Wakacje kredytowe to zły i kosztowny sposób bardzo wątpliwej pomocy dla kredytobiorców. Lepiej, żeby głównym narzędziem pomocy był Fundusz Wsparcia Kredytobiorców, na który składają się banki, i który został powołany do tego właśnie celu – uważają bankowcy. Negatywne opinie o wakacjach mają nie tylko bankowcy – także instytucje wchodzące w skład sieci bezpieczeństwa finansowego.
/123RF/PICSEL
– Sektor bankowy konsekwentnie będzie sygnalizował, że głównym narzędziem pomocy będzie Fundusz Wsparcia Kredytobiorców. To jest rozwiązanie instytucjonalne, korzystniejsze dla klienta niż chwilowa ulga w postaci „wakacji kredytowych” – mówił na konferencji prasowej Związku Banków Polskich jego prezes Tadeusz Białek.
Co banki mogą mieć przeciwko „wakacjom”, które w Polsce zaczęły się w II połowie 2022 roku i trwały przez cały 2023 rok? Przede wszystkim to, że kosztowały je w sumie ok. 14 mld zł. No dobrze – powie ktoś – te pieniądze zabrane zostały bogatym bankom, a zostały w kieszeni biednych kredytobiorców. Otóż nie. Kredytobiorcy, którzy potrzebowali ulgi w postaci „wakacji” bo i tak będą musieli swoje raty zapłacić, tylko później. A ci, którzy wakacji nie potrzebowali, bo dobrze zarabiają, naprawdę na „wakacjach” zyskali. W jaki sposób?
Reklama
Bo nadpłacali swoje kredyty. Kwotą zaoszczędzoną na „wakacjach” zmniejszali swoje zobowiązanie, czyli – wielkość kapitału pozostałego do spłaty. A jak wiadomo właśnie kapitał jest oprocentowany i każda rata składa się z części kapitałowej i odsetkowej. Dzięki temu mają nie tylko mniej kapitału do spłaty, ale też niższe odsetki we wszystkich przyszłych ratach. W ten sposób na wakacjach podwójnie zyskali. Ale – w takim razie – powstaje problem czy korzystać z takich transferów powinni bogaci?
Bogatsi nadpłacali kredyty hipoteczne
Biuro Informacji Kredytowej podało, że w 2022 roku, kiedy można było na „wakacje” wysłać cztery rat kredytu hipotecznego w złotych nadpłaty zobowiązań wyniosły ponad 52 mld zł, czyli prawie dwa razy tyle, co rok wcześniej. Danych za cały 2023 rok jeszcze nie znamy, ale w sumie wakacje obejmowały też cztery raty – jedną w każdym kwartale. Można przypuścić, że co bogatsi kredytobiorcy postąpili podobnie.
– Przedłużenie wakacji jest nieuzasadnione, wbrew wytycznym Europejskiego Urzędu Nadzoru Bankowego, który nie raz podkreślał, że moratoria powinny mieć charakter zupełnie wyjątkowy – powiedział Tadeusz Białek.
Nowy rząd przedstawił niedawno nowy projekt „wakacji” z większymi ograniczeniami, ale bankowcy mówią, że nie są one wystarczające. W tym roku miałyby one kosztować banki 3,6 mld zł. Pierwsze ograniczenie jest takie, że z wakacji mogliby skorzystać kredytobiorcy, których rata przekracza 35 proc. dochodu. Drugie – że na wakacje nie można by wysłać kredytu przekraczającego 2 mln zł. No dobrze mówią bankowcy – ale przecież prawie nikt takich kredytów nie bierze. Z danych banków wynika, że kredyty na milion zł stanowią zaledwie 1,5 proc. wszystkich udzielonych.
I podają przykłady. Załóżmy, że kredytobiorca zaciągnął kredyt na 2 mln zł z okresem spłaty 25 lat, przy stopie referencyjnej 5,75 proc. i marży banku – 2 proc. Mógłby skorzystać z „wakacji” nawet przy łącznych dochodach na poziomie ponad 43 tys. zł netto. Oczywiście – 43 tys. zł netto miesięcznie. Musiałby rzecz jasna mieć nie mniejsze dochody, żeby dostać tak duży kredyt, by wykazać się zdolnością kredytową. Jego rata wynosiłaby nieco ponad 15 tys. zł, a zatem na życie pozostawałoby mu ponad 28 tys. zł miesięcznie. Słowem – na biednego nie trafiło.
– Granica 2 mln zł to mało poważne (…) To iluzoryczny próg wakacji kredytowych – powiedział Tadeusz Białek.
Jak żyć, kiedy się spłaca milion zł kredytu?
Spójrzmy na inny przykład. Kredytobiorca zaciągnął kredyt na 1 mln zł, przy takim samym okresie kredytowania, stopie referencyjnej i marży. Mógłby skorzystać z „wakacji” już wtedy, gdy ma dochód netto 21,5 tys. zł (ok. 31 tys. zł brutto). Jego rata kredytu wynosi nieco ponad 7,5 tys. zł. Po spłaceniu raty kredytu, ma nadal do dyspozycji miesięcznie ponad 14 tys. zł. To nie pomyłka – nie 1400 zł, ale 10 razy tyle. Czy naprawdę trzeba mu pomagać?
– Wiele osób dobrze sytuowanych w dalszym ciągu będzie mogło skorzystać z „wakacji” – mówiła Agnieszka Wachnicka, wiceprezes ZBP.
– W ocenia banków jest to rozwiązanie niepotrzebne, nieprawidłowe, nie może być kwalifikowane jako mechanizm pomocowy (…) Pozornie jedynie wspierające kredytobiorcę, gdyż zawieszenie jednej raty nie jest rozwiązaniem, które wspomaga jego płynność – dodała.
Do tej pory negatywnie o kolejnych „wakacjach” wypowiedziały się instytucje tworzące sieć bezpieczeństwa finansowego, czyli NBP, Bankowy Fundusz Gwarancyjny i Komisja Nadzoru Finansowego. Przypomnijmy, że ich opinia była negatywna także w 2022 roku, kiedy sprawa wprowadzenia wakacji przez rząd PiS była przedmiotem dyskusji w Komitecie Stabilności Finansowej. Rząd wprowadzając wtedy „wakacje”, pomimo ich stanowiska, naruszył ustawę o nadzorze makroostrożnościowym. Teraz rząd ma mocny argument, żeby kolejnych „wakacji” nie wprowadzać.
Bankowcy mówią – jest Fundusz Wsparcia Kredytobiorców i korzystajmy z tego instrumentu, jeśli chcemy wspierać tych, którzy wplątali się w hipoteki, a sytuacja życiowa spowodowała, że rzeczywiście mają kłopot z ich spłatą. Przypomnijmy, że rządowy projekt przewiduje obniżenia wskaźnika raty do miesięcznego dochodu z 50 do 40 proc., żeby ze wsparcia można było już skorzystać.
W myśl rządowej propozycji dochód rozporządzalny, jaki ma pozostać po spłacie raty, ma zostać podwyższony z dwukrotności do dwu i półkrotności tzw. minimum socjalnego, czyli z 1320 zł do 1650 zł na osobę w gospodarstwie domowym oraz z 1552 zł do 1940 zł dla w przypadku singli.
Jak ma działać wsparcie z FWK
Samo wsparcie – czyli spłata kredytu przez FWK – ma być podniesione z maksymalnie 2 tys. zł do 3 tys. zł przez okres do 40 miesięcy (zamiast trzech lat). Ma być ono w przyszłości spłacone, ale przez maksymalnie 200 miesięcy, a nie 144 – jak było do tej pory. Raty te są nieoprocentowane. Jeśli beneficjent pomocy będzie ją regularnie spłacał, to umorzone może zostać 39,6 tys. zł zamiast 22 tys. zł, jak jest do tej pory.
– Umorzenie wsparcia przez FWK jest tym mechanizmem, który daje rzeczywiste wsparcie – powiedziała Agnieszka Wachnicka.
Bankowcy w tych zmianach widzą jednak pewne dziury. Chodzi o to, że jeśli ktoś przychodzi do banku i składa wniosek o kredyt, bank zobowiązany jest policzyć jego zdolność kredytową. Ale co będzie, jeśli udzieli kredytu „na maksa”, a to równocześnie będzie oznaczało, że następnego dnia kredytobiorca może się zgłosić do FWK po pomoc? Bankowcy policzyli, że teoretycznie są możliwe takie przypadki i dlatego banki będą musiały „obniżać” zdolność kredytową, a zatem i kwotę udzielanego kredytu. Z wyliczeń tych wynika, że najgorzej na tym wyszłyby rodziny wielodzietne i w niektórych przypadkach zdolność kredytowa obniżyłaby się nawet o 30 proc.
Choć bankowcy deklarują, że utożsamiają się ze wsparciem z FWK, uważają, ze projekt trzeba by jeszcze dopracować by uniknąć niekorzystnych dla kredytobiorców sytuacji.
„Mieszkanie na start” i co dalej?
„Mieszkanie na Start” to zarys kolejnego rządowego programu, który ma zastąpić tzw. Bezpieczny kredyt 2 proc. wprowadzony przez rząd PiS. Pieniądze na program PiS się już skończyły, ale zdążył on niebotycznie napompować ceny na rynku nieruchomości. Od 2 stycznia banki zobligowane, żeby nie przyjmować więcej wniosków o kredyt „2 proc.”.
Do tej daty spłynęło do nich 101 tys. 888 wniosków, a zawarły 56 tys. 942 umowy.
Nowy program przewiduje, że wysokość kredytu nie będzie limitowana, ale limitowana będzie kwota preferencyjnego kredytu – do 200 tys. zł dla singla, do 600 tys. zł dla gospodarstw 5-osobowych). Pozostała część kredytu będzie miała warunki rynkowe. Ponieważ mają być limity, jeśli chodzi o cenę metra kwadratowego nieruchomości, program ten nie powinien napompować cen tak, jak kredyt „2 proc.”, a poza tym wspiera raczej rodziny uboższe i wielodzietne. Oprocentowanie (dla części kredytu ma wynosić od 1,5 proc. w przypadku singli i 2-osobowych gospodarstw domowych do 0 proc. w przypadku rodzin 5-osobowych i większych. Kryterium dochodowe (120 tys. zł brutto rocznie) ma być modyfikowane wraz z liczbą osób w gospodarstwie domowym.
Wszelkie dopłaty do kredytów bankowcy przyjmują z pocałowaniem ręki, gdyż zapewniają im większy popyt na kredyt „obchodząc” w ten sposób wysokość stóp procentowych. Zwracają jednak uwagę, że jakikolwiek program mający na celu wsparcie kupowania mieszkań powinien być pomyślany na dłużej niż dwa lata, gdyż cykl inwestycyjny w budownictwie trwa 3-5 lat. Wtedy dopiero jest szansa na spotkanie się podaży z popytem. W innej sytuacji rynek może pozostać rozchwiany.
Jacek Ramotowski
Odtwarzacz wideo wymaga uruchomienia obsługi JavaScript w przeglądarce. INTERIA.PL