby zatrudniane przez przedsiębiorcę nie mają także kontaktu z żoną zmarłego. Zgodnie z informacjami przekazanymi dziennikowi przez Państwową Inspekcję Pracy, żeby dostać należne wynagrodzenia, pracownicy Ogrodowskiego muszą iść do sądu.
Odtwarzacz wideo wymaga uruchomienia obsługi JavaScript w przeglądarce. INTERIA.PL