Według nieoficjalnych informacji Polityki Insight rząd zamroził realizację atomu w Pątnowie pod Koninem. – Wokół inwestycji panuje cisza, nie jestem zaskoczony – ocenia prof. inż. Władysław Mielczarski. Mamy również stanowisko PGE.
Na zdjęciu elektrownia jądrowa Flamanville we Francji (Getty Images, Bloomberg via Getty Images Bloomberg, Nathan Laine)
Przypomnijmy, że elektrownię jądrową w Pątnowie miał realizować koreański koncern KHNP. Jednakże wspólny projekt Zygmunta Solorza i kontrolowanej przez państwo PGE staje pod znakiem zapytania – wynika z nieoficjalnych doniesień Polityki Insight.
Zespół Elektrowni Pątnów Adamów Konin (ZE PAK), zakładał budę elektrowni jądrowej z dwoma koreańskimi reaktorami APR1400 o łącznej mocy 2,8 GW w Pątnowie.
Już kilka dni temu w tej sprawie wypowiadał się Maciej Bando, pełnomocnik rządu ds. strategicznej infrastruktury energetycznej.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Zobacz także: Wielkie show w Korei Północnej. Putin witany jak król
– Dopóki nie ma rozstrzygnięcia sporu technologicznego USA-Korea o atom nie możemy podejmować takiego ryzyka – wyjaśniał Bando, cytowany przez biznesalert.pl.
Cisza wokół elektrowni
– Nie jestem zaskoczony, biorąc pod uwagę, to co mówił pełnomocnik rządu ds. strategicznej infrastruktury energetycznej Maciej Bando. Mówił, że trwają prawne spory między Koreańczykami i Amerykanami w kontekście własności technologii i że bez wyjaśnienia tej sprawy projekt kontynuowany nie będzie. To i tak niewiele zmienia, bo wokół Pątnowa jest cisza. Nie ma informacji dotyczących budowy czy zaawansowania projektu. W Choczewie przynajmniej są badania środowiskowe, chociaż je zaskarżono – ocenił prof. inż. Władysław Mielczarski z Politechniki Łódzkiej.
Elektrownia według pierwotnych planów miała powstać w 2035 r. w Koninie-Pątnowie w gminie Konin w Wielkopolsce, na terenach graniczących z obecną elektrownią Grupy ZE PAK.
– Najważniejszą rzeczą przy każdej inwestycji jest pytanie, kto weźmie finansową odpowiedzialność za jej realizację? W Choczewie są to upaństwowione Polskie Elektrownie Jądrowe (PEJ). A w Pątnowie byłby to podmiot prywatny ZE PAK w partnerstwie z Polską Grupą Energetyczną. Czy w takiej sytuacji wchodziłoby w grę partnerstwo prywatno-publiczne? – zastanawia się nasz rozmówca.
Zobacz także:
Francuzi chcą atomu w Polsce. "Opóźnienia zdarzają się wszystkim"
PGE w komentarzu nadesłanym do naszej redakcji odpowiada, że spółka „jest na bardzo wstępnym etapie analizy projektu”.
„Jego struktura i sposób organizacji zostały zdeterminowane przez poprzedni rząd. Realizacja tak kluczowego projektu infrastruktury energetycznej musi być wpisana w całościową strategię rządu, dotyczącą rozwoju i docelowego modelu segmentu energetyki jądrowej w naszym kraju. Tak ważnych i krytycznych dla krajowego bezpieczeństwa energetycznego inwestycji nie można realizować z pominięciem całościowej strategii rządu w tym zakresie. Kluczowe są więc polityczne decyzje i to rząd określi, które projekty, i w jakich lokalizacjach będą przedmiotem dalszych, szczegółowych analiz technicznych” – czytamy w mailu od PGE.
Wiele lat czekania?
W gminie Choczewo na Pomorzu ma powstać pierwsza elektrownia jądrowa w Polsce. Inwestycja ma zostać zrealizowana na podstawie amerykańskiej technologii reaktorów AP1000.
Prof. Mielczarski zaznaczył, że kluczem przy budowie elektrowni jądrowej jest dostępność urządzeń i sprzętu. – Stąd w „kontekście atomu w Pątnowie, ale i Choczewie, jest więcej pytań niż odpowiedzi”.
Przy budowie reaktorów jądrowych łańcuch dostaw jest niezwykle skomplikowany i musi działać nawet z trzyletnim wyprzedzeniem. Trzeba mieć na to pieniądze jeszcze przed złożeniem zamówienia. Obecnie urządzenia dla elektrowni jądrowych mogą dostarczyć Chińczycy oraz Rosjanie, bo oni budują takie elektrownie i mają rozwinięte łańcuchy dostaw urządzeń, ale od nich raczej nie kupimy żadnej elektrowni jądrowej – zaznacza ekspert.
W takiej sytuacji zdaniem prof. Mielczarskiego zostaje Francja, która ma mniejsze moce przerobowe, bo jest zaangażowana w budowę trzech reaktorów w elektrowniach Hinkley Point i Flamanville.
– Francja nie będzie miała, takich mocy przerobowych, aby ewentualnie dostarczyć nam urządzenie do elektrowni jądrowej przed rokiem 2040 r. Przed nami wiele lat przygotowań inwestycji w Choczewie – zauważa prof. Politechniki Łódzkiej.
Według niego zasadne jest pytanie o finansowanie inwestycji.
Zobacz także:
Wielka wycinka pod elektrownię jądrową na Pomorzu. "Praca wre"
– Koszt budowy elektrowni jądrowej, w podobnej technologii AP w USA, w elektrowni Vogle w stanie Wirginia, ocenia się na 17 mld dol. za jeden blok energetyczny. Oznacza to, że polska elektrownia gdzie mają pracować trzy takie bloki, kosztowałaby ponad 50 mld dol. (ponad 200 mld zł). Taka inwestycja jest możliwa do sfinansowania tylko przy znacznej pomocy publicznej, jak np. podatek atomowy, ale na to potrzeba zgody Unii Europejskiej i przejścia całej procedury przetargowej. My nie jesteśmy nawet na początku tej drogi. W Choczewie na razie postawiono płot i wycięto drzewa, ale to nie oznacza, że elektrownia tam powstanie – ocenia prof. Mielczarski.
Prof. Mielczarski odniósł się również do budowy małych reaktorów tzw. SMRów. Pomysł budowy takich reaktorów powstał w końcówce lat 40. ubiegłego wieku na potrzeby amerykańskiej armii dla baz arktycznych.
Zobacz także:
Małe reaktory jądrowe w Polsce. Są pierwsze lokalizacje
– Jednak poza zastosowaniami militarnymi SMR-y nie są stosowane, a najbardziej znana firma rozwijająca tę technologię NuScale z USA właśnie zbankrutowała. Kilka małych reaktorów zbudowano w Rosji dla lodołamaczy i zasilania w energię elektryczną i ciepło miast poza kołem podbiegunowym. Poza tym nie ma komercyjnych zastosowań tej technologii, a w dyskusjach podnoszone są bardzo duże koszty i problemy bezpieczeństwa. Szanse na cywilne zastosowania SMR-ów są niewielkie – zaznaczył prof. Mielczarski.