Inwestowanie w „betonowe złoto” pod auspicjami „koalicji deweloperskiej”

Sytuacja na polskim rynku mieszkaniowym jest już tak absurdalna, że doczekała się masowego szyderstwa. Tylko co z tego, jeśli „koalicja deweloperska” ma większość zarówno w tej, jak i w poprzedniej kadencji Sejmu.

Betonowe złoto przyszłością narodu. "Koalicja deweloperska" ma większość w Sejmie

fot. Krzysztof Zuczkowski / / FORUM

Inwestowanie w mieszkania stało się w Polsce formą kultu religijnego. To domyślna forma lokowania kapitału dla miażdżącej większości Polaków. Marzeniem milionów jest zostanie rentierem i „landlordem” żyjącym z pracy najemców. Złośliwi dodają, że niedługo wszyscy będziemy mieć po kilka kawalerek i będziemy je sobie wzajemnie wynajmować. I w ten sposób zostaniemy bogaci.

Każde dziecko wie też, że na nieruchomościach nie da się stracić [Uwaga, sarkazm!] i że to wszakże inwestycja „wolna od ryzyka” i znakomita zarówno na dobre, jak i na trudne czasy. Jak się zresztą takim opiniom dziwić, jeśli temat jest „grzany” przez media, inwestycyjnych „guru” oraz… hojnie sponsorowany z pieniędzy podatników. Temu też trudno się specjalnie dziwić, skoro w oświadczeniach majątkowych polityków także królują nieruchomości.

Zobacz takżeChcesz inwestować? Nie powiemy Ci w co, ale powiemy jak! Pobierz Akademię Inwestowania II

Nie chce drożeć? To dajmy dopłaty do kredytów!

Sama moda na inwestowanie w mieszkania nie byłaby taka zła, gdyby nie dwie kwestie. Po pierwsze inwestorzy lokujący miliardy złotych w „betonowym złocie” konkurują na rynku mieszkaniowym z rodzinami, które chciałyby wyprowadzić się na „swoje”. Dodatkowym problemem jest patologiczna Ustawa o ochronie lokatorów skutkująca tym, że mieszkania inwestycyjne często nie trafiają na rynek najmu. Po co się męczyć z nieuczciwymi najemcami, skoro na samym przyroście wartości można zarobić po kilkadziesiąt tysięcy rocznie?

Po drugie jeszcze większą patologią są państwowe dopłaty do kredytów mieszkaniowych, które w znaczącym stopniu przyczyniają się do wzrostu cen mieszkań. To elementarz ekonomii. Przy sztywnej (w krótkim i średnim terminie) podaży większy popyt prowadzi do wyższych cen. Czyli do jeszcze wyższych zysków deweloperów (i ich akcjonariuszy, do których sam należę), flipperów, banków (patrz: rosnące marże w hipotekach”), firm budowlanych i przede wszystkim właścicieli nieruchomości inwestycyjnych (tj. nie takich, w których się mieszka i których raczej nikt nie sprzedaje tylko dlatego, że ich wartość rynkowa wzrosła).

Taką właśnie sponsorowaną przez podatników patologię zaobserwowaliśmy w drugiej połowie 2023 roku. Rząd z naszych pieniędzy postanowił dopłacić do odsetek od kredytu mieszkaniowego wybranym chętnym na zakup nieruchomości. Przy dwucyfrowej inflacji w ramach przedwyborczego „prezentu” rząd Mateusza Morawieckiego zafundował ludziom preferencyjny kredyt oprocentowany na 2% + marża. Nic tylko brać! Tyle że nie za bardzo było co, bo po okresie wyższych stóp procentowych sprzedaż mieszkań mocno spadła i deweloperzy wstrzymali nowe projekty.

Efekt? Wzrost cen metra kwadratowego mieszkania o 10-20% w zależności od miasta. Na dodatek już po wszystkim okazało się, że odpowiedzialne za program "BK2%" Ministerstwo Rozwoju i Technologii zatrudniało ekspertów z branży deweloperskiej. Wygląda to trochę tak, jakby branża sama sobie napisała program rządowych subwencji. Zresztą lobbyści nie mają daleko do urzędników.

Wydawałoby się, że „ciemny lud” jednak przejrzy na oczy i wybierze kogoś, kto nie będzie wspierał sektora bankowo-deweloperskiego. Nic z tych rzeczy! Jesienią 2023 roku naród opowiedział się za ekipą, która poszła krok dalej i obiecywała „kredyt 0%”, a te niestety niedługo wejdą w życie, prowadząc do kolejnych patologii na rynku mieszkaniowym. Koszt? Drobne 21,5 mld złotych wyciągnięte poprzez podatki z naszych kieszeni. No ale czego nie robi się, aby mieszkania były jeszcze droższe i jeszcze mniej dostępne. Po prostu, by żyło się lepiej. Poniższy wpis jest oczywiście „głęboką podróbką” (ang. deep fake), ale jego sens nie odbiega zbyt daleko od rzeczywistości:

Nie wszystkie żarty z mieszkaniowej manii

Gdy rzeczywistość staje się koszmarem, pozostaje już tylko śmiech. Tak to przynajmniej wygląda na polskim rynku mieszkaniowym z punktu widzenia ludzi chcących kupić pierwsze mieszkanie. Kolejne programy mające im pomóc tylko zmuszają ich do brania udziału w absurdalnych wyścigach o własne cztery ściany. „W połowie kwietnia gwałtownie wzrosła liczba rezerwowanych nowych mieszkań – informuje „Rzeczpospolita”. Problem dotyczy zwłaszcza największych polskich miast, które co roku przyciągają tysiące nowych mieszkańców zarówno z innych obszarów polski, jak i imigrantów zarobkowych.

Jednym z bardziej złośliwych profili – przynajmniej z racji swej nazwy – jest Koalicja Deweloperska. Szydercze wpisy byłyby śmieszne, gdyby nie leżały tak blisko prawdy. Oto próbka:

To „obywatelska” inicjatywa sprzeciwiająca się fali nienawiści, jakiej rzekomo padł program „Mieszkanie na start”. Jakże to może być, że na ziemi obiecanej flipperów i deweloperów ktoś ośmiela się podnosić rękę (albo chociaż głos) na dopłaty dla szeroko rozumianej branży deweloperskiej. „Sytuacja jest bezprecedensowa i wymaga jednoznacznego potępienia, jak również natychmiastowego wdrożenia środków zapobiegawczych” – apeluje Koalicja Deweloperska. Nie ma zgody na to, aby każdy mógł sobie krytykować pomysły wspierania naszych dzielnych budowniczych. Zwłaszcza tych, którzy zadowalają się skromną, mniejszą od 50%, marżą na sprzedaży.

Marzenia o domach z betonu

Ale moim osobistym ulubieńcem jest profil o wdzięcznej nazwie „Betonowe Złoto”. To akurat jawna kpina z wyznawców kultu inwestowania w nieruchomości i przy okazji lekki szturchaniec w środowisko goldbugów. Sztandarową propozycją tej inicjatywy jest zalanie betonem kopalni odkrywkowej pod Bełchatowem. Nic przecież tak ładnie nie zwiększa PKB jak bezproduktywne inwestycje w ziemię i beton – czego najlepszym przykładem jest przecież Chińska Republika Ludowa, gdzie budowano całe miasta-widma.

Ruch sprzeciwu wobec dotowania banków i deweloperów jest jednak znacznie szerszy. Powoli zaczyna docierać do ludzi, że pompowanie w rynek nieruchomości pieniędzy podatników nie sprawi, że mieszkań będzie więcej i że staną się one bardziej dostępne. Oczywiście rzeczywistość jest bardziej skomplikowana niż mniej lub bardziej żartobliwe wpisy w mediach społecznościowych. Eksperci zaznaczają, że rządowy program „Kredyt na start” będzie miał mniejszą siłę rażenia od swego niechlubnego poprzednika poprzez narzucone limity. Rośnie też oferta deweloperów, którzy „odmrozili” stare projekty. Nie zmienia to jednak faktu, że jest to kolejna interwencja rządu działająca na korzyść nielicznych (deweloperów i inwestorów) kosztem całego społeczeństwa.

Najzabawniejsza jest w tym wszystkim reakcja polityków. Himalaje hipokryzji (jak zwykle zresztą) osiągnął były premier Mateusz Morawiecki, który zarzucił obecnemu rządowi, że spowodował wzrost cen mieszkań. Sytuacja jest śmieszna podwójnie. Raz że rząd pana Morawieckiego w ubiegłym roku doprowadził do skokowego wzrostu stawek za m2. A dwa że sam pan ex-premier (tudzież jego małżonka) może się pochwalić całkiem okazałym portfolio nieruchomości. Zatem wzrost ich cen leży w jego osobistym interesie.

Zresztą w podobnej sytuacji jest obecny premier Donald Tusk, który w 2021 roku przepisał część majątku na żonę Małgorzatę. Była wśród nich 130-metrowa posiadłość letniskowa na Kaszubach w okolicach Kartuz położona na działce o wielkości 3056 metrów kwadratowych oraz dwa mieszkania w Sopocie. W nieruchomościach gros majątku trzyma też marszałek Sejmu Szymon Hołownia, który w grudniowym oświadczeniu majątkowym wykazał dom, mieszkanie oraz siedlisko. Łączna wartość tych nieruchomości została przez pana Marszałka oszacowana na ponad 5 milionów złotych.

Nic zatem dziwnego, że „koalicja deweloperska” w Sejmie ma na dziś większość konstytucyjną. Przeciwko „Kredytowi na start” opowiada się tylko egzotyczna koalicja skrajnej lewicy spod szyldu Partii Razem oraz… Konfederacja. Poseł Grzegorz Braun powiedział, że „w swej istocie program rządu wychodzi naprzeciw nie obywatelom, a deweloperom, którzy zarobią jeszcze więcej na jeszcze droższych mieszkaniach”. Wtórowała mu skrajnie lewicowa posłanka Daria Gosek-Popiołek, która deklarowała, że „nie podniesiemy ręki za kolejną hybrydą programu, który tylko udaje rozwiązanie dla kryzysu mieszkaniowego, a tak naprawdę jedynie go pogłębi”.

Tylko co z tego, skoro frakcja Lewicy i tak najprawdopodobniej w większości zagłosuje za rządowym projektem, choć doskonale zdaje sobie sprawę z tego, do czego doprowadzi ten program. Cóż, „koalicja deweloperska” okazuje się tym czymś, co łączy posłów ponad partyjnymi podziałami. Przecież czyż nie tego sobie przez lata życzyliśmy?

Źródło

No votes yet.
Please wait...

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *