Unia Europejska jest coraz bliżej wprowadzenia zakazu montowania pieców na paliwa kopalne, w tym gaz, w nowych domach. Nowy tekst dyrektywy został właśnie uzgodniony między rządami. Pozostaje formalna akceptacja. Choć horyzont sięga 2040 r., to zmiany już budzą wiele emocji.
Za kilka lat piece gazowe mają przejść do lamusa. (PAP, Marcin Bielecki)
Według Komisji Europejskiej za 40 proc. zużycia energii i 36 proc. emisji gazów cieplarnianych odpowiadają w UE budynki. To ma się radykalnie zmienić, a kierunek tych zmian wyznaczy tzw. dyrektywa budynkowa (EPBD).
Ta jednak budzi gorące emocje wśród części Europejczyków, w tym Polaków, którzy zgodnie z jej zapisem muszą przygotować się m.in. na rezygnację z kotłów spalających paliwa kopalne, w tym pieców gazowych. Czy jest się czego bać?
Zobacz także:
Zakaz pieców gazowych w UE? Padły daty
Perspektywa odległa, ale są konkretne terminy
Czy rzeczywiście UE zakaże montowania kotłów gazowych? Tak, choć nie od razu. Na początek wszystkie kraje będą musiały zaprzestać ich (oraz pozostałych na paliwa kopalne) dotowania i to już od 2025 r. Zachęty finansowe nadal będzie można przekazywać w przypadku tzw. hybrydowych systemów, a więc łączących gaz z instalacją fotowoltaiczną lub pompą ciepła.
Stopniowe wycofywanie paliw kopalnych w ogrzewaniu ma zająć trochę czasu. Całkowite wycofanie kotłów na takie paliwa ma nastąpić jednak najpóźniej do 2040 r.
To nie oznacza, że do tego czasu wszystko będzie funkcjonowało jak do tej pory. Unia wprowadza konkretne terminy.
- Od 2030 r. wszystkie nowe budynki powinny być zeroemisyjne, a więc nieemitujące dwutlenku węgla i zasilane czystą energią z odnawialnych źródeł.
- Natomiast nowe budynki – zajmowane przez lub będące własnością władz publicznych – mają takie być od 2028 r.
Zapis ten oznacza między innymi, że po 2030 r. wszystkie nowe budynki nie będą mogły posiadać instalacji grzewczych wykorzystujących paliwa kopalne – wskazuje Marcelina Pilszyk, starsza analityczka w Zespole Klimatu i Energii Polskiego Instytutu Ekonomicznego.
Czeka nas też wiele remontów. Do 2030 r. 16 proc. budynków niemieszkalnych o najgorszych wynikach, jeśli chodzi o charakterystykę energetyczną (a następnie do 2033 r. 26 proc.) ma zostać wyremontowanych i przejść termomodernizację.
Zobacz także:
Unia zakaże pieców gazowych? Sprawdzamy, czy jest się czego bać i jakie są alternatywy
UE wycofuje się z gazu
Choć gaz miał być paliwem przejściowym w procesie transformacji, to wojna w Ukrainie wymusiła przyspieszenie zmian w kierunku OZE i źródeł zeroemisyjnych (jak atom). Nie oznacza to jednak, że ktoś, kto dziś decyduje się na kocioł gazowy, za parę lat będzie trzeba go zdemontować.
Pierwsze terminy nakreślone przez UE dotyczą bowiem nowych budynków oraz tych, które będą gruntownie remontowane pod kątem termomodernizacji. Niemniej posiadanie kotła gazowego będzie coraz mniej opłacalne, bo koszty grzania będą rosły.
Ostatecznie ich właściciele i tak będą zmuszeni wymienić źródła ciepła ze względu na szybko rosnące koszty ogrzewania w kolejnej dekadzie – zaznacza w rozmowie z money.pl Aleksander Śniegocki, prezes Instytutu Reform, think tanku działającego na rzecz poprawy polityk publicznych w Polsce i Europie.
Ekspert przypomina, że cała Unia ma cel neutralności klimatycznej oraz idące za nim narzędzia, które będą wymuszały redukcję emisji, również w ogrzewaniu. Chodzi tu szczególnie o ETS 2 – rozszerzenie unijnego systemu handlu uprawnieniami do emisji ETS – który już za trzy-cztery lata obejmie paliwa kopalne spalane w budynkach.
– Podobnie jak w ETS dla energetyki cena uprawnień z definicji będzie rosła aż do skutku, a więc odejścia od emisyjnych technologii – mówi Śniegocki.
Jeżeli więc nie wprowadzimy standardów dla nowych budynków i nie wesprzemy modernizacji istniejących, wymianę i tak będzie wymuszać rosnący rachunek.
Piecom na gaz UE mówi nie. Co w zamian?
Piece gazowe w czasie przejściowym mają być źródłem uzupełniającym, czyli tzw. szczytowym. Uruchamiać się mają tylko w sytuacji, gdy podstawowe źródło, oparte o OZE nie wystarczy, czyli np. w szczytach zapotrzebowania na energię.
Głównym źródłem, w które inwestować ma UE, to pompy ciepła. Komisja Europejska chce, jak wynika ze specjalnego raportu o stanie rozwoju technologii, żeby przez najbliższych pięć lat pojawiło się 10 milionów nowych pomp ciepła, a więc średnio 2 mln rocznie. Program REPowerEU przewiduje funkcjonowanie 30 milionów nowych urządzeń do 2030 r. W ich rozwoju mają pomóc programy dofinansowań.
Rynek pomp ciepła się rozwija. Jak wskazywał serwis branżowy Globenergia.pl, w 2022 r. w samych Włoszech sprzedano ich ponad 500 tys., a w Polsce – prawie 200 tys. sztuk.
– Od strony rynkowej, warto pamiętać, że od dwóch lat pompy ciepła stanowią najbardziej popularną technologię w programie Czyste Powietrze, a wraz z kotłami na biomasę odpowiadają za 70-75 proc. inwestycji w programie – mówi Aleksander Śniegocki.
Jednak nie tylko o pompy ciepła chodzi. Ważne będą wszelkie rozwiązania OZE – od biogazowni, po synergię elektrycznego grzania z instalacją fotowoltaiczną czy folią grzewczą na podczerwień.
Spodziewam się dominacji pomp ciepła jako rozwiązania cechującego się najniższymi kosztami zmiennymi. W przypadku innych rodzajów elektrycznego ogrzewania mamy znacznie niższą efektywność wykorzystania prądu. Natomiast w przypadku kotłów na biomasę należy się spodziewać rosnących problemów z ceną i dostępnością paliwa – uważa szef Instytutu Reform.
Duże wyzwanie
Jak wskazuje nasz rozmówca, tekst wspomnianej przez nas na początku dyrektywy został w grudniu uzgodniony między rządami (Rada UE) a Parlamentem Europejskim. Teraz pozostaje formalna akceptacja jej zapisów, nie powinny się one już zmieniać.
– Nie jest to już tylko „propozycja Brukseli” (KE), tylko rozwiązanie zaakceptowane przez większość rządów europejskich oraz europarlamentarzystów – wyjaśnia Śniegocki.
Tak jak w przypadku wszystkich innych dyrektyw, szczegóły rozwiązań – czyli to, jak konkretnie będziemy wspierać modernizacje – pozostają po stronie państw członkowskich.
Polska, Rumunia i Włochy zaniepokojone tempem zmian
Temat ten budził do niedawna spore emocje również na szczeblu państwowym. Polska, Rumunia i Włochy stały sprzeciwiały się dyrektywie. W naszym kraju, według Spisu Powszechnego z 2021 r., 28 proc. źródeł ciepła w domach stanowiły piece gazowe, a kolejne 25,5 proc. – kotły na paliwo stałe.
Ale również Czesi i Chorwaci mieli wątpliwości co do technicznych możliwości tak szybkiego odejścia od ogrzewania paliwem kopalnym.
Wielkimi zwolennikami zmian były natomiast Belgia i Dania, a więc rynki, na których OZE w ciepłownictwie jest na bardzo wysokim poziomie.
Czy Polska jest przygotowana?
Jak przypomina Marcelina Pilszyk z PIE, szacunki wskazują, że aż 70 proc. tzw. zasobów budowlanych w Polsce jest nieefektywnych energetycznie, a 32,5 proc. domów jednorodzinnych nie ma żadnego ocieplenia zewnętrznego. To duży problem.
Wprowadzenie zapisów dyrektywy EPBD w Polsce może nieść ze sobą wiele wyzwań np. związanych z koniecznością dodatkowych inwestycji. Według szacunków KAPE (Krajowa Agencja Poszanowania Energii – przyp. red.), koszt modernizacji 15 proc. najbardziej energochłonnych budynków mieszkalnych do 2030 r. zgodnie z proponowanymi zapisami dyrektyw EPBD wyniósłby ok. 300 mld zł – podkreśla ekspertka.
Po co zatem ten pośpiech? Budynki nieefektywne energetycznie generują ogromne straty energii i wysokie koszty ogrzewania.
Według Instytutu Reform w 2020 r. mieszkańcy energochłonnego budynku opalanego węglem musieli zapłacić ponad pięciokrotnie więcej za ogrzanie 1 m kw. powierzchni domu niż mieszkańcy energooszczędnego budynku korzystającego z efektywnych źródeł ogrzewania, zasilanych energią elektryczną.
Polska w najbliższych latach wielkich i ambitnych przedsięwzięć nie uniknie. Czekają nas duże inwestycje w OZE, transformację energetyczną kraju i infrastrukturę grzewczą.
Czy wzrosną koszty mieszań?
Jak podkreśla w rozmowie z money.pl Bartosz Turek, analityk HRE Investments, zastosowanie nowych źródeł ciepła może stanowić jakąś cegiełkę, która będzie miała wpływ na ceny, ale wcale nie najważniejszą.
W porównaniu do obecnej sytuacji na rynku ten koszt nie będzie istotny. Poza tym skala nie będzie duża. Zawsze czynnik zwiększający koszty budowy odbija się w cenie, ale nie sądzę, by to miało istotne znacznie dla rynku – mówi Turek.
Podobnego zdania jest Aleksander Śniegocki. Jego zdaniem wpływ na ceny nieruchomości będzie ograniczony, bo źródła ciepła mają relatywnie niski udział w całkowitym koszcie budowy i zasadniczo mało zauważalny na tle ruchów cenowych na całym rynku.
Przemysław Ciszak, dziennikarz money.pl