Zadłużenie Polski. Alarmujące sygnały, niebezpieczna granica coraz bliżej

Wiele wskazuje na to, że zadłużenie sektora finansów publicznych w Polsce w ciągu najbliższych czterech lat zbliży się do niebezpiecznej granicy 60 proc. PKB. Nasze tegoroczne potrzeby pożyczkowe brutto osiągną rekordową kwotę 449 miliardów złotych. Lawinowo rosną koszty obsługi długu. W dodatku, w tym półroczu Polska zostanie objęta procedurą nadmiernego deficytu budżetowego. Zdjęcie

Polskie finanse na wielkim minusie /Artur Widak/Anadolu Agency  /AFP

Polskie finanse na wielkim minusie /Artur Widak/Anadolu Agency /AFP Reklama

  • Zadłużenie Skarbu Państwa na koniec 2023 roku przekroczyło 1 bilion 346 miliardów złotych. Jednak gdy przyjmujemy metodą liczenia stosowaną przez Unię Europejską, to dostajemy dużo wyższą łączną sumę polskiego długu publicznego – w granicach 1,7 biliona złotych
  • Dramatycznie rosną koszty obsługi długu. W 2021 roku wynosiły 27 miliardów złotych, a w tym – jak szacują unijni eksperci – mogą zamknąć się kwotą 105 miliardów
  • Polski deficyt budżetowy w tym roku wyniesie 5,1 proc. PKB. W procedurę nadmiernego deficytu wpadniemy zapewne już za kilka miesięcy. Jednak w świetle najnowszych wytycznych unijnych, możemy dostać prawo do zwalczania nadwyżkowego zadłużenia przez 7 lat, a nie 4 lata, wymagane do tej pory

Reklama

Ministerstwo Finansów podało właśnie, że zadłużenie Skarbu Państwa na koniec 2023 roku przekroczyło 1 bilion 346 miliardów złotych. W samym tylko drugim półroczu wzrosło o 100 miliardów złotych. Jednak gdy przyjmujemy metodą liczenia stosowaną przez Unię Europejską, to dostajemy dużo wyższą łączną sumę polskiego długu publicznego – w granicach 1,7 biliona złotych. Z unijnych wyliczeń wynika, że na koniec 2024 roku może to być więcej niż 2 biliony złotych.

Dług jawny i ukryty

Według krajowej metodologii na dług publiczny składa się zadłużenie tylko trzech głównych filarów – budżetu państwa, samorządów i Funduszu Ubezpieczeń Społecznych. Jednak finanse publiczne to także budżety innych instytucji, przede wszystkim: Polskiego Funduszu Rozwoju (PFR) i Banku Gospodarstwa Krajowego (BGK). Problem w tym, że kwoty, którymi operują PFR I BGK nie są nadzorowane przez Sejm i stanowią dług ukryty.

Z zapisów budżetu na 2024 rok realizowanego przez rząd Donalda Tuska wynika, że potrzeby pożyczkowe netto szacowane są na ponad 252 miliardy złotych. Ubiegłoroczna kwota była dużo niższa i wyniosła około 152,5 miliarda. Dla porównania, w latach 2012-22 te sumy wynosiły tylko 20-80 miliardów złotych.

Co więcej, w tym roku polskie potrzeby pożyczkowe brutto będą absolutnie rekordowe i przekroczą 449 miliardów złotych, czyli o około 160 miliardów przewyższą wynik z 2023 roku. To oznacza, że w coraz większym stopniu zadłużamy się także po to, by spłacać stare długi. Dramatycznie rosną koszty obsługi długu. W 2021 roku wynosiły 27 miliardów złotych, a w tym – jak szacują unijni eksperci – mogą zamknąć się kwotą 105 miliardów.

Minister finansów Andrzej Domański liczy, że koszt finansowania potrzeb pożyczkowych nie będzie wygórowany. Krótko przed świętami rentowność polskich obligacji 10-letnich spadła poniżej 5 proc., pierwszy raz od marca 2022 roku. Jednak zaraz potem znów przekroczyła granicę 5 proc. i teraz można pocieszać się tylko tym, że jest dużo niższa niż w październiku 2022 roku, kiedy lokowała się powyżej 8 proc. Nie ulega wątpliwości, że miarą rosnącego uzależnienia od inwestorów zagranicznych będzie wzrost udziału zadłużenia w walutach obcych w całym długu naszego państwa.

Bogaci popuszczają pasa

Kamil Sobolewski, główny ekonomista Pracodawców RP, przypomina, że zgodnie z unijnym traktatem z Maastricht, dług państw UE w relacji do PKB nie powinien przekraczać 60 proc. PKB. Taki sam limit zadłużenia zawiera także art. 216 ust 5. Konstytucji RP.

Nasz PKB na koniec 2023 roku wyniósł prawdopodobnie 3,3 biliona złotych. Przy zadłużeniu wynoszącym około 1,7 biliona złotych jesteśmy ciągle bezpiecznie oddaleni od krytycznej granicy 60 proc. Dług sektora finansów publicznych w Polsce nieznacznie przekraczający 50 proc. PKB jest umiarkowany w porównaniu z krajami rozwiniętymi.

„W UE dług większości, bo 14 krajów, mieści się w limicie 60 proc. PKB. Pozostałych 13 państw jest powyżej tego limitu. Średnie zadłużenie przekracza 80 proc. PKB w UE i 90 proc. w strefie euro” – napisał w swoim raporcie dla money.pl Kamil Sobolewski. Od razu jednak dodał, że Polska musi zapożyczać się ostrożniej niż Niemcy czy Holandia, gdyż pozostaje krajem „netto biednym”. Innymi słowy, nasze oszczędności za granicą są znacznie mniejsze niż oszczędności zagranicy zainwestowane u nas.

Tymczasem w zasadzie tylko kraje „netto bogate” są bezpieczne, bo ich wypłacalność wynika z ogromnego majątku ludzi i firm. Na wysoki poziom długu w relacji do PKB mogą pozwolić sobie Stany Zjednoczone, gdyż są światową potęgą gospodarczą zadłużoną we własnej walucie. Dolar amerykański w cywilizowanym świecie uznawany jest za najbezpieczniejszą lokatę.

„Japonia zadłużona jest na ponad 200 proc. PKB, ale u własnych obywateli. Cały kraj jest netto bardzo bogaty, więc teoretycznie dług dałoby się w całości spłacić poprzez nałożenie podatków na majątki Japończyków. Inaczej mówiąc, dług rządu Japonii jest efektem ogromnej skłonności do wewnętrznego oszczędzania, a nie wydawania na konsumpcję” – czytamy w raporcie głównego ekonomisty Pracodawców RP.

Sygnały alarmowe

Kamil Sobolewski przypomina, że odchodzący rząd Mateusza Morawieckiego prognozował, że dług publiczny do 2026 roku wzrośnie, ale tylko do 56 proc. PKB. „Te prognozy były zbudowane na nierealistycznych założeniach dotyczących braku nieuniknionych wydatków, automatycznych redukcji deficytu bez wskazania ich prawdziwych źródeł, zysku NBP, którego nie będzie, choć przewidywano 6 miliardów złotych, czy wysokości wpływów podatkowych. Na przykład na 2024 rok założono wpływy z VAT rzędu 312 miliardów złotych, podczas gdy za ostatnie 12 miesięcy wyniosły one 250 miliardów” – podsumował Kamil Sobolewski.

Jego zdaniem, nawet w optymistycznym scenariuszu regularnego wzrostu gospodarczego w Polsce, zadłużenie sektora finansów publicznych zbliży się w trwającej kadencji Sejmu do 60 proc. PKB lub nawet przekroczy ten próg. Kluczem będzie tu tempo zwiększania się PKB. Liczni ekonomiści uspokajają, że w tym roku dynamika PKB przekroczy 2,5 proc., a może nawet zbliży się do 3,5 proc. Powinna być też zadowalająca w następnych latach.

Główny ekonomista Pracodawców RP ma jednak w tej sprawie wątpliwości. Szybki rozwój ekonomiczny kraju stoi pod znakiem zapytania z powodu złej sytuacji demograficznej i niskiej stopy inwestycji. Kamil Sobolewski przypomina, że poziom inwestycji w relacji do PKB, zamiast wzrosnąć z 20 proc. w 2016 roku do 25 proc. zakładanych na 2017 rok w Strategii na Rzecz Odpowiedzialnego Rozwoju Mateusza Morawieckiego, spadł trwale poniżej 18 proc. Tymczasem w Czechach, Rumunii czy na Węgrzech osiąga lub przekracza poziom 25 proc. PKB.

„Jeśli polski PKB znajdzie się w stagnacji, to grozi nam szybki wzrost długu znacznie powyżej limitu 60 proc. Osłabnie wówczas wiarygodność naszego państwa i pojawi się konieczność zaciskania pasa dokładnie wtedy, kiedy będzie to najbardziej bolesne społecznie. Taką drogę przeszła Hiszpania, która jeszcze w 2007 roku notowała dług poniżej 40 proc. PKB, a kilka lat później osiągnęła 100 proc.” – ostrzega Kamil Sobolewski.

Igranie z deficytem budżetowym

Problemem polskich finansów jest nie tylko szybko rosnący dług publiczny, ale także z roku na rok coraz mniej zrównoważony budżet państwa. Nowy rząd przygotował budżet na 2024 rok z deficytem w wysokości 184 miliardów złotych, co oznacza, że luka jest większa od wstępnie projektowanej przez premiera Mateusza Morawieckiego (165 miliardów). Niedobór budżetowy będzie wysoki i wyniesie 5,1 proc. PKB. W ten sposób Polska wyraźnie przekroczy limit 3 proc. PKB, egzekwowany od krajów wspólnoty europejskiej.

Jednak Unijna Rada ds. Gospodarczych i Finansowych (ECOFIN) przyjęła ostatnio złagodzone zasady wychodzenia przez kraje z nadmiernego zadłużenia. Bruksela do tej pory była znana z dosyć bezpardonowej walki ze zbyt szybkim zadłużaniem się państw członkowskich. Teraz spuszcza z tonu.

W procedurę nadmiernego deficytu Polska wpadnie zapewne w pierwszej połowie 2024 roku. W świetle najnowszych wytycznych ECOFIN, możemy dostać prawo do zwalczania nadmiernego zadłużenie przez 7 lat, a nie 4 lata, wymagane do tej pory.

Dłuższy wariant przewidziano dla krajów, które przedstawią wiarygodne plany reform fiskalnych lub inwestycji pobudzających wzrost gospodarczy w takich dziedzinach jak ekologia, obronność, cyfryzacja, czy polityka społeczna. Szacuje się, że przy zastosowaniu wariantu 7-letniego, Polska będzie zobowiązana do corocznego cięcia deficytu budżetowego tylko o około 0,4 proc. PKB.

Jacek Brzeski

Wideo Odtwarzacz wideo wymaga uruchomienia obsługi JavaScript w przeglądarce. Gwiazdowski mówi Interii. Odc. 64: Czy prawnicy zaczęli uważać się za bogów? INTERIA.PL

Źródło

No votes yet.
Please wait...

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *