W pielęgnowaniu tradycji nie widzę zagrożenia ani dla Polski, ani dla naszej kultury – mówi prof. Andrzej Nowak, historyk, jeden z sygnatariuszy listu otwartego do prezydenta Andrzeja Dudy w sprawie ustawy o języku śląskim.
Prof. Andrzej Nowak napisał w lutym list do Jarosława Kaczyńskiego, apelując o jego ustąpienie z funkcji prezesa PiS
Dlaczego podpisał się pan pod listem do prezydenta w sprawie uznania języka śląskiego za język regionalny?
Ponieważ uważam jak inicjator listu pan Szczepan Twardoch, że Polska powinna okazać siłę, a nie występować jako słaba, przestraszona wspólnota, która boi się kilku tysięcy osób, które chcą mówić w swoim języku regionalnym. Używając oczywiście oprócz tego, skoro to jest język regionalny, języka polskiego jako języka państwowego i języka dominującej w naszym kraju wielowiekowej kultury. To pierwsza sprawa. Druga sprawa, śląskość ma swoją głęboką tradycję, nie została wymyślona przez inicjatorów ruchów separatystycznych w XXI wieku, ale jest zjawiskiem historycznym, sięgającym średniowiecza, co jako historyk jestem w stanie zaobserwować. Po trzecie, jako historyk także wieku XIX w szczególności, bo to jest moja podstawowa specjalność, znam nie najgorzej rozliczne przykłady, starań o zachowanie języka przez wspólnoty różnego rzędu, narodowe, etniczne, regionalne i walkę z tymi dążeniami prowadzoną przez rozmaite państwa o charakterze imperialnym. Nie chciałbym, żeby Polska była w taki sposób identyfikowana, w jakiej ja identyfikuję na przykład Rosję czy Niemcy, mam tutaj na myśli Rosję carską, czy II Rzeszę, w stosunku do języka polskiego, czy innych języków. Uważam, że Polska nie powinna iść z tymi śladami. I to są trzy powody, dla których podpisałem się pod listem.
To ósma próba uznania języka śląskiego za język regionalny. PiS i Konfederacja są przeciwko uznaniu języka śląskiego za język regionalny.
Posłowie z PiS, dawniej posłowie z PO, jakieś dziesięć lat temu, kiedy jedna z takich prób była podejmowana, byli podzieleni w tej sprawie. Wymienię przykład pani posłanki Marii Nowak czy życzliwie nastawionego do tej sprawy wówczas pana posła Marka Asta. Więc błagam, nie róbmy takiej schematycznej opowiastki o tym, że zawsze zły PiS stoi na drodze szlachetnych dążeń rozmaitych grup prześladowanych w Polsce. To jest historia bardzo głęboko zakorzeniona w specyfice śląskich podziałów, śląskich konfliktów. A to, że współcześnie Jarosław Kaczyński kierując jednoosobową partię podejmuje takie, a nie inne decyzje, np. o zablokowaniu tej ścieżki uznania języka śląskiego za język regionalny, może wynikać z jego sytuacji politycznej, być może lepszego rozpoznania niż mojego. Ale w tej sprawie należy pytać wyłącznie jego, a nie mnie.
Wcześniej Jarosław Kaczyński wypowiadał się na temat śląskości jako zakamuflowanej opcji niemieckiej. Później też mówił o różnego rodzaju patologiach występujących na Śląsku. Czy tu jest jakaś widoczna niechęć prezesa do Śląska?
Przepraszam bardzo, ale dostrzegam widoczną chęć budowania pewnego stereotypu prezesa Kaczyńskiego i PiS-u jako głównego wroga wszelkich dobrych spraw. Powtarzam, w szczegółach należy zapytać o to prezesa Kaczyńskiego, jakie są jego poglądy. Ale myślę, że jest zasadniczym uproszczeniem redukowanie wypowiedzi o patologiach występujących na Śląsku do ataku na śląskość jako taką. O ile mi wiadomo, tego rodzaju wypowiedź, która by atakowała śląskość, Ślązaków, mieszkańców Śląska nigdy nie miała miejsca.
A może obawy przeciwników uznania język śląski za regionalny wynikają z obaw przed separatyzmami regionalnymi. Czy one są możliwe?
Oczywiście, że separatyzmy regionalne są możliwe. Pytanie tylko, czy drogą do rozwiązania problemów nieufności, niechęci do państwa polskiego jest przykręcanie śruby, wzmacnianie zakazów lub też konsekwentne odmawianie próśb, postulatów grupy regionalnej, która chce chronić swój język. Czy przeciwnie okazanie siły, wiary w siłę państwa polskiego, kultury polskiej, języka polskiego, że ochrona języka regionalnego, którym mówi kilkadziesiąt tysięcy czy choćby 100 tysięcy osób w trzydziestoparomilionowym narodzie nie stanowi śmiertelnego zagrożenia ani dla Polski, ani dla polskiej kultury.
Znalazł się pan wśród sygnatariuszy listu obok takich osób jak Olgierd Łukaszewicz, Olga Tokarczuk, Borys Szyc, a inicjatorem listu jest Szczepan Twardoch, którzy za PiS nie przepadają. Czy nie staje pan po stronie przeciwników PiS, podpisując się pod listem do Andrzeja Dudy?
Utrwala się mentalność stadna. Jeżeli za fundamentalnie szkodliwe dla Polski uważam to, co robi obecny rząd, a w szczególności Donald Tusk, to znaczy, że jestem pisowcem i wiernie powinienem każdą inicjatywę, każdą decyzję prezesa Jarosława Kaczyńskiego przyjąć na baczność i oklaskiwać. Tak nie jest. Dałem temu wyraz, między innymi wzywając prezesa Kaczyńskiego do odejścia w imieniu własnym. Prośbę sformułowałem w przekonaniu, że może to przysłużyć się dobru Polski, która potrzebuje skuteczniejszej opozycji niż ta, którą w tej chwili konstruuje po raz kolejny prezes Kaczyński. Nie jestem członkiem partii, nigdy nie byłem członkiem PiS. Nie obowiązuje mnie dyscyplina partyjna w żadnym zakresie. Mam prawo do swojego zdania, jako obywatel tego kraju. A podpisując list wiedziałem tylko, że inicjatorem jest pan Szczepan Twardoch, natomiast żadnego innego nazwiska nie znałem i tak powinno być. Nie podpisujemy listów albo wstrzymujemy się od podpisania tylko dlatego, że są pod nim takie, a nie inne osoby. Albo zgadzam się z meritum listu, albo jestem przeciw meritum listu. Ja otrzymałem propozycję od pana Szczepana Twardocha przeczytania tego listu, przeczytałem go i podpisałem.
Kontynuując wątek pańskiego wcześniejszego apelu do Jarosława Kaczyńskiego, czy nie pomylił się pan, apelując do prezesa PiS o ustąpienie, ponieważ kolejne wybory PiS, przynajmniej w liczbach, wygrywa. W sondażach też często prowadzi. Więc może pod wodzą Jarosława Kaczyńskiego PiS może jeszcze wrócić do władzy?
Oczywiście, że może. Sprawdzianem będzie nie to, co stanie się za miesiąc w wyborach do Parlamentu Europejskiego, ale to co stanie się za nieco ponad rok, czyli wybory prezydenckie. I dlatego apelowałem o odmłodzenia oferty kadrowej PiS. Wydaje mi się bardziej prawdopodobne zwycięstwo nad kandydatem PO, jeśli twarzą PiS nie będzie Jarosław Kaczyński, tylko ktoś młodszy, kto być może trafi do części elektoratu, który do tej pory na PiS nie głosował. Żeby wygrać wybory prezydenckie, trzeba mieć więcej głosów niż tylko ma elektorat PiS.
Czy podtrzymuje pan apel o odmłodzenie ofert kadrowej PiS i uważa, że twarzą partii nie powinien być Jarosław Kaczyński?
Napisałem, co napisałem, i tego się trzymam.
Wracając do tematu głównego naszej rozmowy, dlaczego według pana prezydent powinien przeczytać list sformułowany przez Szczepana Twardocha, przez pana podpisany i podpisać się pod tym projektem ustawy?
Pan prezydent powinien zapoznać się z listem, bo jest to list poważny, w którym są wyłożone pewne racje, nad którymi można się zastanowić, przemyśleć swoją wcześniejszą decyzję, czy też projekt tej decyzji, jaki zapewne miał Andrzej Duda i rozważyć raz jeszcze tę sprawę. Pan prezydent ma wiele innych dodatkowych kontekstów, kiedy rozpatruje tę sprawę i pozostaję z zaufaniem dla jego wierności w służbie Rzeczypospolitej, co do której nie mam żadnych wątpliwości.
„Większość naukowców jest zdania, że na Śląsku jest bardzo wiele dialektów, najczęściej o charakterze lokalnym. Rozmawiam na ten temat z ekspertami” – powiedział prezydent Andrzej Duda pytany o to, czy podpisze ustawę uznającą język śląski za język regionalny.
Prof. Miodek, znany językoznawca, mówi o tym wyraźnie, że uznanie języka śląskiego za regionalny będzie prowadziło do zglaiszaltowania, różnych wariantów śląskiej gadki. Nie jestem tutaj specjalistą, tylko powtarzam argumenty podnoszone nie przez prezydenta Dudę, tylko istotnie podnoszone przez część językoznawców. Patrzę na całą sprawę nie z punktu widzenia polityka, prezydenta czy językoznawcy, a tu językoznawcy są na pewno podzieleni, tylko z punktu widzenia historyka.