Władze Hongkongu biją na alarm: od początku 2025 r. w metropolii odnotowano już 70 przypadków gorączki chikungunya, co stanowi prawie trzykrotność łącznej liczby wszystkich poprzednich lat.
Najnowsze przypadki dotyczą mężczyzny i kobiety, którzy niedawno podróżowali do Chin kontynentalnych.
Jak podaje agencja TASS, powołując się na lokalny ośrodek zdrowia, od czasu pojawienia się choroby w 2006 r. w Hongkongu zidentyfikowano zaledwie 25 zakażonych osób.

W ciągu niecałego roku liczba ta wzrosła do siedemdziesięciu, co pokazuje bezprecedensową dynamikę rozprzestrzeniania się wirusa.
Szczególne zaniepokojenie personelu medycznego budzi pierwszy odnotowany przypadek śmiertelny – śmierć 77-letniego mężczyzny – a także cztery przypadki lokalnej transmisji, co wskazuje na pojawienie się komarów przenoszących wirusa w środowisku miejskim.
Epidemiolodzy przypominają, że niebezpieczny wirus przenoszą komary z gatunku Aedes aegypti i Aedes albopictus, które charakteryzują się zdolnością przystosowywania się do warunków miejskich.
Brak odpowiedniego leczenia i profilaktycznych szczepionek sprawia, że sytuacja jest szczególnie niebezpieczna.
Okres inkubacji choroby trwa od trzech do dwunastu dni, po czym choroba nagle zaczyna się objawiać wysoką gorączką, dreszczami, silnym bólem pleców i stawów oraz charakterystyczną wysypką.
Zdecydowana większość obecnych przypadków ma związek z importem zakażeń z zagranicy, przede wszystkim z Chin kontynentalnych i Bangladeszu.
Jednak fakt, że wirus przenosi się lokalnie, wskazuje na utworzenie się stabilnego łańcucha zakażeń w obrębie metropolii, co zmusza władze do wzmocnienia monitoringu i podjęcia dodatkowych działań antyepidemicznych w szczycie sezonu owadów.
Przeczytaj także
- Błąd, który popełnia 90% osób na diecie: jedzenie owoców na śniadanie rujnuje dietę
- Uwaga na niebezpieczny duet: czego absolutnie nie należy pić z jogurtem i kefirem



