Karolina jest dzielnicową, to bardzo trudna i wymagająca praca. Spotykała się Pani z policjantkami podczas przygotowań do roli?
Tak, mieliśmy kilka spotkań z dzielnicowymi. Był nawet taki pomysł, żebym poszła z nimi na rewir, ale zabrakło czasu. Te rozmowy wystarczyły, by zrozumieć ich zaangażowanie w ludzkie problemy. Zrozumiałam, że dzielnicowa musi mieć łatwość w nawiązywaniu kontaktów międzyludzkich, „musisz umieć z każdym pogadać” usłyszałam. One oczywiście twierdzą, że w policji jest totalnie partnerski system. Pamiętam jednak, że podczas wszystkich konsultacji siedział razem z nami ich przełożony. Nie mogły więc do końca swobodnie mówić. Opowiadały o traumatycznych doświadczeniach, związanych ze służbą, o sprawach związanych z krzywdzeniem dzieci, przemocą w rodzinie, o samobójstwach. Były bardzo poruszone. Policjantki mierzą się na co dzień z ogromnym stresem i presją. To wszystko ma wpływ na ich życie prywatne. Mówiły: „Wie pani, niektórzy sięgają do kielicha, inni palą papierosy, a inni idą pobiegać”. Każdy ma swoje metody na oczyszczenie się z zawodowej traumy, na wypędzenie spod powiek obrazów, które trudno „odzobaczyć”.
Policjanci nie mają zapewnionej opieki psychologicznej?
Myślę, że policjanci mogą traktować potrzebę pomocy psychologicznej jako oznakę słabości. Tak samo robi nasza bohaterka, która z psycholożką kontaktuje się tylko na płaszczyźnie zawodowej i wyraźnie unika w rozmowie wątków osobistych.
A jak to jest z aktorami?
Aktorzy są środowiskiem mocno sterapeutyzowanym. Sięgamy po pomoc i nie wstydzimy się tego. Wspomniałam o serialowej rozmowie Karoliny z psycholożką. Tę rolę zagrała Agnieszka Glińska, która w trakcie przygotowań do filmu była m.in. moją coach aktorską. Agnieszka jest reżyserką, aktorką, a teraz także profesjonalnie prowadzi terapię Gestalt. Jej pomoc na wielu płaszczyznach była nieoceniona. Razem z Agnieszką i Krisem Rusem (reżyserem) wspólnie budowaliśmy postać Karoliny od początku do końca.
Zagrała Pani wiele mocno skomplikowanych postaci, także m.in. w filmie „Eastern „, czy serialu „Warszawianka „. Jak sobie pani radzi z wychodzeniem z tych mrocznych, psychicznych klimatów?
Przy okazji „Morderczyń ” to było 50 dni bardzo intensywnego planu zdjęciowego, byłam wyczerpana zarówno psychicznie, jak i fizycznie. Do domu wracałam, żeby się wyciszyć. Ten czas przetrwałam dzięki wsparciu, które dał mi mój partner, Giovanni. Przy tak emocjonalnie wymagających zadaniach, trzeba umieć zaopiekować się sobą, skutecznie wychodzić z roli. Mam swoje sposoby.
Ogląda pani seriale kryminale?
Na etapie pracy nad „Morderczyniami” oglądałam ich bardzo dużo. Numer jeden dla mnie to chyba „Mare z Easttown ” z fenomenalną Kate Winslet, której bohaterka była dla nas inspiracją do postaci Karoliny. Bardzo dobre są też skandynawski „Most” i „Rojst’97”. Wszystkie z kobietami w rolach głównych.
Jak pani wybiera role? Intuicja?
Cieszę się, że dostaję coraz więcej propozycji zagrania silnych, niezależnych kobiet. Może ja już wskoczyłam do szuflady z napisem „twardzielka”?
„Morderczynie” w warstwie wizualnej pokazują mroczna stronę Warszawy. Lubi pani to miasto?
Uwielbiam, ale do Warszawy miałam długą drogę. Wychowałam się w Krakowie, studiowałam w Łodzi na filmówce, potem wróciłam na 5 lat do Krakowa, gdzie pracowałam w teatrach Ludowym i Starym, mam do Krakowa ogromny sentyment, mam tam rodzinę, przyjaciół, lubię tam wracać, ale Warszawa otworzyła mi nowy etap w życiu. I za to jestem jej wdzięczna.