Ani Donald Tusk, ani Mateusz Morawiecki nie okazali się zwycięzcami starcia w TVP. Widzowie zobaczyli kandydatów, którzy mają coś do zaoferowania Polakom, a część niezdecydowanych wyborców mogła dostać powód, żeby 15 października pójść do urn.
Ale Tusk nie wyglądał dobrze w wymiętej koszuli bez marynarki.
To nie była debata, ale „produkt debatopodobny”. Nie była to bezstronna i obiektywna debata, bo nie tylko nie było interakcji między jej uczestnikami. TVP zdecydowała, że kandydaci będą odpowiadali na pytania tylko przez minutę, a w tak krótkim czasie nie da się odpowiedzieć w wyczerpujący sposób na trudne pytania. I też organizowało je medium zależne od partii rządzącej. Spotkanie w TVP prowadzili jej pracownicy, którzy są zaangażowani politycznie i stronniczo opowiadają się po stronie władzy. Pytania był z tezą sugerująca kto jest zły (opozycja, ze wskazaniem na Donalda Tuska), a kto dobry (oczywiście PiS).
W poprzednich latach debaty organizowały trzy największe telewizji informacyjne, TVP, TVN24 i Polsat. Teraz PiS nie zgodziło się na jakąkolwiek inną debatę, poza tą w TVP. Również dziennikarze, którzy byli w pokoju prasowym pochodzili z jednego politycznego rozdania. Byłem jedynym dziennikarzem niezależnych mediów, który dostał akredytację na debatę. Oczywiście media nie zostały wpuszczone na samą debatę, gdzie można by zadawać po spotkaniu pytania jej uczestnikom. Nie było również publiczności. TVP tzw. debatą tylko dała powód, do koniecznych zmian w Telewizji Polskiej, która jest skrajnie upartyjniona. I to TVP okazała się największym przegranym poniedziałkowego wieczoru.
Dlaczego nie wygrał Mateusz Morawiecki
Premier miał kilka mniej lub bardziej zabawnych bon motów, jak „banda rudego na jednego” czy „genów nie oszukasz” lub też o „dniu niemieckim jak w Lidlu”. Tylko czy premierowi Polski takie dosyć infantylne zaczepki przestoją? Mateusz Morawiecki każdą odpowiedź zaczynał od Donalda Tuska. Można było odnieść wrażenie, że to lider PO jest nawet ważniejszy dla premiera.
Szef rządu był zdenerwowany, nie miał w sobie pewności siebie. Nie zachowywał się, jakby był pewien zwycięstwa PiS, bardziej jakby się bał utarty władzy i rozliczenia przez następców. Widać było, że Morawiecki nie jest liderem obozu, który reprezentuje. Czy Morawiecki nie znał pytań? Można powątpiewać, bo Mateusz Morawiecki powiedział po jednym z pytań, że przygotował dla Donalda Tuska 2 zł, które wręczy mu po debacie. Czy je wręczył? Nie widziałem.
Czy Donald Tusk dotarł do widzów TVP?
Szef PO nie przegrał tej debaty, a to już dużo. Nie objawił się widzom TVP jako ten „straszny Niemiec”, który będzie siała w Polsce zagładę i zniszczenie. Nawet jeśli zaczepiał Morawieckiego, to miał na to podkładkę, jak wtedy gdy cytował słowa obecnego premiera z 2010 roku, gdy ten był za podniesieniem wieku emerytalnego. Przewodniczący Platformy pokornie przywitał się z widzami TVP dając do zrozumienia, że nie jest takim, jakim chcieliby go widzieć przedstawiciele władzy. Wyprowadził też z równowagi współprowadzącego debatę Michała Rachonia, który nie wytrzymał ciśnienia i odniósł się do słów Tuska, co potwierdziło tylko jego stronniczość.
Ale Tusk nie wyglądał na przygotowanego. Zarówno merytorycznie, jak i wizerunkowo. Nie wyglądał dobrze w wymiętej koszuli bez marynarki. To, co się sprawdza na wiecu, nie sprawdza się w telewizyjnym studio. Wypadałaby przyjść w marynarce. Wyglądał na zmęczonego. Patrzył „spod byka”, a nie z poniesioną głową i z blaskiem w oczach. Nie przetrenował formatu debaty, nie mieścił się w czasie i jakby nie mówił tego, co najważniejsze dla widzów, którzy przecież w TVP mieli szansę pierwszy raz zobaczyć go na żywo od ośmiu lat. Polegał tylko na swojej elokwencji.
Tusk wypadł poniżej oczekiwań i zmarnował szansę. Ale zakończył mocnym akcentem, zapraszając Morawieckiego z Jarosławem Kaczyńskim oraz innych przedstawicieli partii na kolejną debatę przed wyborami. Uważam, że media powinny taką debatę zorganizować, bo poza PiS wszystkie komitety są chętne, żeby wziąć w niej udział. Wiem, bo na miejscu po debacie pytałem jej uczestników o chęć udziału w kolejnym starciu.
Kaczyński stracił na rejteradzie. PiS może stracić na kolejnym unikaniu prawdziwej debaty, tym bardziej że każdy zgodzi się, że tego widowiska w TVP nie sposób nazwać realną debatą.
Czy Konfederacja dostanie wiatru w żagle
Mogło zaskoczyć, że Konfederacji nie reprezentował Sławomir Mentzen, super popularny w mediach społecznościowych. Ale to Krzysztof Bosak ma większe doświadczenie kampanijne i to było widać. Bosak sprawiał wrażenie, jakby jako jedyny potraktował debatę poważne. Starał się mówić rzeczowo, zachował spokój, trzymał nerwy na wodzy, widać był trening przed debatą, nie wdawał się w połajanki i próbował odróżniać od innych. Starał się robić wrażenie polityka kompetentnego, profesjonalnie przygotowanego, który przedstawia propozycje programowe swojej formacji, która różni się od pozostałych ugrupowań. I rzeczywiście tak było.
Bosak przyniósł na debatę flagę Polski, ale również mówił o czymś, czego inni unikali, jak pakiet „Fit for 55” czy jako jedyny mówił o tym, żeby ograniczyć pomoc socjalną dla Ukraińców. Morawiecki nie zagrał kartą antyukraińską, Bosak nie miał skrupułów. To wszystko może zaprocentować.
Przed budynkiem ATM, w którym odbywała się debata, Bosak długo odpowiadał na pytania wszystkich dziennikarzy. To może zaprocentować w najbliższych dniach. Konfederacja może być zadowolona z występu Krzysztofa Bosaka. Z tego ugrupowania nikt by lepiej nie wypadł.
Szymon Hołownia – easy rider
Lider Polski 2050 podczas debaty wypadł najswobodniej . Nie było u niego widać zmęczenia, stresu, zacietrzewienia. Przeciwnie. Hołownia mówił na luzie, z uśmiechem, sypał żartami. Widać było, że wieloletnie doświadczenie przed kamerami zaprocentowało. Nie było śladu po jego mentorskim tonie, pouczaniu, które czasem ocierało się o polityczne kaznodziejstwo.
Gorzej było z merytoryką, bo odpowiadając na pytania nieco pływał. Jednak w telewizji liczy się wrażenie, a widzowie TVP mogli odebrać Hołownię jako swojego chłopa, który nie ma negatywnych cech polityków, tylko jest sympatycznym człowiekiem.
Do części niezdecydowanych może też przemówić hasło: „Albo Trzecia Droga, albo trzecia kadencja PiS”. I jest w tym coś na rzeczy, bo PiS bardzo atakuje Trzecią Drogę licząc na to, że koalicja nie przekroczy 8 proc. poparcia i nie wejdzie do Sejmu. Również po debacie w TVP zgromadzenie tam przedstawiciele mediów najsurowiej atakowali Hołownię, co ewidentnie pokazuje, że dla rządzących dobry wynik Trzeciej Drogi może być przeszkodą w reelekcji. Nie byłbym zaskoczony, gdyby najbliższe sondaże pokazały wzrost notowań Trzeciej Drogi a formacja weszła do Sejmu z niezłym dwucyfrowym wynikiem. Hołownia na pewno w tym pomógł debatą i wykonał swoje zadanie.
Lewica stawia na kobiety, czy kobiety postawią na Lewicą
Joanna Scheuring-Wielgus była jedyną uczestniczką debaty. Nie świadczy to dobrze o pozostałych partiach i już na wstępie daje punkty Nowej Lewicy, która stawia na kobiety. Scheuring-Wielgus sprawiała wrażenie, że jest najbliżej ludzi i ludzkich spraw. Powoływała się na przykłady swojej rodziny, mówiła o tragedii, która ją spotkała, nie stawiała przed sobą muru komunikacyjnego. Nawet jeśli się myliła i była zdenerwowana, to mogła nie tylko dać kobietom poczucie reprezentacji. Dużo mówiła o przyszłości i pozytywnych rozwiązaniach odnosząc się też do społecznej roli lewicy wspominając choćby o rencie wdowiej.
Wystąpienie Scheuring-Wielgus pozbawione było agresji. Nawet jeśli upominała Mateusza Morawickiego to robiła to bez złości, z uśmiechem. Widzowie TVP zobaczyli przedstawicielkę lewicy, która nie tylko nie ma nic wspólnego z komunizmem, SLD, ale również skrajnym feminizmem i nie chce zabrać ponad 70 proc. podatku najbogatszym. Scheuring-Wielgus jest obok Hołowni drugim zwycięzcą debaty. Lewica dokonała dobrego wyboru, co także wkrótce mogą pokazać sondaże.
Bezbarwni samorządowcy
Krzysztof Maj nie jest kandydatem szerzej znanym wyborcom, podobnie jak Bezpartyjni Samorządowcy. Pod debacie może to się nieco zmienić, ale tylko nieco. Maj wypadł nieźle, ale pozbawiony był charyzmy, woli walki, nie przebił się, był bardzo zachowawczy, a żadna z propozycji, którą przedstawił, nie przebiła się. No może poza tym, że jest zmęczony wzajemnymi atakami na siebie PO i PiS. Ale pewnie nie tylko on.
Czy Bezpartyjni Samorządowcy to nowa jakość? Nawet jeśli tak jest, to od Krzysztofa Maja się tego nie dowiedzieliśmy, mimo że sprawiał wrażenie bardzo sympatycznego. Znamienne było, że gdy wyszedł do dziennikarzy usłyszał tylko jedno ogólnikowe pytanie. Wola walki w polityce jest podstawą, obok wyrazistych propozycji. Maj cierpi na poważny deficyt wyrazistości, na pewno nie pomoże Bezpartyjnym Samorządowcom 15 października. Krzysztofa Maja zapamiętam jako polityka podobnego do świetnego aktora Marcina Dorocińskiego, a to trochę mało, żeby powiedzieć o sukcesie. Po debacie rozpłynął się w tłumie, tak jak Bezpartyjni Samorządowy mogą rozpłynąć się po wyborach.
Podsumowanie debaty
Szymon Hołownia, Joanna Scheuring-Wielgus i Krzysztof Bosak – to najwięksi wygrani debaty TVP. I to w takiej kolejności. Największym przegranym jest Krzysztof Maj, a później Mateusz Morawiecki, który bez słowa „Tusk” nie potrafi zbudować zdania i pokazał, że Jarosława Kaczyńskiego jako lidera zastąpić nie potrafi. Donald Tusk debaty nie przegrał, a to już jest sukces, ale też nie wygrał. Nie czarujmy się: widzowie TVP mogą mniej wiarygodnie patrzeć na propagandę stacji wymierzoną w lidera PO. Ale punktów procentowych potrzebnych do zwycięstwa debata pewnie nie da Kolacji Obywatelskiej, choć nie wykluczam, że przed wyborami sondaże będą dla KO korzystniejsze niż obecnie.
Prowadzący debatę Michał Rachoń i Anna Bogusiewicz-Grochowska pokazali, jak nie należy tego robić. Tendencyjne pytania dłuższe od odpowiedzi, powtarzane, żeby sugestywny przekaz utrwalił się w głowach widzów to antydziennikarstwo. Na taką TVP Polacy nie zasługują i na taką debatę tym bardziej. Czekam na dogrywkę na poważnych zasadach i w wiarygodnych mediach.