Zwrot świadczenia postojowego z odsetkami przekraczającymi jedną trzecią otrzymanej kwoty – tego domaga się ZUS od 71-letniego Waldemara Biniędy. Emeryt zgłosił się po świadczenie w trakcie pandemii Covid-19. Urząd zaakceptował jego wniosek i wypłacił pieniądze. Teraz wskazuje, że mu się nie należały.
/Interwencja / Polsat /
Waldemar Binięda to 71-letni emeryt z Bytomia. Jego sytuacja została przedstawiona przez dziennikarzy programu „Interwencja” telewizji Polsat. Zakład Ubezpieczeń Społecznych domaga się od niego zwrotu świadczenia, które kilka lat temu sam mu przyznał. I to zwrotu z niemałymi odsetkami.
„W podobnej sytuacji znalazło się wiele osób” – wskazują dziennikarze programu.
Emeryt otrzymał świadczenie cztery lata temu. ZUS chce zwrotu
Waldemar Binięda to były górnik. W 2008 roku przeszedł na emeryturę. Dorabiał jednak jako pracownik ochrony. Wykonywanie tej pracy uniemożliwiła mu jednak pandemia koronawirusa.
Reklama
Mężczyzna przebywał przez kilka miesięcy na kwarantannie. – Policja podjeżdżała dwa razy dziennie, no nie było to fajne, bo człowiek czuł się jak przestępca: zamknięty i jeszcze cię dozorują, ale tak państwo kazało i ok – mówi Waldemar Binięda w programie.
Podczas przebywania na kwarantannie pan Waldemar zgłosił się po świadczenie postojowe. Było to świadczenie przysługujące osobom na umowach cywilnoprawnych, które nie mogły pracować ze względu na trwającą pandemię Covid-19.
Pan Waldemar w czasie pandemii nie pracował, więc uznał, że świadczenie postojowe też mu przysługuje. Złożył więc o nie wniosek do ZUS-u. Urzędnicy nie dopatrzyli się wtedy żadnego błędu i przyznali świadczenie. Emeryt szybko otrzymał pieniądze: ponad 2 tysiące złotych.
Ale teraz ZUS, w piśmie do bohatera „Interwencji”, wskazuje, że świadczenie mu się nie należało. Mimo że urzędnicy nie zauważyli tego, przyznając je cztery lata temu.
„Na sprawiedliwość to bym nie liczył”
ZUS domaga się nie tylko zwrotu kwoty świadczenia, ale również odsetek. – Naliczył mi ZUS jeszcze ponad 721 złotych odsetek karnych, to mnie ruszyło. Na sprawiedliwość to bym nie liczył, ale doszukiwałbym się chociaż logiki. Przecież wszyscy jesteśmy dorośli i rozumni ludzie, ale sensu w tym nie ma i logiki – ocenia pan Waldemar w „Interwencji”.
– Żądamy odsetek, bo tak jest w przepisach. Zgodnie z przepisami jeśli ktoś pobrał nieznaleźne świadczenie, musi zwrócić je z odsetkami. Jeżeli pan Waldemar nie zgadza się z naszą decyzją, może odwołać się do sądu – tłumaczyła w programie Beata Kopczyńska z ZUS-u w Rybniku. Jak dodaje urzędniczka, wniosek złożony przez pana Waldemara był składany na podstawie oświadczenia i „był prawidłowo złożony”. – ZUS ma prawo skontrolować go później. Żeby świadczenie mogło być należnie pobrane, musiał być przestój, a w firmie, w której pan Waldemar miał podpisaną umowę zlecenia, nie było przestoju – wskazuje urzędniczka.
– W ogólnym zarysie prawa cywilnego jest taka zasada, że nawet jeśli już otrzymałem nienależne mi świadczenie, bądź bezpodstawnie się wzbogaciłem, ale w dobrej wierze zużyłem te pieniądze, to nie powinnam być zobowiązana do zwrotu. Niestety w przypadku pieniędzy publicznych organy podatkowe, skarbowe, ubezpieczeń społecznych tej zasady nie stosują, co uważam za krzywdzące wobec obywateli – skomentowała w „Interwencji” sprawę adwokatka Eliza Kuna. – ZUS w moim przekonaniu błędnie argumentuje, że to zmniejszenie ilości godzin pracy nie miało związku z pandemią – dodała prawniczka.
Odtwarzacz wideo wymaga uruchomienia obsługi JavaScript w przeglądarce. INTERIA.PL