Jarosław Kaczyński prezesem PiS na kolejną kadencję. Prezes największej partii opozycyjnej zmienia swoją deklarację. Ale ma to bardziej wymiar taktyczny. Kluczowa decyzja i tak dotyczy czegoś innego.
Prezes PiS Jarosław Kaczyński
W najnowszym numerze tygodnika „Sieci” prezes PiS Jarosław Kaczyński w obszernym wywiadzie deklaruje, że będzie w 2025 roku kandydował ponownie w wyborach na prezesa partii. To zmiana zdania, bo zarówno oficjalnie, jak i nieoficjalnie Kaczyński w ostatnich miesiącach i latach sygnalizował mniej lub bardziej wprost, że kończąca się w przyszłym roku kadencja będzie jego ostatnią. Z czego wynika ta zmiana i czy jest ostateczna?
Jarosław Kaczyński chce pozostać prezesem PiS. Taktyka, a nie strategia
Władze PiS doskonale zdają sobie sprawę z licznych zagrożeń, jakie czekają partię w tym roku. Najpierw wybory samorządowe, a później europejskie na pewno przyniosą partii straty. PiS buduje kampanię samorządową pod hasłem „Jesteśmy na TAK” i przesłaniem dotyczącym kontynuacji projektów rozwojowych. To nowy ton i w jakimś sensie odpowiedź na krytykę kierunku z pierwszych tygodni bycia w opozycji. Ale straty będą, i to najpewniej poważne. Równolegle władze PiS bardzo uważnie obserwują to, co dzieje się w partii zarówno na poziomie klubu parlamentarnego, jak i struktur. Perspektywa sukcesji w PiS w naturalny sposób uruchomiła publiczne dywagacje, deklaracje, procesy odśrodkowe, zwłaszcza że w PiS nie brakuje ambitnych polityków, którzy mniej lub bardziej po cichu myślą o objęciu kiedyś w partii władzy. To obraz ostatnich miesięcy, gdy niektórzy – jak premier Mateusz Morawiecki – mówili o swoich ambicjach publicznie. Prezes Kaczyński musiał uznać, że trzeba sprawę przeciąć, a takie rozmowy partii szkodzą. Skrytykował zresztą Morawieckiego w trakcie jednego ze spotkań władz za wspominaną wcześniej publiczną deklarację.
Jednocześnie kombinacja strat w sejmikach i w PE, rywalizacji wewnętrznej o przywództwo oraz utraty możliwości komunikacji z częścią elektoratu poprzez destrukcję ekosystemu mediów znanych z lat 2015–2023 mogłaby być dla partii zabójcza. Kaczyński uznał najwyraźniej, że musi zapewnić w partii wewnętrzny spokój przynajmniej w kwestii potencjalnej sukcesji. I przynajmniej na ten rok. Bo nie jest przesądzone wcale, że gdy kongres rzeczywiście się odbędzie – a to ma być w przyszłym roku w okolicy wyborów prezydenckich – to okoliczności się nie zmienią.
Kto zostanie kandydatem PiS w wyborach prezydenckich?
Nikt w PiS nie ma wątpliwości, że w perspektywie kolejnych lat – gdy Kaczyński dostanie ponowny mandat w przyszłym roku – zmiana generacyjna w partii jest nieuchronna. Sukcesja została więc co najwyżej odsunięta, a nie odłożona w całości. A ambitni politycy w PiS nadal będą snuć swoje plany, tylko być może nieco ciszej.
Przed Kaczyńskim i jego współpracownikami i tak dużo ważniejsza decyzja – realny wybór. Chodzi oczywiście o kandydata na prezydenta. Z naszych rozmów wynika, że w grze są nadal wszystkie scenariusze. Politycy z władz PiS nie wykluczają też, że kandydatem KO w wyborach (mimo nieoficjalnych deklaracji, że to nie wchodzi w grę) będzie mimo wszystko premier Donald Tusk. W PiS nadal rozważane są różne warianty: wystawienie kogoś z doświadczeniem politycznym i międzynarodowym (w kontekście czasu wojny), jak Mariusz Błaszczak czy Mateusz Morawiecki, postawienie na kobietę lub na kogoś, kto jest odpowiednikiem Andrzeja Dudy z 2014–2015 roku. Czyli osoby mniej znanej, której popularność można by budować w trakcie kampanii.
W 2015 roku Andrzej Duda miał być przeciwieństwem prezydenta Komorowskiego. Teraz PiS musi jednak budować zarys kampanii prezydenckiej, obstawiając wszystkie możliwe warianty u konkurencji. Jedno jest pewne: to będzie najważniejsza decyzja prezesa Kaczyńskiego od lat. Być może w całej jego długiej politycznej karierze. Bo może zdecydować o przyszłości partii, którą od lat tworzy. A jak wiadomo, dla prezesa to właśnie sytuacja partii jest najważniejsza.