Susza daje się we znaki w całej Polsce. Coraz więcej gmin apeluje lub wprowadza zakaz używania wody do celów gospodarczych. Za podlanie trawnika lub napełnienie basenu mieszkańcy mogą zapłacić kary w wysokości 500 zł. Pojawiają się zalecenia, by brać prysznic i kupić zmywarkę do naczyń.
Susza w Polsce. Gminy wprowadzają zakazy związane z użyciem wody (Adobe Stock, Google Maps, af-mar, swiatwody.wordpress.com)
„Wprowadza się zakaz używania wody do podlewania ogródków przydomowych, działkowych, tuneli foliowych, trawników, upraw rolnych oraz napełniania basenów ogrodowych powyżej 200 l z wodociągu gminnego w godzinach 7-22 od 1 czerwca do 15 września każdego roku kalendarzowego” – informuje w komunikacie gmina Linia w powiecie wejherowskim na Pomorzu.
Wszystko z powodu „ponadnormatywnego zużycia wody” związanego z podlewaniem trawników oraz ogródków rano i wieczorem. W efekcie dochodzi do spadku ciśnienia i część mieszkańców ma problem z dostępem do wody.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Zobacz także: Jasny głos z rządu ws. CPK. "Będziemy realizować ten projekt"
Prysznic zamiast wanny
Wprowadzają zakaz, ale władze lokalne mają świadomość, że szybkiej poprawy nie będzie.
Już od lat w okresach letnich mamy problem z ilością wody, więc regularnie wprowadzamy ograniczenia. W okresie suszy mieszkańcy gminy zużywają więcej wody do podlewania trawników i ogrodów. Wtedy możliwości techniczne ujęć wody stają się ograniczone, spada ciśnienie w sieci wodociągowej i mieszkańcy narzekają, że brakuje wody nawet na cele bytowe – mówi w rozmowie z money.pl Tadeusz Klein, wójt gm. Linia.
Te cele bytowe, czy też socjalne, to: pranie, zmywanie, kąpanie się, higiena osobista. Apele i komunikaty wydawane są nie tylko na Pomorzu.
Wodociągi Podlaskie zaapelowały, żeby wody z wodociągów „używać jedynie do celów spożywczych i higienicznych mieszkańców oraz zwierząt gospodarskich. Brak reakcji ze strony odbiorców może skutkować czasowym zakłóceniem dostaw wody”.
Na terenach naszych gmin i miast zaczyna brakować wody, obserwuje się niski poziom wód w rzekach. Zjawisku towarzyszy zagrożenie pożarowe obszarów leśnych. W związku z tym należy podjąć działania mające na celu oszczędzanie wody pitnej – podkreślono w komunikacie.
Wskazano, że lepiej brać prysznic (zużycie 50 l wody) niż kąpiel w wannie (180 l). Spółka przypomina też o zakręcaniu wody przy myciu zębów i goleniu czy niezmywaniu naczyń pod bieżącą wodą. „Zainwestuj w zmywarkę do naczyń” – apeluje (zmywarka może zużyć od 5 do 30 l na cykl mycia).
„Kiedy tę samą liczbę naczyń umyjemy ręcznie, zużyjemy ok. 80 l wody. Różnica jest olbrzymia” – tłumaczą wodociągi. Przypominają też o zbieraniu deszczówki, naprawianiu zepsutych spłuczek czy zepsutego kranu.
Zobacz także:
Alarm w 14 województwach. Czekają nas duże zmiany. Będą zakazy
Setki regionów na mapie
Najtrudniejsza sytuacja panuje na wschodzie oraz w centrum Polski – wynika z „Mapy apeli i zakazów ograniczenia użycia wody wodociągowej” przygotowanej przez autorów bloga „Świat Wody”. Na razie mapa liczy kilkadziesiąt pozycji, ale w poprzednich latach ograniczenia wprowadzało od ponad 200 do blisko 400 gmin.
O racjonalne i oszczędne korzystanie z wody apeluje też gmina Chmielno na Pomorzu. Z kolei w gminie Brześć Kujawski w pow. Włocławskim „do odwołania” wprowadzono zakaz wykorzystywania wody do celów innych niż socjalno-bytowe”.
W Brwinowie na Mazowszu podobny zakaz funkcjonuje w godzinach 15-24, a w Wicku na Pomorzu wójt zaapelował o „ograniczanie poboru oraz oszczędne i racjonalne korzystanie z wody szczególnie w godzinach od 16 do 22”.
Jeszcze inną decyzję podjęto w gminie Liw (woj. mazowieckie). Mieszkańcy mają „bezwzględny zakaz” podlewania ogrodów oraz napełniania basenów od piątku do niedzieli do końca sierpnia.
Robert Fidos, wójt gminy Borkowice na Mazowszu, podkreśla, że takie zakazy nie są niczym nowym, ale w tym roku „jest poważniej”.
Były takie zakazy w lipcu, a teraz mamy jeszcze czerwiec. W naszym przypadku położone 25 lat temu rury po prostu nie są w stanie przerobić ilości pobieranej wody w czasie suszy. W latach 90. ludzie podlewali trawniki ze swoich studni, a teraz obniżył się poziom wód gruntowych – tłumaczy.
Zobacz także:
Już pół Polski na czerwono. Czekają nas wielkie zmiany. Wejdą zakazy
I dodaje, że w czasie suszy pobór wody jest nawet trzykrotnie większy od możliwości sieci. – Lata temu nie mogli tego przewidzieć. Ludzie po prostu cieszyli się, że są wodociągi. W jednej z wsi w naszej gminie czasem brakuje wody po południu, wystarczy, że ktoś podlewa u siebie trawnik gdzie indziej. Problem jest szczególnie na wzniesieniach. Ale jak deszcz spadnie, to wszystko wraca do normy – mówi Fidos.
Problematyczne ulewy
Problemy mogą w najbliższych latach jeszcze się pogłębiać. Jak wynika z najnowszego raportu Instytutu Uprawy Nawożenia i Gleboznawstwa, w kwietniu i maju stan suszy rolniczej, odnotowano w każdym województwie. Najgorzej było w Mazowieckiem, gdzie niedobory wody odnotowano w każdej gminie, w Lubelskiem (98,5 proc. gmin) oraz w Łódzkiem (prawie 98 proc.). W dwóch pierwszych województwach obszar objęty suszą pokrywał ponad połowę powierzchni regionu.
„Największe niedobory wody notowano na obszarze Wyżyny Lubelskiej, na Polesiu oraz na Nizinie Śląskiej od -170 do -189 mm. Duży deficyt wody wystąpił również na Nizinie Podlaskiej, Mazowieckiej oraz w Kotlinie Sandomierskiej od -150 do -169 mm. Na dużym obszarze Polski niedobór wody wynosił od -120 do -149 mm. W północnych oraz w południowych obszarach kraju niedobory wody były najmniejsze od -50 do -119 mm” – czytamy.
Było też cieplej. W kwietniu na części obszarów Polski zachodniej, północnej oraz północno-wschodniej temperatura była wyższa o 1,5-2 stopnie C. Natomiast na wschodzie temperatura przekraczała normę o 2-2,5 stopnia C.
W kwietniu najwięcej padało na północy i południu (od 40 do 70 mm, 100-180 proc. normy wieloletniej). Na pozostałej części Polski opady były już mniejsze od 10 do 40 mm, stanowiące od 40 do 100 proc. normy. Statystycznie na północy i południu kraju wody nie brakowało.
Notowane na naszych stacjach sumy opadów znajdują się w granicach w skali roku. Z powodu zmian klimatu mamy coraz więcej dni bez deszczu, a gdy już pada to intensywnie. Na papierze opady były wystarczające. Ale nie można odbudować zasobów wód gruntowych przy intensywnych burzowych opadach – tłumaczy Grzegorz Walijewski z Instytutu Meteorologii i Gospodarki Wodnej.
Z powodu suszy ziemia skostniała, przypomina beton. Dlatego ulewny deszcz nie jest w stanie przebić się przez tę „skorupę” i dochodzi w miastach do powodzi błyskawicznych tak jak w Bielsku-Białej oraz Gnieźnie. Potrzebne są regularne oraz mniej intensywne opady. Walijewski przypomina, że mamy suszę meteorologiczną, hydrologiczną i glebową.
– Szkoda, że ludzie zaczynają myśleć o wodzie, gdy zaczyna jej brakować. Wodę powinno traktować się jak złoto i dobro, które może się skończyć – podkreśla.
Piotr Bera, dziennikarz money.pl